Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Bezsilność silnych

Kaczyński i Ziobro przed Trybunał Stanu

Wniosek o postawienie Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa przed Trybunałem Stanu po raz kolejny postawi pytanie o znaczenie tej instytucji na konstytucyjno-politycznej mapie państwa.

Trybunał Stanu w swej idei jest instytucją poważną. Bo i przeznaczony jest dla wierchuszki życia publicznego: od prezydenta począwszy, przez premiera, ministrów, szefa banku centralnego, prezesa NIK, Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych, członków KRRiT po posłów i senatorów. Poważny jest także kaliber kwestii mu podlegających: naruszenie Konstytucji lub ustaw w związku z zajmowanym stanowiskiem lub – w przypadku parlamentarzystów – prowadzenie działalności gospodarczej z osiąganiem korzyści z majątku Skarbu Państwa. Także ewentualne kary nie są błahe: od złożenia z urzędu, utratę mandatu i zakazu wykonywania funkcji publicznych po – jeśli czyn jest przestępstwem – sankcje karne.

Tak się jednak dzieje, że niemal wszystkie sprawy, które trafiały dotąd przed Trybunał bywały albo błahe albo dyskusyjne. Na dodatek instytucję tę z czasem zdewaluowali sami politycy. A to desygnowali do niej swych kolegów o kiepskiej proweniencji (dość wspomnieć niegdysiejszych sędziów Jana Marię Jackowskiego i Ryszarda Bendera wyznaczonych przez LPR czy Różę Żarską z ramienia Samoobrony). A to próbowali sprowadzić Trybunał do roli cepa w czysto politycznej nawalance.

Jakoś też żadne z ugrupowań – z PiS włącznie – nie podjęło na serio postulatów odpolitycznienia Trybunału poprzez chociażby zmianę trybu wyboru sędziów. I przez to przywrócenia mu właściwego znaczenia.

Teraz awantura o ocenę Trybunału wybuchnie na nowo. Bo tak: zarzuty wobec Kaczyńskiego i Ziobry nie dość, że są poważne, to – jak rzadko kiedy – wydają się być zasadne. Trudno wszak zaprzeczyć, że nie traktowali oni prawa instrumentalnie czy że nie wykorzystywali pełnionych funkcji państwowych do korzyści politycznych. Równocześnie dziwić może, że wniosek o ich osądzenie pojawił się właśnie teraz – po tylu latach zwłoki. Wszak gdyby został złożony, kiedy pamięć o wyczynach tego duetu w rządzie tzw. IV RP była jeszcze świeża, byłby i łatwiejszy do zweryfikowania, i bardziej wymowny społecznie. Na dodatek PiS, prócz dezawuowania wniosku, już zaczyna bez ogródek straszyć (czy też szantażować), że kiedy wróci do władzy, to zacznie stawiać przed Trybunałem polityków obecnej koalicji (Jarosław Sellin w wypowiedzi dla radiowej Trójki).

I wreszcie: aby postawić przed Trybunałem członków rządu potrzeba zgody 3/5 ustawowej liczby posłów. Wnioskodawcom (z PO) i ich sympatykom (z SLD i Ruchu Palikota) wciąż więc paru głosów brakuje (stanowisko PSL nie jest jasne). Sprawa będzie miała zatem także w tym sensie polityczny wymiar.

Skądinąd widok Kaczyńskiego i Ziobry - niegdyś partyjnych towarzyszy, a dziś zapiekłych wrogów - siedzących na jednej, było nie było, ławie oskarżonych, mógłby stać się nośnym, politycznym, a może i historycznym, symbolem.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną