Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Wicepremier z łapanki

PSL stanęło w rozkroku

Tydzień minął, odkąd Janusz Piechociński został szefem PSL, a ciągle nie wiadomo, czy przyjmie tekę wicepremiera oraz ministra gospodarki po Waldemarze Pawlaku.

Pawlak zachował się stanowczo i od razu zapewnił o swojej rezygnacji. Piechociński najwyraźniej ma kłopoty z podjęciem decyzji. Niby nie chce wejść do rządu, ale stanowczo tego nie wyklucza.  Może rzeczywiście bardziej jest komentatorem politycznym, niż politykiem, a może po prostu nie wie, na kogo w swojej partii może liczyć. Przekona się o tym 1 grudnia. Wtedy zbiera się Rada Naczelna  PSL, która wybierze Naczelny Komitet Wykonawczy i jego prezydium. Okaże się, czy w tym ważnym dla ludowców gremium  większość zdobędą ludzie bliscy nowemu liderowi, czy też niekoniecznie.

Na razie wygląda na to, że choć Piechocińskiego wybrała większość  spośród delegatów na kongres partii (wygrał zaledwie 17 głosami), to nawet tym, którzy na niego głosowali, niekoniecznie zależy na jego mocnej pozycji w PSL. Może się okazać, że wprawdzie prezesem jest Janusz Piechociński, ale „jego armia”, która ma mu pomóc wprowadzać w partii zmiany, jest nie tylko mniej liczna, niż obóz Pawlaka. Niewykluczone, że nowy szef ludowców nie będzie mógł liczyć nawet na ludzi Marka Sawickiego, którzy go poparli. Piechociński najwyraźniej boi się, żeby nie być prezesem malowanym. Dlatego wolałby raczej budować partię, na której może polegać, niż rozdwajać wysiłki na rząd i PSL.

Na razie  sprawia wrażenie, że ma dużo czasu. Sporo udziela się w Internecie, jeździ po kraju, recenzuje kolegów z rządu. Sprawia wrażenie, jakby ciągle wybory na szefa PSL były przed nim, niż że już je wygrał. A może zapomniał, po co?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną