Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Mniej sztabów

Armia reformuje system dowodzenia. I to gruntownie. Nowa struktura ma być bardziej przejrzysta, mobilna i nowoczesna. Za każdym z tych określeń kryje się nieuchronna redukcja stanowisk sztabowych. Polska armia kurczyła się od lat, a jej system dowodzenia ciągle pęczniał. Trudno się dziwić, że reforma wywoływała w wojsku bardzo dużo emocji i na przesłanie projektu jej założeń do Komitetu Stałego Rady Ministrów trzeba było poczekać aż do zeszłego tygodnia. Dłużej już się nie dało. Reforma powinna wejść w życie przed majem 2013 r., kiedy mija kadencja dotychczasowego szefa Sztabu Generalnego i dowódców rodzajów wojsk. W przeciwnym razie trzeba by powoływać nowych dowódców, żeby krótko po tym ich zdymisjonować, bo w nowej strukturze dowodzenia zamiast sześciu kluczowych dowódców ma być trzech najważniejszych: szef Sztabu Generalnego, dowódca generalny rodzajów Sił Zbrojnych i dowódca operacyjny rodzajów Sił Zbrojnych. Ciągle jeszcze trwają ustalenia, który z najważniejszych ma być najważniejszy. Ale wiele wskazuje, że będzie po salomonowemu. W czasie pokoju najważniejszy będzie dowódca operacyjny. A w czasie wojny szef Sztabu Generalnego.

Mniej dowództw oznacza mniej sztabów i mniej zatrudnionych w nich oficerów. I to dużo mniej. Dotychczas w samym tylko Sztabie Generalnym zatrudnionych było 667 oficerów. W Dowództwie Wojsk Lądowych – 600. W Siłach Powietrznych – 400. 300 u marynarzy i 200 w Dowództwie Wojsk Specjalnych. Po cięciach prawie tysiąc z nich straciłoby posady. Ale nie pracę. Każdy z nich musi dostać propozycję pracy w jednostkach w terenie, gdzie również ma nastąpić konsolidacja dowództw i jednostek. Przy okazji prac nad reformą systemu dowodzenia polskiej armii okazało się, że niemal połowa oficerów zatrudniona w warszawskich centrach dowodzenia to ludzie żyjący na dwa domy. Z wyliczeń wynika, że prawie 1200 oficerów pracuje w Warszawie, a mieszka poza nią. Zgodnie z przepisami należy się im więc miesięczny dodatek „za rozłąkę” w wysokości 414 zł. Ten romantyczny gest kosztuje podatnika co roku ponad 6 mln 259 tys.

Polityka 47.2012 (2884) z dnia 21.11.2012; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 8
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną