Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Dobry bodziec czy złe ambicje?

Czy Polsce potrzebne są zimowe igrzyska

Kandydatura Krakowa (i okolic) jako gospodarzy zimowych igrzysk wygląda poważniej niż swego czasu Zakopanego. Ale czy taka impreza w ogóle jest nam potrzebna?

Igrzyska w Krakowie to hasło umowne. W praktyce plan zorganizowania w 2022 roku zimowej olimpiady na południu Polski, przy współudziale Słowaków wygląda następująco: konkurencje narciarstwa alpejskiego i dowolnego odbywają się u naszych południowych sąsiadów, z braku odpowiednich tras po polskiej stronie.

W ramach wdzięczności za pomoc we wparciu kandydatury należałoby również oddać Słowakom prawo organizacji części turnieju hokejowego. W Zakopanem odbywa się narciarstwo klasyczne i biatlon. W Krakowie i okolicach konkurencje halowe oraz bobsleje i saneczki.

Tyle plany. Biorąc pod uwagę stan polskiej infrastruktury sportowej, dziś stoi tylko duża skocznia w Zakopanem (średnia nie spełnia olimpijskich wymogów). Większość pozostałych obiektów trzeba budować od podstaw, choć prawdą jest, że niezależnie od planów olimpijskich w Krakowie powstają właśnie centrum kongresowe oraz największa w Polsce hala widowiskowo-sportowa. Według wstępnych i bardzo ostrożnych szacunków zwolenników organizacji imprezy, trzeba by na nią wydać minimum 5 miliardów złotych. Sporo, biorąc pod uwagę, że Międzynarodowy Komitet Olimpijski dokłada do interesu nawet 40 proc. kosztów.

Zwolennicy projektu czekają teraz na gwarancje rządowe dla finansowania koniecznych inwestycji. Bez nich nie warto nawet wysyłać aplikacji do MKOl. Słychać wprawdzie głosy o wstępnym poparciu dla projektu minister sportu i premiera, ale chyba bardziej znamienne jest, że nie słychać jakoś, by do idei zapalił się minister finansów. Ale można sobie wyobrazić – nawet biorąc pod uwagę trudne kryzysowe czasy – że rząd takich gwarancji udzieli.

Przede wszystkim dlatego, że dużo infrastruktury (również sportowej) buduje się i budować będzie w najbliższych latach przy wykorzystaniu pomocy unijnej, a z rozpoczęciem konkretnych inwestycji (jak tor bobslejowy czy saneczkowy) można poczekać do wyboru gospodarza, czyli pięć lat przed startem igrzysk. Więc taka deklaracja niewiele rządzących kosztuje, a może im nawet przysporzyć poparcia, bo wyjdą na odważnych wizjonerów.

O ewentualnym wyborze Krakowa zdecyduje MKOl. Nawet jeśli kandydatura będzie wyglądać poważnie i wiarygodnie, trudno się spodziewać pozytywnego rozstrzygnięcia.

Dużą wadą projektu jest rozproszenie miejsc planowanych zawodów, poza tym jeszcze nigdy w historii zimowe igrzyska nie odbywały się na terytorium dwóch państw. Trzeba również wziąć pod uwagę, że do tej pory propozycje urządzenia w Zakopanem wielkich sportowych imprez (igrzyska w 2006 roku, mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym w 2017 r.), nie były traktowane poważnie, czego efektem było zerowe poparcie głosujących. I wreszcie, według niepisanych zasad panujących przy wyborach gospodarzy igrzysk, trzeba swoje w kolejce chętnych odstać.

Pozostaje wreszcie pytanie, czy taka impreza jest nam w ogóle potrzebna? Tym bardziej, że nie jest ona konieczna jako pretekst do inwestycji, bo one i tak są napędzane przez unijne fundusze. Kraków i Zakopane to zresztą nie są miejsca nieznane i nieodwiedzane, więc tamtejsza branża turystyczna bez tak kosztownego bodźca jak igrzyska raczej sobie poradzi. Więc jeśli za tą ideą stoją głównie ambicje, to może nie warto się tak napinać?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną