Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Urzędy na włościach

Bezdomne urzędy państwowe

Współczesna kolumnada Sądu Najwyższego. Współczesna kolumnada Sądu Najwyższego. Stanisław Ciok / Polityka
Instytut Pamięci Narodowej nie jest jedyną państwową instytucją bez własnej głównej siedziby. Gmachów publicznych brakuje w Warszawie od zarania niepodległej Polski. Przypominamy niezwykłą historię wędrówek urzędów po stolicy.
Socrealistyczny gmach Ministerstwa Rolnictwa.Tadeusz Późniak/Polityka Socrealistyczny gmach Ministerstwa Rolnictwa.
Pałac Blanka - siedziba Ministerstwa Sportu.Tadeusz Późniak/Polityka Pałac Blanka - siedziba Ministerstwa Sportu.

Przez pierwsze lata II RP ministerstwa lokowano, gdzie tylko się dało, często jedno pod paroma adresami. Zmodernizowano i odrestaurowano budynki wykorzystywane przez zaborcę. Zamek Królewski stał się siedzibą prezydenta RP, a Pałac Radziwiłłów przy Krakowskim Przedmieściu, z uwagi na swego carskiego lokatora zwany Namiestnikowskim, zajęło Prezydium Rady Ministrów. Przy Rymarskiej, w dawnej siedzibie Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu ulokowano Ministerstwo Skarbu, a w Pałacu Prymasowskim przy Senatorskiej 15 (wcześniej była tu Komisja Rządowa Wojny i wojskowe rosyjskie zarządy) – Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych. Gruntownie przebudowane koszary litewskiego pułku przy ul. Nowowiejskiej zajęło Ministerstwo Spraw Wojskowych.

Do nowych potrzeb zaadaptowano kilka przejętych przez państwo pałaców i gmachów. Ministerstwo Komunikacji pierwszą siedzibę miało na rogu Nowego Światu 14 i al. 3 Maja, dziś Al. Jerozolimskie, w miejscu, gdzie po II wojnie stanął Dom Partii (b. KC PZPR).

Do wybudowanych od podstaw należał gmach Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego przy al. Szucha 25 (w 1925 r. funkcjonowało ono pod 7 adresami) – dziś siedziba MEN i ulokowany tuż obok gmach Najwyższej Izby Kontroli, przejęty po II wojnie przez MSZ. Oba te budynki były zaczątkiem nowej rządowej dzielnicy, wzdłuż planowanej al. Marszałka Piłsudskiego, do której powstania z powodu niemieckiej agresji już nie doszło.

Po wojnie

Podczas wojny gmachy przy Szucha, z uwagi na to, że znalazły się w obrębie dzielnicy zajętej przez Niemców, ucierpiały niewiele. Inne przedwojenne budynki ministerstw w zasadzie przestały istnieć, zniszczone podczas działań wojennych lub po powstaniu warszawskim. Nowy „lubelski” rząd wiosną 1945 r. zastanawiał się nawet nad przeniesieniem stolicy do mało tkniętej wojną Łodzi. Premierowi Edwardowi Osóbce-Morawskiemu ledwo udało się odwieść od tego pomysłu Bolesława Bieruta, przewodniczącego Krajowej Rady Narodowej. Argumentem przesądzającym była obietnica wielkiej pomocy ze strony ZSRR w odbudowie Warszawy. Wymierną pamiątką po tej różnie dziś ocenianej i szacowanej pomocy jest Pałac Kultury i Nauki. Jego budowniczowie postawili przy ul. Belwederskiej też drugi pałac – siedzibę Ambasady ZSRR, swoją wielkością przyćmiewający położony niedaleko Belweder.

Szybko przystąpiono też do stawiania nowych gmachów, których scentralizowany i zbiurokratyzowany socjalistyczny ustrój potrzebował dużo więcej niż ustrój miniony. Ich budowę ułatwiła wojna, która zniszczyła całe kwartały dawnej zabudowy Warszawy i dekret Bieruta o przejęciu przez państwo gruntów warszawskich.

Nowa dzielnica centralnych urzędów z Hotelem Miejskim (potem Grand) dla interesantów powstała w rejonie pl. Trzech Krzyży oraz ulic Kruczej i Wspólnej. Ulokowano tu m.in. Państwową Komisję Planowania Gospodarczego, Ministerstwo Górnictwa i Energetyki, a w budynku, w typowym dla tamtej epoki stylu realizmu socjalistycznego, z ogromną kolumnadą wzdłuż ul. Wspólnej – Ministerstwo Rolnictwa. Ta kolumnada miała być wyeksponowana po wyburzeniu kamienic między Wspólną i Hożą i stworzeniu w tym miejscu wielkiego placu, do czego już nie doszło. Budowa nowych gmachów przypominających swą architekturą (wielkie hole, kolumny i dziedzińce) i bogatym wnętrzem wykpiwane przez ówczesną propagandę obszarnicze i burżuazyjne pałace nie budziła entuzjazmu obywateli, z których niewielka tylko część mogła się z ruder wprowadzić na opiewane w piosenkach i czytankach Mariensztat, Muranów czy MDM. Krytykowano też sens budowy dzielnicy dla tysięcy urzędników, pustej po godzinach ich pracy.

Poza rejonem ul. Kruczej wielkie gmachy stanęły przy ul. Świętokrzyskiej – dla Ministerstwa Finansów i NBP, oraz przy ul. Rakowieckiej – dla MSW, z długimi korytarzami, dobrymi – jak wspominał minister Andrzej Milczanowski – do treningu biegaczy. Odbudowano też Sejm i postawiono Dom Partii, który wówczas należał do gmachów najważniejszych, jeśli chodzi o rangę.

Gmach dla Prezydium Rządu stanął w 1952 r. przy Wspólnej 62. Zdaniem niektórych architektów i krytyków projektant Marek Leykam zakpił ze swoich zleceniodawców, stawiając im w latach socrealizmu budynek będący, zdaniem warsawianisty Jerzego S. Majewskiego, „wariacją na temat renesansu włoskiego”. W środek bryły budynku o kształcie sześcianu, wzorowanego na florenckich renesansowych pałacach, Leykam wpisał wielkie atrium z pięcioma poziomami krużganków, nakryte kopułą ze szklanymi iluminatorami. Ogromne atrium powoduje, że ów budynek, który normalnie miałby ok. 10 tys. m kw. powierzchni, ma jej jedynie 5,8 tys. Zbudowano w nim też dwie podziemne kondygnacje, z których jedna była schronem przeciwatomowym na 400 osób. W latach PRL było w nim kino Barbara, a potem dyskoteka Ground Zero.

Bierutowskie Prezydium Rządu zebrało się przy Wspólnej zaledwie parę razy. Już w 1953 r. przeprowadziło się do odbudowanych gmachów po carskim korpusie kadetów w Al. Ujazdowskich (dziś Kancelaria Premiera). Budynek przy Wspólnej zajęły biura projektów przemysłu obronnego i motoryzacyjnego. Z czasem jego dysponentem została FSO, a potem koreańskie Daewoo. I od syndyka tej upadłej firmy gmach kupiła spółka Euro Invest, należąca do Kulczyk Holding. Po modernizacji kosztem 70 mln zł dawny gmach, nazwany Ufficio Primo, stał się prestiżowym i jednym z najdroższych warszawskich biurowców, z wyjściową stawką czynszu 26 euro za m kw.

Po nowemu

U schyłku PRL państwowymi gmachami zarządzał szef Urzędu Rady Ministrów. Od jego woli zależało, czy nowy lub przekształcany urząd dostanie lepszą czy gorszą lokalizację, zajmie mniej lub bardziej prestiżowy gmach. A że administracja centralna reorganizowała się i notorycznie rosła, to rosła też pozycja szefa URM. Deficyt biurowej powierzchni skłonił władze do stawiania biurowców typu Lipsk (technologia rodem z NRD) z aluminium, gipsu, azbestu i szkła. Do paru wprowadziło się m.in. kilka departamentów MSW.

Upadek PRL i centralnie sterowanej gospodarki nie poprawił urzędom sytuacji lokalowej mimo pozyskania budynków po komitetach rozwiązanej PZPR. Dopiero po 1989 r. lepsze locum dostały instytucje powołane w końcówce poprzedniego ustroju: Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, Trybunał Konstytucyjny czy NSA. A teraz przyszło jeszcze szykować siedziby m.in. dla: Kancelarii Prezydenta, Senatu, Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej, Prokuratorii Generalnej, IPN, Rzecznika Praw Dziecka, Głównego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, dla służb specjalnych – od ABW po CBA, a także dla nowych urzędów-regulatorów: do spraw energetyki, finansów, leków, radia i telewizji, ochrony konkurencji i konsumentów itd.

Państwo wybudowało jeszcze nową siedzibę dla Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego. Zakupiono też biurowiec przy Czerniakowskiej dla Ministerstwa Sprawiedliwości i budynek zwany „Szpiegowcem”, który prywatny deweloper postawił tuż przy gmachu MSZ. Udało się rozbudować gmach Urzędu Patentowego. Ale już raczej ad calendas graecas odłożono ambitne plany kilku kolejnych ministrów obrony o postawieniu w Warszawie „polskiego Pentagonu”. Minister Bogdan Klich uznał, że priorytet ma profesjonalizacja armii i w 2008 r. rozwiązał Biuro do spraw Budowy Nowej Siedziby MON.

Niektóre nieruchomości wykorzystywane dotąd przez urzędy Skarb Państwa musi zwracać dawnym właścicielom bądź ich spadkobiercom. Oddał m.in. kamienicę przy Długiej, gdzie była Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych. Rozpatrywane są roszczenia wobec pałacyku MSZ przy ul. Foksal. Obalenie bierutowskiego dekretu o gruntach warszawskich mogłoby się zakończyć wielką eksmisją tysięcy urzędników.

W 2008 r., po krytycznym raporcie NIK o gospodarowaniu nieruchomościami Skarbu Państwa przekazywanymi do dyspozycji centralnych urzędów, Sejm znowelizował ustawę o gospodarce nieruchomościami i kompetencje w tej sprawie z rąk szefa MSWiA przekazał ministrowi skarbu. Dziś to on gospodaruje nieruchomościami na potrzeby urzędów, w czym wspomagany jest przez starostów powiatów (w Warszawie przez jej prezydenta), na terenie których nieruchomości leżą. Ci nie czynią tego bezinteresownie, lecz za 25 proc. wpływów z różnych opłat za te nieruchomości. Ich wysokość bądź zwolnienie z niektórych zależy od formy władania obiektem przekazanym do dyspozycji urzędu.

Najbardziej popularny i pożądany jest tzw. trwały zarząd, pozwalający czuć się gospodarzem gmachu prawie pełną gębą. Choć i tu prawo nakazuje uzyskanie zgody ministra skarbu np. na podnajęcie części budynku, choćby był to tylko jej metr kwadratowy pod ustawiony w holu urzędu bankomat.

Wiele urzędów całą swą siedzibę lub jej część wynajmuje na warunkach komercyjnych, choćby Prokuratoria Generalna, Rzecznik Praw Dziecka czy Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (ta ostatnia od Konferencji Episkopatu Polski). Według danych Ministerstwa Skarbu ok. 40 instytucji korzysta z użyczonej im lub najmowanej powierzchni (razem to ok. 150 tys. m kw.). Na rynku nieruchomości wynajmuje się ok. 85 tys. m kw. (z czego blisko 60 tys. m kw. w Warszawie), co kosztuje ponad 45 mln zł rocznie.

Czy nie byłoby lepiej państwowe gmachy wybudować? Takiej kalkulacji się nie robi, przyjmując, że dziś wynajem jest lepszy. Poza tym łatwo sobie wyobrazić targi urzędów o miejsce w tej inwestycyjnej kolejce. Ciężko byłoby też mniejsze urzędy namówić do „zamieszkania” pod wspólnym dachem, bo ich szefowie i dyrektorzy generalni wolą, by im inna kucharka nie zaglądała do garnka.

Przedsmak podobnej sytuacji Ministerstwo Skarbu ma już za sobą. Chcąc obniżyć koszty wynajmu biur w Warszawie, podjęło się roli zbiorowego najemcy na komercyjnym rynku biur potrzebnych urzędom. Skoro przez „grupowe” zakupy urzędy taniej kupują samochody i spinacze, to dlaczego w ten sam sposób nie wynajmować pomieszczeń na biura? Z dobrego pomysłu nic nie wyszło, bo do zbiorowego i zapewne tańszego najmu chętnych nie było.

Obszarnicy

W trwały zarząd ministerstwom i urzędom centralnym przekazano 596 nieruchomości o powierzchni gruntów 4,9 mln m kw. i 1,5 mln m kw. powierzchni użytkowej budynków. Spośród ministerstw najwięcej gruntów w trwałym zarządzie ma MSW (1,18 mln m kw.) i do tego 48,6 tys. m kw. powierzchni w budynkach. Do posażnych należą też resorty sprawiedliwości, kultury oraz sportu. Wśród urzędów centralnych prym wiedzie Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (nieco ponad 1 mln m kw. gruntów, czyli 100 ha) i 125,5 tys. m kw. powierzchni w budynkach (w centrali i w delegaturach). Tuż za nią, jeśli chodzi o posiadane grunty, jest Agencja Wywiadu (0,96 mln m kw.) i Służba Wywiadu Wojskowego (0,59 mln m kw.). Stosunkowo „młode” Centralne Biuro Antykorupcyjne „dorobiło” się dotąd tylko 18,5 tys. m kw. gruntów. Sporym obszarnikiem jest też KRUS – 180 tys. m kw. gruntów i 88,5 tys. m kw. powierzchni w budynkach.

Polityka 37.2012 (2874) z dnia 12.09.2012; Kraj; s. 30
Oryginalny tytuł tekstu: "Urzędy na włościach"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną