Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Na zapleczu

Pies czyli kot

Jak donosi Marek Migalski, stu parlamentarzystów PiS, którzy przyjechali do Smoleńska na uroczystości 10 kwietnia 2010 r., po katastrofie dało się „jak barany” zamknąć w autobusach i zawieźć do restauracji na obiad.

Tymczasem, zdaniem Migalskiego, powinni wszyscy popędzić – choćby pieszo – na miejsce katastrofy, by pomagać.

Polska jest najważniejsza, ale czasami ważne jest też, żeby wiedzieć, o co ma się do ludzi pretensje. Po pierwsze – nikogo by tam nie dopuszczono, a po drugie – i ostatnie – dlaczego nie zjeść obiadu, skoro nic więcej nie można zrobić? Nawet żołnierze w okopach muszą się odżywiać, co pewnie według europosła też jest naganne, bo zamiast żreć, powinni walczyć za ojczyznę.

To tylko przykład, jak ważne sprawy zaprzątają umysły naszych polityków. Warto wspomnieć, że jednym z baranów w restauracji był Antoni Macierewicz, który w lutym bieżącego roku zapisał się wreszcie do PiS. Gdy tylko się zapisał, od razu objął stanowisko szefa partii okręgu piotrkowskiego i pokazał, jak rządził Dzierżyński. Wyrzucił wszystkich dotychczasowych działaczy i zatrudnił swoich ludzi. Przerażony tym Jarosław Kaczyński zarządził audyt w Piotrkowie. Macierewicz wiedziony niezawodnym instynktem byłego ministra spraw wewnętrznych ani przez chwilę nie uzewnętrznił swoich obaw, że ktoś na przykład zobaczy, jak ma urządzony gabinet i gdzie są drzwi do łazienki. Na wszelki wypadek przyjął zatem panią audytor na zapleczu sklepu meblowego, gdzie nie było okien. I tyle audytorka widziała. Ciekawe, w jakim miejscu Macierewicz przyjmie Kaczyńskiego, gdy ten kiedyś pojawi się w Piotrkowie.

W minioną niedzielę „Lożę Prasową” w TVN24 przerwała zapowiedziana zresztą przez prowadzącą – co uczciwie trzeba dodać – konferencja prasowa Krzysztofa Rutkowskiego. Obecni byli także członkowie rodziny męża oskarżonej o zamordowanie dziecka Katarzyny W. Inscenizacja konferencji była powalająca. W tle jacyś faceci w kominiarkach, a na pierwszym planie nasz prowincjonalny Ryszard III miotający bez najmniejszych wątpliwości zapewnieniami, że morderczyni zostanie ukarana.

Praktycznie rzecz biorąc, prokuratura i sądy nie mają już nic do roboty. Detektyw sprawę załatwił w trymiga. Jakby tak ożenić (najmocniej przepraszam za słowo, bo nie „to” miałem na myśli) Macierewicza z Rutkowskim, to każdego tygodnia mielibyśmy coś z głowy. Spaliłoby się na stosie Kubę Wojewódzkiego, lesbijki, które pokazują się z dzieckiem na okładce „Newsweeka”, i na wszelki wypadek, dla przykładu, wylosowanych przez Joachima Brudzińskiego trzech lekarzy stosujących metodę in vitro. Nic tak nie oczyszcza, jak dobrze rozpalony stosik miłości bliźniego i szacunku do wolności przekonań.

A propos ogniska. Wszystko wskazuje na to, że tlą się, i to już porządnie, portki niektórych działaczy PSL. „Puls Biznesu” i „Wyborcza” ujawniły taśmy świadczące o nepotyzmie, nadużyciach, wykorzystywaniu państwowego majątku dla własnej korzyści i zarządzaniu spółkami Skarbu Państwa jak własnym folwarkiem. O tym, że takie rzeczy mają miejsce, przebąkiwało się już od dawna. Teraz przebąkiwania okazały się prawdą.

To lato jest dla niektórych wręcz tragiczne. Trąby powietrzne, które jeszcze 30 lat temu traktowano u nas jako rzadką „atrakcję”, dziś stały się niestety coraz większym zagrożeniem. Meteorologicznych radarów jest za mało, by w porę ostrzegać o możliwym kataklizmie. Do tej pory nie słyszę, aby coś w tej sprawie planowano zrobić. Trąby powietrzne będą i w przyszłym roku, ale chodzi o to, żeby nie ginęli ludzie. To, co piszę, jest oczywiste, jednak uważam, że głupio nie robię, bo politycy zajmują się głównie sobą.

Trzy lata temu prasa podała, że Komisja Europejska wystawiła Polsce fatalną ocenę – najgorzej wśród 27 państw UE dba się u nas o rodzinę, dzieci i ochronę zdrowia. Nic się do dziś nie zmieniło. Mało kto zajmuje się tym, jak ludziom polepszyć życie, wszyscy gadają tylko o wyższości jednego zarodka nad drugim. Ponieważ sprawa dotyczy dogmatu Kościoła, więc chcę tylko przypomnieć, że gdzie zaczyna się dogmat, tam kończy się myśl.

Polityka 29.2012 (2867) z dnia 18.07.2012; Felietony; s. 99
Oryginalny tytuł tekstu: "Na zapleczu"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną