Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Ubywa Wojtyły, przybywa Rydzyka

Co zostało z nauczania polskiego papieża?

Jan Paweł II wydobył Kościół katolicki ze swoistego getta. Trzymał okna Kościoła otwarte na świat, na Innych, tak jak chciał Jan XXIII i jak uczył II Sobór Watykański. Jan Paweł II wydobył Kościół katolicki ze swoistego getta. Trzymał okna Kościoła otwarte na świat, na Innych, tak jak chciał Jan XXIII i jak uczył II Sobór Watykański. Jacek Bednarczyk / PAP
Jan Paweł II jest natchnieniem dla Kościoła w USA, twierdzi biograf papieża George Weigel. A dla Kościoła w Polsce?
Odchodzenie od Wojtyły ku Rydzykowi odbywa się pod wzniosłymi hasłami o obronie polskości, wolności religii i wolności słowa, choć wartości te w istocie nie są zagrożone.Adam Chełstowski/Forum Odchodzenie od Wojtyły ku Rydzykowi odbywa się pod wzniosłymi hasłami o obronie polskości, wolności religii i wolności słowa, choć wartości te w istocie nie są zagrożone.

Weigel promował niedawno w Polsce swe nowe dzieło „Kres i początek. Jan Paweł II – zwycięstwo wolności. Ostatnie lata. Dziedzictwo”. Jeździł po kraju, podejmowano go nawet w Pałacu Prezydenckim. W wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej Weigel podkreślił, że Jan Paweł II jest wciąż natchnieniem dla amerykańskiego Kościoła katolickiego. My w Polsce możemy zapytać, a jak jest u nas? Bo dziś twarzą Kościoła jest częściej, w mediach i na ulicy, ojciec Rydzyk niż papież z Polski. „Religia smoleńska” i katolicyzm narodowy, jeśli nie wręcz nacjonalistyczny, wypierają chrześcijaństwo świadectwa ewangelicznego. To odchodzenie od Wojtyły ku Rydzykowi odbywa się pod wzniosłymi hasłami o obronie polskości, wolności religii i wolności słowa, choć wartości te w istocie nie są zagrożone.

Takiego upolitycznienia Kościoła w wolnej Polsce dawno nie oglądaliśmy. I oddzielmy dwie sprawy, które zamąca przekaz prawicowy. Duchowni oczywiście mają takie same prawa jak wszyscy inni obywatele. Niech mówią i o polityce, ale ze świadomością, że są też wierni innych opcji politycznych, którzy do kościoła przychodzą po otuchę duchową. A po drugie, niech mówią ze świadomością, że ich słowa nie powinny być sprzeczne z przekazem chrześcijańskim. Ewangelia błogosławionymi nazywa pokój czyniących. Pokój, a nie wojnę.

Są jeszcze w Polsce duchowni, którzy to widzą. Dominikanin o. Tomasz Dostatni pisze: upolityczniony katolicyzm „wypycha z Kościoła jako wspólnoty Ludu Bożego wielu ludzi młodych, którzy mówią wprost – z takim obliczem Kościoła nie chcemy mieć nic wspólnego. Obliczem agresywnym, a nie miłosiernym, wyklinającym, a nie przebaczającym, walczącym, a nie prowadzącym dialogu” („GW”, 25.09).

Jan Paweł II przynosił Polakom inne przesłanie. Na przykład kiedy przemawiał w Sejmie – po raz pierwszy w historii – w 1999 r. Zamiast krytykować parlament RP za takie czy inne błędy, zaczął od wyrażenia radości ze zmian i osiągnięć po 1989 r. i ze spotkania w miejscu, gdzie powstaje prawo mające dać trwałe oparcie demokratycznemu państwu i suwerennemu społeczeństwu. Podkreślił, że zdaje sobie sprawę, iż stanowienie dobrego prawa po długich latach braku pełnej suwerennej państwowości nie jest łatwe. Przywołał idee Solidarności. Przypominał, sugerował, ale nie narzucał. Od polityków nie oczekiwał aktów lojalności, lecz rzetelnej informacji o stanie kraju i bezinteresownej troski o dobro wspólne.

Tak, zewnętrznego kultu JPII u nas nie brakuje. Nie brakuje związanych z nim „eventów”, pomników, nagród, ośrodków, publikacji. Ale co z duchem Wojtyły? Z atmosferą, jaką potrafił tworzyć w kontakcie z rzeszami, ale i podczas spotkań kameralnych. Co z tego ducha Wojtyłowskiego zostało w dzisiejszym Kościele?

Wojtyłologia

Można by ten styl, to papieskie podejście, nazwać „wojtylianizmem”, trochę przekornie, w kontrapunkcie do wolterianizmu. Byłoby to połączenie katolickiej ortodoksji z otwartością na innych, zaprawione szczyptą humoru i autoironii. Gdy jeden z kardynałów żartował, że pewno nigdy nie zrobi kariery, bo nigdy nie był sekretarzem biskupa, papież Wojtyła odpowiedział: ja też nie. Właśnie za to wszystko świat polubił i szanował Jana Pawła II, nawet jeśli się z nim nie zgadzał.

Formalnie dług wdzięczności jest regularnie i uroczyście spłacany. Tyle że na co dzień jego posłanie traktuje się podobnie jak nauki Kościoła: wybiórczo. Wybiera się na ogół to, co konserwatywne, tak by skroić nowy wizerunek Karola Wojtyły i jego pontyfikatu. By zamknąć papieża w nowej „narracji”, bliższej dzisiejszej prawicy. Jej kluczowe elementy to obrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci, tradycjonalizm, podejrzliwość wobec niewierzących, niechęć do liberalnej demokracji rzekomo wyzbytej wartości, dyskredytacja innych systemów wartości. Weigel też jest konserwatystą, też nie lubi lewicy, ale papieża Wojtyły nie ośmiela się tak przykrawać do aktualnych potrzeb walki politycznej.

 

Dzieło Weigla imponuje rozmachem i solidnością wykonania, tak samo jak jego wcześniejszy międzynarodowy bestseller o papieżu Wojtyle „Świadek nadziei”. Autor przyjechał do Polski jak po swoje. Rywalizować z amerykańskim biografem JPII wśród polskich autorów może chyba tylko Jacek Moskwa, autor czterotomowej „Drogi Karola Wojtyły”. Ciekawe, dlaczego w ojczyźnie Karola Wojtyły tak niewielu mamy własnych „wojtyłologów”. W efekcie opowieść Weigla przesłania u nas inne opisy i odczytania pontyfikatu Karola Wojtyły.

Jan Paweł II pod piórem Weigla to tytan historii i sumienia. Największy papież drugiego tysiąclecia. Człowiek, którego na własne oczy zobaczyło kilkadziesiąt mln ludzi, a miliardy oglądały w telewizji. Papież obrony praw człowieka i godności ludzkiej, solidarności i sprawiedliwości społecznej. Dla Weigla jest zaskoczeniem, że ktoś taki, uczeń Chrystusa, krzewiciel Ewangelii, stał się w dzisiejszych czasach tak bardzo widoczny, znany i rozpoznawalny. Ale w istocie Weigel jakby ironizuje: patrzcie, piewcy nowoczesności, wolnej od zabobonu religii, do kogo garną się ludzie. Patrzcie i wstydźcie się waszej niewiary w siłę wiary. Nie trzeba podzielać entuzjazmu Weigla i jemu podobnych konserwatystów dla Jana Pawła II, by oddać papieżowi Wojtyle to, co mu się należy, nawet od krytyków.

 

Dla wielu ludzi, nie tylko w Kościele, było czymś porywającym, gdy Jan Paweł II sprzeciwiał się, jak Gandhi, przemocy jako metodzie rozwiązywania konfliktów między ludźmi, narodami i państwami. Gdy opowiadał podczas swych ponad stu wypraw z Rzymu o chrześcijaństwie, tłumacząc, jak je rozumie Kościół i on sam, papież, a jednocześnie, gdy gotowy był słuchać o islamie i judaizmie od ich wyznawców. Miał niegasnący apetyt na poznawanie świata w jego wielości.

Krytycy pontyfikatu JPII nadawali często negatywne, prowincjonalne, wręcz zaściankowe znaczenie określeniu „papież z dalekiego kraju”. Niesłusznie. To nie jest papież z Polski, tylko z Galilei, powiedział o Wojtyle francuski pisarz i dziennikarz Andre Frossard. Tak było. Wojtyła okazał się papieżem ewangelicznym, zarazem nowoczesnym, czasem nawet wyprzedzającym nadchodzące czasy. Na przykład gdy wchodził do rzymskiej synagogi, syryjskiego meczetu, czy kiedy modlił się w Asyżu o pokój, zaprosiwszy do miasta św. Franciszka przedstawicieli wielu Kościołów i religii, albo gdy obserwował występy Boba Dylana czy młodych mistrzów breakdance’u.

To bardzo ważne, bo w ten sposób Jan Paweł II wydobył Kościół katolicki ze swoistego getta. Trzymał okna Kościoła otwarte na świat, na Innych, tak jak chciał Jan XXIII i jak uczył II Sobór Watykański. Jak to możliwe, że dziś w ojczyźnie Jana Pawła II Kościół znów się zamyka w konfesyjnym getcie – i to na własne życzenie, z własnego wyboru i z Janem Pawłem II na ustach?

Preambuła wiary

Weigla zaskakuje sukces Jana Pawła w czasach „płynnej ponowoczesności”. Niektórych katolików w Polsce zaskakuje, że wysoki polski hierarcha odmawia publicznie rozmowy z „zawinionymi” ateistami. Tak jakby ateizm był „winą”, a nie światopoglądem. I tak jakby metropolita nie znał słów Benedykta XVI. Równy rok temu na rozpoczęcie kościelnego Roku Wiary papież napisał w liście apostolskim „Porta fidei”, że Kościół nie może zapominać, iż we współczesnym świecie wielu ludzi, choć nie rozpoznaje daru wiary religijnej, szczerze szuka sensu istnienia i prawdy o życiu i świecie.

Ratzinger nazywa takie szukanie „preambułą wiary”. Zakłada zatem, że szukanie poprowadzi do Boga. To z perspektywy Kościoła wynik optymalny. Ale naturalnie wielu szukających droga zaprowadzi gdzie indziej. Może do Boga, ale bez Kościoła. A może do czystego radykalnego ateizmu, wybranego nie na złość Kościołowi, ale jako owoc własnej niezależnej refleksji. W niczym nie odbiera to wartości i znaczenia poszukiwań, spotkań, otwartości na inne doświadczenia etyczne, filozoficzne, duchowe. W takim świecie żyjemy i w takim mamy współdziałać, jeśli to możliwe. Rzeczą Kościoła jest ze swej strony tworzyć warunki do takiego współdziałania ludzi dobrej woli, ponad różnicami konfesyjnymi i politycznymi.

 

To na tym polu rozstrzygają się przyszłe losy Kościoła i chrześcijaństwa, a nie w sporze o miejsce dla TV Trwam na platformie cyfrowej. Tu toczy się fundamentalna debata o wartościach i społeczeństwie, w jakim chcielibyśmy żyć, a nie na marszach, w których krzyż staje się znakiem wykluczenia, co pozbawia go wszelkiego sensu.

George Weigel trafnie zauważa, że śmierć Jana Pawła II postawiła Kościół w Polsce wobec szczególnego wyzwania: „by patrzeć przed siebie, a nie wstecz”, by nie tylko rozkoszować się blaskiem jego polskości i świętości, ale umieć w podobnym stylu podejmować sprawy społeczne i kultury „dzięki sztuce używania rozumu i przekonywania, jaka cechowała zmarłego Papieża”. I dokładnie tej sztuki brakuje wielu ludziom Kościoła w Polsce siedem lat od śmierci JPII.

Chrześcijaństwo w Europie

Kościół w Polsce jest dziś, chce tego czy nie, częścią dużo szerszego i bardziej zawiłego systemu powiązań. Nie tylko kościelnych, lecz także z systemem Unii Europejskiej. Wszystko, co dzieje się w Europie, wpływa też na europejskie Kościoły, w tym na katolicyzm polski.

Powrót do konfesyjnego getta oznaczałby, że Kościoła w Polsce to nie interesuje, że jest mu wszystko jedno, jaka będzie Europa za sto lat. Jakie będzie w niej miejsce chrześcijaństwa. Bo prawdopodobnie chrześcijaństwo jest Europie dalej potrzebne. Tylko jakie?

Inspirująco mówił na ten temat czeski pisarz i filozof katolik ks. Tomasz Halik na wrześniowym IV Kongresie Kultury Chrześcijańskiej w Lublinie, gdzie ordynariuszem był abp Józef Życiński. Halik porównuje obecną sytuację duchową Europy z końcem czasów starożytnych. O ile wtedy dominowały trzy wielkie nurty: chrześcijaństwo, judaizm i religie antyczne, o tyle teraz głównymi siłami duchowymi są chrześcijaństwo, humanizm świecki i różne formy reanimacji wierzeń i duchowości pozachrześcijańskich (rośnie też znaczenie islamu). Chrześcijaństwo nauczyło się żyć w tamtym środowisku. Czy nauczy się żyć w obecnym?

Ma do pokonania dwie przeszkody. Dwie „nieszczęśliwe” odpowiedzi na nowoczesność. Pierwsza to konserwatywno-romantyczna tęsknota za „christianitas”, światem europejskiej jedności poprzez chrześcijaństwo. Druga przeszkoda to chrześcijaństwo w wersji „light”: lekkie, łatwe i przyjemne, podlizujące się współczesnej kulturze masowej. Zadanie polega na tym, by znaleźć skuteczną formę obecności chrześcijaństwa między tymi dwiema skrajnościami. Halik twierdzi, że zagrożeniem dla Kościoła i Europy nie są ani neopogaństwo, ani świecki radykalizm, tylko „niezdolność chrześcijaństwa do znalezienia dla siebie miejsca pośrodku współczesnej kultury”.

Jeśli chrześcijaństwu uda się odnaleźć to miejsce, będzie to dobra wiadomość. Dla Europejczyków byłoby lepiej, by chrześcijaństwo nie zniknęło, ustępując miejsca islamowi jako jedynej innej wielkiej religii zorganizowanej.

Polityka 45.2012 (2882) z dnia 07.11.2012; Polityka; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Ubywa Wojtyły, przybywa Rydzyka"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną