Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Czerwona zamiast żółtej

PSL: koniec ery Pawlaka?

Wicepremierem i ministrem gospodarki powinien zostać Janusz Piechociński, zwłaszcza że dobre merytoryczne przygotowanie z pewnością ma. Wicepremierem i ministrem gospodarki powinien zostać Janusz Piechociński, zwłaszcza że dobre merytoryczne przygotowanie z pewnością ma. Maciej Andrzejewski / BEW
Pozbawiając Waldemara Pawlaka funkcji prezesa partii, ludowcy zaskoczyli wszystkich, także samych siebie. Czy to koniec ery Pawlaka, czy tylko epizod i za kilka miesięcy były prezes powróci?
PSL pod kierownictwem Pawlaka nie szło od sukcesu do sukcesu.Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta PSL pod kierownictwem Pawlaka nie szło od sukcesu do sukcesu.

Zdarzyło się w polskiej polityce coś, co nie miało prawa się zdarzyć. Waldemar Pawlak to od siedmiu lat prezes PSL, od pięciu wicepremier i minister gospodarki, wcześniej dwukrotnie premier. Polityk bardzo biegły w wewnątrzpartyjnych układankach. Ten twardy w dążeniu do władzy gracz (być trzy razy premierem jak Witos, to jego nieskrywane marzenie) przegrał na kongresie z politycznym singlem Januszem Piechocińskim. Nowy szef nie miał dotąd ugruntowanego, własnego zaplecza w partii. Wiadomo tyle, że wspiera go grupa młodych samorządowców. Do tego doszły grupy delegatów, które z różnych powodów zawarły okazjonalny sojusz. W taki wynik głosowania długo nie mógł uwierzyć nikt, łącznie z nowym prezesem, który wprawdzie przed wyborami demonstrował pewność, że wygra, ale w gruncie rzeczy wydawał się tak samo zaskoczony jak wszyscy.

Przed kongresem panowało przekonanie, że Waldemar Pawlak wygra wybory, chociaż jego pozycja ulegnie osłabieniu. Stawką nie była więc zmiana prezesa, ale pokazanie mu, że partia czeka na jakieś zmiany, że dotychczasowym liderem jest już trochę rozczarowana i znużona. Trzeba mu więc pokazać żółtą kartkę. Ważna miała być skala przewagi nad rywalem. Jeżeli Pawlak wygra 70 do 30, to będzie ostrzeżenie, jeśli 60 do 40, to już ostrzeżenie bardzo poważne. Dla Piechocińskiego każdy z tych wyników będzie sukcesem, trzeba mu podziękować, że w ogóle stanął do rywalizacji – protekcjonalnie mówiło wielu działaczy. Kiedyś Pawlak musiał prosić Marka Sawickiego, aby wystartował, gdyż statut partii przewiduje, że kandydatów musi być dwóch. Piechociński wydawał się więc rywalem bezpiecznym – nie wygra, ale na pokazanie żółtej kartki wystarczy. Okazało się, że zamiast żółtej wyskoczyła czerwona.

Niebezpieczny postulat

Fakt, PSL pod kierownictwem Pawlaka nie szło od sukcesu do sukcesu. Wynik wyborczy był słabszy od oczekiwanego, sondaże są marne. Zaczęło znikać tak rozpowszechnione wśród ludowców przekonanie, że w wyborach się jednak obronią, bo są silni w terenie, mają rzeszę samorządowców, strażaków; a póki trwają u władzy i tworzą koalicje samorządowe, są w miarę bezpieczni. Pawlak nie mógł już dać gwarancji przeskoczenia progu wyborczego.

Zwycięstwo Piechocińskiego to niewątpliwie także zasługa Marka Sawickiego, którego pozbawiono stanowiska ministra rolnictwa po tak zwanej aferze taśmowej. Sawicki utratę stanowiska przeżył mocno i na dodatek widział, jak wpływy u prezesa zyskuje kompletnie, wydawałoby się, skompromitowany Władysław Serafin, który to nagranie wykonał. Nie tylko Sawickiemu wydawało się to mało przyzwoite. Radość na twarzy byłego ministra rolnictwa po przegranej Pawlaka była zbyt autentyczna, by nie uznać, że do klęski prezesa znacząco przyłożył rękę.

Nie należy jednak lekceważyć pracy, jaką wykonał sam Piechociński, który odwiedził wszystkie powiatowe struktury partii, był na każdym zjeździe, solidnie się napracował, aby pozbyć się etykietki „miejskiego mędrka”, co to wszystko wie lepiej, każdego skrytykuje, ale sam niewiele zrobi, a już rolnikiem nie jest i nigdy nie był. W wielu środowiskach spodobał się, bo był autentyczny, żywiołowy, był nadzieją na przerwanie marazmu. Dostawał duże oklaski, czasem wręcz owacje, w każdym razie większe niż Pawlak, który kampanię potraktował rutynowo.

Piechociński postawił też na młodych samorządowców, bo dziś wyborca PSL to już nie tylko tradycyjny chłop – ten raczej poszedł do PiS – ale raczej małomiasteczkowy przedsiębiorca, samorządowiec właśnie, nauczyciel. Obiecywał ponadto, że chce być prezesem w gruncie rzeczy przejściowym i za dwa, trzy lata oddać zmodernizowaną, lepiej zorganizowaną partię w ręce młodych. Mniej uważnie słuchano o tych jego „trzech drużynach” (rządowej, parlamentarnej i partyjnej), o tym, że nie chce wchodzić do rządu, że Pawlak powinien pozostać na dotychczasowych stanowiskach i zająć się gospodarką.

Mało kto zastanawiał się, że w gruncie rzeczy postulat to niebezpieczny, bo prowadzący do dwuwładzy w partii. Nie słuchano Pawlaka, który zapowiadał, że jeśli przegra, natychmiast poda się do dymisji ze stanowisk rządowych. Być może traktowano te zapowiedzi jako przedwyborczy szantaż. To prawda, że po wyborach Pawlak poczuł się urażony, głęboko dotknięty, ale kwestię dymisji miał wcześniej przemyślaną. To nie był emocjonalny gest. Ta zapowiedź wynikała z logiki sytuacji – w koalicji ośrodek kierowniczy tworzą liderzy partii i oni zajmują czołowe pozycje w rządzie, każda inna sytuacja jest sztuczna i prowadzi do konfliktów.

Frakcja Pawlaka

Naturalne jest więc, że teraz wicepremierem i ministrem gospodarki (lub szefem innego ważnego resortu) powinien zostać Janusz Piechociński, zwłaszcza że dobre merytoryczne przygotowanie z pewnością ma. Jest od wielu lat posłem, i to nadzwyczajnie pracowitym, wyspecjalizowanym w kwestiach infrastruktury, ale także szerzej pojętej gospodarki, zna się na kwestiach europejskich. Nie ma natomiast żadnego przygotowania praktycznego. Nigdy nie pełnił funkcji rządowej, nawet starannie ich unikał, nie zna więc od wewnątrz pracy administracji. Czy potrafi podejmować decyzje – nie wiadomo. Większość wątpi, gdyż w partii uchodził raczej za recenzenta cudzych błędów i „narcyza”, podkreślającego swoją wiedzę i umiejętności. Teraz powinien poczuć ciężar odpowiedzialności.

Kongres PSL zmienił przewodniczącego partii, ale wysłał sygnały niejednoznaczne. Przewodniczącym Rady Naczelnej został wskazany przez Pawlaka Jarosław Kalinowski, który przewagą trzech głosów wygrał z kandydatem nowego prezesa Adamem Jarubasem, marszałkiem woj. świętokrzyskiego. Tym samym nowemu prezesowi od razu włączono hamulec, a może nawet pogrożono. To przecież Rada Naczelna dotychczas zmieniała prezesów partii. Kto wie, czy za kilka, kilkanaście miesięcy nie zmieni Piechocińskiego. Pawlak nie odpuści – to opinia większości delegatów, ale także tych, którzy śledzą jego wieloletnią karierę w polskiej polityce. Nigdy nie odpuszczał. Teraz chęć odwetu będzie większa, bo lata lecą i czasu na powrót ubywa.

 

Opozycję wewnątrzpartyjną Pawlak ma na kim budować. Podział w PSL jest bardzo głęboki, co pokazały także wybory uzupełniające do Rady Naczelnej. Największą liczbę głosów, ale niewiele ponad połowę delegatów, zdobył w nich minister pracy i polityki społecznej oraz sekretarz generalny partii Władysław Kosiniak-Kamysz, który publicznie, choć z pewną ostrożnością, opowiadał się za Pawlakiem.

Frakcja Pawlaka jest więc bardzo silna i bardzo emocjonalnie dotknięta. Wzburzona Ewa Kierzkowska, wiceprezes partii, nie podała nawet nowemu prezesowi ręki. Zagrożony musi się czuć nowy minister rolnictwa, bo tak na dobrą sprawę Sawicki powinien wrócić na swoje miejsce – po prostu był dobry. Klub Parlamentarny stanął w większości za Pawlakiem, a jego szef Jan Bury sam schował własne ambicje, aby wspierać dotychczasowego szefa. Część działaczy zapewne teraz zmieni front, ale część pozostanie przy Pawlaku. W pierwszych wywiadach Piechociński próbuje zacierać różnice – jesteśmy z Pawlakiem jak dwa czołgi jadące w tym samym kierunku. Czołg Pawlaka zdaje się jednak nadjeżdżać z przeciwka. – Różnimy się fundamentalnie – deklarował były prezes po przegranej.

