Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Morze betonu

Polskie plaże zalane betonem

Gabiony (druciane skrzynie wypełnione kamieniami) ciągną się kilometrami od Jastrzębiej Góry w stronę Karwii. Gabiony (druciane skrzynie wypełnione kamieniami) ciągną się kilometrami od Jastrzębiej Góry w stronę Karwii. Wojciech Wójcik / BEW
Wybrzeże się zbroi. Betonujemy i umacniamy już prawie 300 km plaż. Oficjalny powód: walka z morzem. Ani się obejrzymy, a nasze plaże zaczną przypominać Linię Maginota.
Betonowe gwiazdobloki we Władysławowie.Krystian Maj/Reporter Betonowe gwiazdobloki we Władysławowie.
Plaża i ruiny kościoła w Trzęsaczu. Świątynia pierwotnie wzniesiona została w odległości ok. 2 km od brzegu morza, uległa zniszczeniu w wyniku procesów abrazyjnych.Adam Ławnik/EAST NEWS Plaża i ruiny kościoła w Trzęsaczu. Świątynia pierwotnie wzniesiona została w odległości ok. 2 km od brzegu morza, uległa zniszczeniu w wyniku procesów abrazyjnych.

Odcinek wybrzeża między Karwią a Ostrowem. Słońce, czysta woda, żadnych sinic, z powodu których na kilka dni zamknięto kąpieliska w Trójmieście. – Lasek piękny, plaża też, ale czuję się nieswojo. To wygląda księżycowo, nieludzko, trochę jak poligon. Jakbym była w miejscu, gdzie zaraz coś złego może się wydarzyć – szuka porównań Hanna Boguszewska, która przyjechała z Gdyni.

Do plażowania w Karwi zniechęcił ją tłok, więc poszukała miejsca bliżej Ostrowa, w Nadmorskim Parku Krajobrazowym. A tu, jak okiem sięgnąć, wzdłuż wydmy porośniętej sosnowym laskiem, na długości paru kilometrów, aż do Jastrzębiej Góry ciągnie się potężny wał: wielostopniowa, odcinkami niższa lub wyższa konstrukcja z drucianych skrzyń wypełnionych kamieniami. To tzw. gabiony. Tu i ówdzie wał jest przerwany przejściami dla pieszych. Te umocnienia to nowość. Gdzie indziej straszą starsze, betonowe – w Mielnie i Ustroniu – gwiazdobloki, w Kołobrzegu – wavebloki. Swego czasu eksperymenty, które się nie sprawdziły. Teraz mają je wyprzeć szańce z kamienia.

Budują trzy lokalne Urzędy Morskie – w Gdyni, Słupsku i Szczecinie. Wspierają i negocjują samorządy, często metodą miękkiego lobbingu z wykorzystaniem wieloletnich znajomości. Płaci Unia z Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko. Do tych funduszy dochodzą pieniądze budżetu państwa, zgodnie z ustawą z 2003 r. przeznaczone na „Program ochrony brzegów morskich”.

Ale za te pieniądze, w zamierzeniu przeznaczone na finansowanie umocnienień tam, gdzie zagwarantują one ochronę miasteczek albo ważnych obiektów, w Polsce planuje się uzbroić prawie 300 km plaż! Pełne ręce roboty mają w Urzędzie Morskim w Słupsku. Kołobrzeg zyskuje próg podwodny i ostrogi brzegowe za ponad 50 mln zł, do tego opaskę za ponad 16 mln zł. Brzegi na wschód od Darłowa czeka za 180 mln zł modernizacja istniejących już budowli (tzw. falochrony wyspowe), budowa 53 ostróg i dobudowa kolejnego odcinka wału na mierzei jeziora Kopań.

Na Ustkę, Rowy i Łebę jest ponad 190 mln zł. Na wały przeciwpowodziowe chroniące mierzeję jeziora Jamno pieniądze (blisko 30 mln zł) pozyskał Zachodniopomorski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Szczecinie.

W 2011 r. z tej puli na całe wybrzeże wydano już blisko 54 mln zł. Na rok bieżący zarezerwowano 70 mln zł.

Są pieniądze i zyski

Powód pierwszy masowego zbrojenia wybrzeża jest banalny. Są pieniądze, to trzeba je wydać. (Co lokalnie dobrze sprzedaje się w konwencji narodowej: trzeba bronić polskiej ziemi, wydzieranej przez morze; w publicznych wypowiedziach przedstawicieli administracji morskiej raz po raz pobrzmiewają wojenne tony, pojawiają się sformułowania o obronie linii brzegowej, lokalizowaniu nowych zagrożeń, utracie terenów nadmorskich itp.).

Nikt nie kwestionuje potrzeby podnoszenia nabrzeży portowych, działań na brzegach, których zaplecze jest intensywnie zagospodarowane i zamieszkane, ale po co za ogromne pieniądze walczyć z morzem na Centralnym Poligonie Sił Powietrznych w Wicku Morskim, gdzie woda podchodzi podobno pod dwie z czterech wyrzutni rakietowych. „Zakłada się wykonanie konstrukcji ochronnych w postaci opaski brzegowej typu ciężkiego (...), progów podwodnych i podobne konstrukcje hydrotechniczne” – czytamy w opisie zamierzenia. To na długości 4,5 km. Przyznano na to łącznie 130 mln zł (110,5 mln zł z PO Infrastruktura i Środowisko, reszta – budżet państwa).

Dr Tomasz Łabuz, geomorfolog z Uniwersytetu Szczecińskiego, nie widzi sensu kosztownej walki poligonu z morzem: – Woda i tak będzie się wdzierać za wał – uważa. – Ochronimy te stanowiska rakietowe na dwa, trzy lata, żeby wojsko mogło postrzelać, a kto zapłaci za straty w miejscowościach sąsiednich, Ustce i Jarosławiu, gdzie te umocnienia zaburzą naturalny układ dynamiczny? Już są tam problemy, a po umocnieniu Wicka będą jeszcze większe.

 

I dodaje, że taniej byłoby te wyrzutnie rozebrać i przesunąć. Nic jednak nie wskazuje na to, aby administracja morska próbowała przekonać wojsko do takiego rozwiązania. Słupscy urzędnicy podkreślają, że chodzi przecież o poligon NATO. Jego użyczanie przynosi dochody.

Powód drugi masowego betonowania brzegów też jest w sumie banalny. Szańce dają zarobić – prywatnym właścicielom gruntów, deweloperom, samorządom.

Tak jest między Jastrzębią Górą a Karwią. Na zapleczu tamtejszych umocnień w ogóle nie ma zabudowy – domów, szkół czy pensjonatów. Są łąki. Do letniskowej wsi Ostrowo, posadowionej na lekkim wzniesieniu, więc niezagrożonej, jest ponad kilometr. W Urzędzie Morskim w Gdyni tłumaczą, że chodzi o drogę. Zwykłą lokalną asfaltówkę, od morza oddzieloną zresztą jeszcze wydmowym laskiem szerokości 100–250 m. – Nie są to wielkie wydmy, ale miejscowi nie pamiętają, aby kiedykolwiek morze drogę przerwało. A jeżeli ktoś miał obawy, to można było w wydmy wprowadzać jakieś lżejsze umocnienia i potem zasypywać – uważa dr Elżbieta Gerstmann, geograf i geomorfolog, członek Wojewódzkiej Rady Ochrony Przyrody.

I przypomina o starych Kaszubach, którzy, choć nie pokończyli fakultetów, wiedzieli, że na wydmach nie robi się ciężkich umocnień, bo zapadają się w piasek. Tu zdecydowano się jednak na monstrualne konstrukcje, na które wydano prawie 70 mln zł. Rok temu pracownicy Urzędu Morskiego w Gdyni przekonywali media, że owe zapory powinny wytrzymać sto lat i 12-stopniowe sztormy, a jednak morze już zimą br. część umocnień zerwało i wyniosło do lasu.

Ludzie skłonni są więc teraz myśleć, że sztorm był tak straszny, że aż porwał gabiony – mówi Jarosław Jaszewski, kierownik Nadmorskiego Parku Krajobrazowego. – Czyli, gdyby ich nie było, to zalałoby drogę, a może jeszcze dalej. A tymczasem, gdyby ich nie było, woda rozlałaby się po lesie i wsiąkła – jak co roku.

Gdy tylko brzeg między Karwią a Jastrzębią Górą został ufortyfikowany, właściciele działek za drogą, na przedpolu Ostrowa, zaczęli zwozić ziemię i podnosić swój teren. Czyli polder, łąki zalewowe, rodzaj naturalnej ochrony przed powodzią. Kawałek dalej łąki zasypywała sama gmina. Z myślą o deweloperach, którzy kupują takie działki taniej i czekają na zmianę miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Czyli na to, że lokalne władze zmienią ich przeznaczenie na budowlane. Co się zwykle dzieje.

Roman Kużel, radny Władysławowa, mieszkaniec Jastrzębiej Góry, przyznaje, że słyszał już od Jana Głowienki, wiceburmistrza Władysławowa, że trzeba zmienić plan, działki w Ostrowie przekwalifikować, bo przecież gmina musi się rozwijać. Od terenów zabudowanych do kasy gminnej wpływają podatki. No i gminy starają się wspierać turystyczny biznes. A Ostrowo to wieś letniskowa, nastawiona na turystów.

Jest co chronić

Czasem, zwłaszcza tam gdzie są klify, zapomina się, że głównym szkodnikiem wcale nie musi być morze. To doświadczenie Jarosławca, ale też Jastrzębiej Góry. Na tutejszy klif na wysokości centrum 10 czy 12 lat temu nałożono opaskę z gabionów. Powstała monstrualna piramida, wysoka na kilkadziesiąt metrów. Miała chronić przed morzem odcinek klifu, na którym znajduje się „Bałtyk” – ośrodek wypoczynkowy Ministerstwa Finansów. Rychło jednak okazało się, że głównym źródłem problemów jest tutaj nie morze, lecz nieuregulowana gospodarka wodno-ściekowa na lądzie.

Dziś, po różnych próbach opanowania sytuacji, dofortyfikowania plaż, nie jest lepiej, tylko gorzej. Nieco dalej w kierunku Władysławowa straszy gigantyczne osuwisko, powstałe wskutek niefortunnej próby przeprowadzenia drenażu.

– Ta skarpa zawsze spadała, metr, półtora, dwa metry rocznie, ale po ostatnich umocnieniach w ciągu 18–20 miesięcy 15 m klifu spadło na plażę, w tym część przedwojennego nadmorskiego bulwaru – relacjonuje Roman Kużel. – Teraz ten proces postępuje znacznie szybciej. Każdy pensjonat ma utwardzone parkingi, promenada jest utwardzona, a gospodarka wodno-ściekowa nie nadąża za tymi zmianami.

Są idee lokalne

Andrzej Cieślak z Urzędu Morskiego w Gdyni jest współautorem opracowania „Strategia ochrony brzegu morskiego”, powstałego pod koniec lat 90. Strategia była punktem wyjścia dla wspomnianej ustawy, którą wprowadzono, „Program ochrony brzegów morskich”, gwarantujący na lata 2004–23 stały dopływ pieniędzy (nie mniej niż 25,5 mln zł rocznie, łączne nakłady nie mniejsze niż 911 mln zł). Założenie było jednak takie, że pilnujmy wybranych fragmentów, gdzie mamy dużo do stracenia – miasta, porty, tereny intensywnie zagospodarowane, ale resztę odpuszczamy, by przyroda miała trochę oddechu.

– Jednak pieniądze, które na to płyną, są chwilami za duże – wyrywa się Andrzejowi Cieślakowi. – Nie myśli się, że to, co teraz budujemy, trzeba będzie utrzymać, konserwować. Nie co roku. Ale trzeba rezerwować na ten cel 5–8 proc. wartości inwestycji rocznie.

Na wielu odcinkach chronionych administracji morskiej pozostawiono spore pole manewru przy wyborze sposobu działania. Ale coraz częściej ten wybór pada na formy ciężkich umocnień. Aczkolwiek poszczególne urzędy nie są zgodne w strategiach. W Urzędzie Morskim w Słupsku krytykują kolegów z Gdyni – za gabiony, za nasypywanie piasku na plaże Półwyspu Helskiego. Sypanie piasku jest rozwiązaniem „miękkim”, bliskim naturze. – Zmarnowano mnóstwo pieniędzy – grzmi Adam Borodziuk, dyrektor techniczny UM w Słupsku. – Zwłaszcza tam gdzie nie ma żadnej infrastruktury, namacalnych obiektów inżynierskich, które by ten piasek trzymały.

Ale sami też umacniają. Nadstawiają wały i opaski z kamiennym obrzutem, budują podwodne progi kamienne i systemy ostróg. – Tyle że idziemy w innym kierunku niż Gdynia – podkreśla Borodziuk. – Budujemy infrastrukturę techniczną namacalną, na 50–100 lat, nasza technologia opiera się na narzutach z kamienia naturalnego – granitu.

Ciężkim budowlom ochronnym też jednak towarzyszy zanik plaż. Dyrektor Borodziuk wierzy, że znalazł na to sposób – umocnienia kompleksowe (progi, ostrogi i opaski na jednym terenie). – Pobożne życzenia – komentuje dr Elżbieta Gerstmann. – Po kawałku trzeba będzie umacniać kolejne fragmenty brzegu. U nas na ogół te na wschód, ze względu na dominujący kierunek wiatrów.

Tymczasem Adam Cieślak dodaje, że sensowna ochrona brzegów to wcale nie budowanie umocnień wszędzie, gdzie wystarczy pieniędzy. Przeciwnie, ingerencja o charakterze technicznym powinna być ostatecznością. Dopuszczalną dopiero wtedy, gdy człowiek nie ma możliwości się wycofać, a erozja postępuje. Bo ingerencja zawsze ma negatywny wpływ na inne odcinki brzegu. Przy naszym typie brzegu takie oddziaływanie przenosi się na dziesiątki kilometrów.

Co więcej, za sprawą rozbudowy fortyfikacji z betonu i kamienia, na innych odcinkach coraz mniej skuteczne stają się metody bliskie naturalnym. Dr Tomasz Łabuz może udowodnić, że piasek nawożony, aby utrzymać plaże w miejscowościach turystycznych, znika w coraz szybszym tempie. To oznacza coraz większe koszty i efekty niespełniające oczekiwań.

Wojnie o plaże nie towarzyszy też prosty rachunek ekonomiczny: czy na przykład kolejny nowy hotel na skraju plaży da gospodarce więcej, niż trzeba będzie wydać na jego obronę? Może zamiast ładować miliony w szańce, korzystniej będzie zapłacić odszkodowanie za ten czy ów zagrożony pensjonat, oddać morzu jakiś skrawek, by miało z czego dosypywać po sąsiedzku?

Jest strategia państwowa

Ale teoria i praktyka dramatycznie się rozjeżdżają nie tylko na środkowym wybrzeżu. Argumenty o przyrodniczych, krajobrazowych walorach plaż zderzają się nie tylko z racjami inwestorów i współdziałających z nimi samorządów, ale też z lobbingiem posłów. Którzy czują się w obowiązku bronić polskiej ziemi przed atakiem morza.

Archiwa sejmowe kryją całe stosy interpelacji o opaski, ostrogi, bulwary, obwałowania. Część posłów chyba w ogóle lepiej się czuje na oszańcowanej plaży. W czerwcu 2012 r. za „pięknie odrestaurowane brzegi Jastrzębiej Góry, Karwi i okolic Rozewia, które nigdy nie wyglądały tak pięknie i nie były zabezpieczone tak jak w chwili obecnej” gorąco dziękowała Annie Wypych-Namiotko, podsekretarzowi stanu w Ministerstwie Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej, posłanka Krystyna Kłosin z PO. A poseł Marek Matuszewski z PiS domagał się równie „prawidłowych trwałych zabezpieczeń” dla brzegu na zachód od Karwi, jak te po stronie wschodniej.

W sprawie plaż przydałyby się na przykład regulacje zdejmujące z państwa odpowiedzialność za nowe budowle powstające na terenach zagrożonych. Kto bardzo łaknie widoku z klifu, komu miłe tereny zalewowe, niech buduje – ale na własne ryzyko.

Na razie myśl urzędniczo-poselska zmierza jednak w przeciwnym kierunku. W Ministerstwie Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej dojrzewa pomysł nowelizacji rzeczonej ustawy. Intencją jest rozwinięcie linii frontu – obecnie ustawowo chronimy już brzeg na długości 203 km, a miałyby dojść do tego jeszcze 82 km. W sierpniu zaczną się społeczne konsultacje dokumentów będących punktem wyjścia do zmian.

Zatem spieszmy nad Bałtyk, póki są jeszcze plaże, jakie znamy – niezmilitaryzowane.

Polityka 29.2012 (2867) z dnia 18.07.2012; Kraj; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Morze betonu"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną