Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Ze wsi do miasta

Pawlak 2.0, czyli Tusk ma wicepremiera

Jedyny poważny, jak się zdaje ruch, personalny w polskiej polityce ma na imię Janusz, a na nazwisko Piechociński, który właśnie został oficjalnie i formalnie wicepremierem i ministrem gospodarki w koalicyjnym rządzie PO-PSL.

Poważny, bo jednak zapowiada jakieś odświeżenie partii ludowej, a być może nawet tejże koalicji, ale na ile - to się dopiero okaże. Początek nowej kadencji prezesa, który zastąpił poprzedniego, czyli Waldemara Pawlaka, jest dość enigmatyczny.

On sam nie ułatwia zadania, bo już zdążył zmęczyć publiczność swoim krasomówstwem i demonstrowanym pięknoduchostwem, które podawane w za dużych dawkach staje się puste, by nie powiedzieć irytujące. Zwłaszcza, że już okazało się, jak piękne słowa i zapowiedzi z kampanii wyborczej nadchodzącego prezesa pękły jak bańka mydlana, choćby te, że do rządu nie wejdzie, że elita PSL będzie politycznie działać w trzech drużynach i tak dalej. Rychło się okazało, że wszedł jak najbardziej, a jakże, że dobrze będzie, jeśli uformuje się choćby jakaś jedna drużyna lojalna wobec swojego prezesa.

No, drwić i szydzić łatwo, Janusz Piechociński, wieczny pretendent, żyjący do tej pory trochę jednak w politycznym wirtualu, gdy znalazł się w realu, szybko został oszołomiony właśnie realnymi faktami i przymusami politycznymi, z którymi musi się liczyć, jeśli chce jakiś czas poprezesować.

Teraz dopiero zaczęły się schody. Ale z prawdziwymi szyderstwami jeszcze poczekajmy, bo to, co rzeczywiście z tej roszady personalnej u ludowców wyjdzie, okaże się za kilka lat, gdy nadejdzie fala sezonowych wyborów, samorządowych, europejskich i parlamentarnych. Bo obok faktów i gestów, które znaczą początek kadencji Janusza Piechocińskiego w stylu wcale znowu nie tak odległym od Waldemara Pawlaka, pojawiły się jednak nowe, a jak silne, pokaże właśnie najbliższa przyszłość.

Po pierwsze na fali roszady prezesowskiej wpuszczono do kolegialnych władz PSL nowych i sprawnych działaczy, po drugie nasila się,  mocno personifikowany właśnie przez tych nowych, kurs na modyfikację partii chłopskiej.  Na zmianę partii interesów w formację szerszą wychodzącą nie tylko poza wieś i małe miasteczka, ale widzącą się także w wielkich miastach, społecznie poszukującą klienteli w szeroko pojętej klasie średniej. W tę stronę, z dużymi sukcesami politycznymi i społecznymi, poszło w końcu wiele tradycyjnych partii ludowych w Europie. Taka odświeżona formacja, korzystająca tak z ze swoich wielopokoleniowych doświadczeń, z autentycznego i silnego zakorzenienia społecznego, jak i z faktu, że istnieje prawdopodobnie koniunktura historyczna na nowe inicjatywy lokujące się poza dualizmem PO – PiS może mieć niemałe szanse, by trochę zamieszać.

Janusz Piechociński przed prezesurą (i już z nią) unika jak się tylko da wojny polsko-polskiej, z naciskiem mówi, że polityka powinna polegać na rozwiązywaniu konkretnych spraw, a nie na prowokowaniu walk, wzywa do solidarności w walce z kryzysem. I powiem, niech mu sił starczy, by tak mówił bez przerwy, ktoś w końcu musi. I żeby wyborcy mu to potem wynagrodzili. Ot, taka bajka.

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną