Prezydent Polski zaprasza papieża ze strony państwa. Wcześniej zaprosił go polski episkopat. Ratzinger miałby odwiedzić nasz kraj w 2015 r., z okazji 1050-lecia chrztu Polski. Oba zaproszenia są niezbędne, aby doszło do wizyty. Taka jest procedura. Na wizycie zależy też szczególnie metropolicie krakowskiemu, kard. Dziwiszowi. Chciałby w ten sposób uczcić dziesiątą rocznicę odejścia Jana Pawła II. A zarazem połączyć wizytę z kolejnym Światowym Dniem Młodzieży. Ma tu rywala, bo o to samo zabiega Kościół rzymskokatolicki na Łotwie.
Decyzja Watykanu na ten temat ma zapaść w przyszłym roku. Te zloty młodzież pod auspicjami Kościoła mają też wymiar ekonomiczny. Uczestnicy nie tylko się modlą, ale też zostawią w mieście dziesiątki milionów euro.
Ale nim zostawią, trzeba wizytę dobrze zorganizować z współudziałem państwa. I tu pojawiają się znaki zapytania. Bo nie wiemy, czy za trzy lata rząd będzie stać na dofinansowanie wizyty. Nie wiemy też, jaka będzie atmosfera w Polsce szykującej się do wyborów prezydenckich, a może i parlamentarnych. Podróż Benedykta do Polski w roku wyborczym może prowokować do manipulacji polityczno-partyjnych. Nie tylko ze strony opozycji, ale też obozu rządzącego.
Trzy lata to jednak dużo. Papież w 2015 r. zbliżałby się do dziewięćdziesiątki. Nie wiadomo, czy rzymscy kurialiści chcieliby narażać zdrowie szefa. Na razie mówimy więc o pobożnych życzeniach wszystkich zainteresowanych.