Wybory zarządu partii, które są planowane za kilka dni, pokażą, czy Piechociński pozostanie samotnym liderem, czy też wprowadzi do ścisłego kierownictwa swoich ludzi, którzy zaczną tę zapowiadaną odnowę partii i polityki w terenie. Okaże się też, czy Marek Sawicki i – jak się wydaje – kluczowy w tym przypadku Stanisław Żelichowski, polityk wyjątkowo doświadczony, szanowany i biegle rozpoznający kuluarowe ludowe nastroje, będą z nowym prezesem ściśle współpracować. Takie wsparcie może przynieść Piechocińskiemu sukces i uczynić jego wybór bardziej odpornym na nieuchronne intrygi stronników Pawlaka. Będzie mu łatwiej, gdyż w przeciwieństwie do swego poprzednika jest otwarty, ma znakomite stosunki z mediami, a jego wybór zrodził autentyczne nadzieje, że jednak w tym skostniałym systemie partyjnym coś się zmienia, że nawet najwięksi pewniacy mogą upaść. PSL niewątpliwie zyskuje więc punkty, może stać się partią bardziej atrakcyjną dla tych, którzy nie chcą tkwić między PiS i PO. To jednak ledwie zarys szansy.

Pozycję lidera PSL buduje jednak przede wszystkim pozycja w rządzie. Taka to już ludowa tradycja, silniejsza niż w innych partiach. „Swój” premier, wicepremier, to dla ludowców zawsze znaczyło coś więcej niż w innych ugrupowaniach. Nie zostając wicepremierem, Piechociński od razu ustawiłby się w sytuacji prezesa słabego, bo wizerunek PSL nadal kształtowałby Waldemar Pawlak. A Piechociński może być postrzegany jako ktoś, kto ucieka od odpowiedzialności.

Wzajemna chemia

Pierwsza opublikowana uchwała kongresu dotyczyła koalicji rządzącej, którą oceniono wysoko. Nikt jej nie będzie zrywał, wydaje się nawet, że taki gest łatwiej wykonałby ciągle coś kalkulujący Pawlak niż Piechociński, który wyraźnie źle się czuje w partyjnych awanturach i sporach. Ale pytania o przyszłość rządu i umowy koalicyjnej muszą stanąć na porządku dnia. Wiele dotychczas mówiono o dobrej chemii między wicepremierem a premierem. Była ona w rzeczywistości coraz gorsza i Tusk mógłby odmianę powitać z pewną ulgą, gdyby nie fakt, że tak naprawdę Piechociński, choć znany, jest w wielkiej polityce kartą jeszcze nieodkrytą. Nie wiadomo, jakim jest negocjatorem, nie wiadomo, jakich rządowych priorytetów oczekuje, czy będzie chciał rozliczać ludzi Pawlaka, bo taka pokusa zawsze się pojawia. Na dobrą sprawę nie wiadomo nawet, z kim się przyjaźni, jakie ma relacje z członkami Platformy Obywatelskiej. Ta wiedza dotychczas nie była nikomu przydatna. Pawlak, ze swoimi wadami i zaletami, był znany i na swój sposób obliczalny. Donald Tusk i Janusz Piechociński będą dopiero testować wzajemną chemię.

Wybór nowego prezesa PSL natychmiast uruchamia falę spekulacji o możliwych rządowych zmianach. Jeżeli Pawlak odejdzie, a Piechociński wytrwa w swoim postanowieniu pozostawania poza rządem, będzie musiał się pojawić ktoś trzeci. Kto? Zapewne sam nowy szef ludowców nie ma jeszcze pojęcia, kto mógłby to być. Czy premier zechce wykorzystać okazję, by odświeżyć przy okazji rząd? Może, choć po wcześniejszych zapowiedziach nie widać powodów do jakichś większych rekonstrukcji. Kluczowe będzie więc, nie kto za kogo, ale jaka nić porozumienia lub nieporozumienia nawiązana zostanie między liderami obu partii.

I jest jeszcze jedna kwestia warta zauważenia. Wokół Waldemara Pawlaka narosło wiele różnych, także złych emocji. Na przykład porozumienie Leszka Millera i Pawlaka było zupełnie niemożliwe, tak splątany był węzeł emocjonalnych zaszłości. Takich barier przy Piechocińskim nie ma i hipotetyczną koalicję trzech partii – przy pogarszającej się sytuacji gospodarczej i narastających radykalizmach – jako rozwiązanie ratunkowe wyobrazić sobie już można. To premierowi stwarza nowe perspektywy. Gotowych scenariuszy nie ma jednak nikt, bo stało się coś, co nie miało prawa się zdarzyć.

Polityka 47.2012 (2884) z dnia 21.11.2012; Temat tygodnia; s. 10
Oryginalny tytuł tekstu: "Czerwona zamiast żółtej"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną