Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

II PRL

Marsz 13 grudnia, czyli jak z III RP robi się PRL

Marsz Marsz "Obudź się Polsko", 29 września 2012 roku. Paweł Supernak / PAP
Jarosławowi Kaczyńskiemu nie udało się przejąć Święta Niepodległości, chce zatem ustanowić nowe, własne. Organizowany 13 grudnia przez PiS marsz idzie pod szyldem wolności, solidarności i niepodległości, czyli przeciw Tuskowi.
Nie bez przyczyny w oświadczeniach, apelach i manifestach organizatorzy przypominają o solidarnościowym ruchu przeciwko PRL, o wspólnocie- mówiąc starym językiem - wszystkich klas i warstw w walce o suwerenność kraju.JAN BIELECKI/EAST NEWS Nie bez przyczyny w oświadczeniach, apelach i manifestach organizatorzy przypominają o solidarnościowym ruchu przeciwko PRL, o wspólnocie- mówiąc starym językiem - wszystkich klas i warstw w walce o suwerenność kraju.

W odróżnieniu od listopadowego pochodu, którego animatorami były środowiska prawicy narodowej, odwołujące się do spuścizny przedwojennej endecji, marsz grudniowy ma szerszą formułę ideową, choć zdecydowanie węższą politycznie, bo jest jednoznacznie i wyraźnie jednopartyjny – pisowski. Narodowcy zostali wręcz z marszu wyproszeni pod pretekstem uniknięcia zadym. A Solidarność, jak oświadczył jej przewodniczący, sama się wypisała, choć Piotr Duda „trzyma kciuki i kibicuje PiS”.

Obydwa marsze, listopadowy i grudniowy, łączy wspólna myśl, że dzisiejsza Polska jest nie do końca niepodległa, a na pewno pod obecnymi rządami jej suwerenność i podmiotowość są zagrożone. Z tym że 11 listopada narodowcy za patrona walki o odzyskanie pełnej wolności dla Polaków wzięli sobie Romana Dmowskiego, a Jarosław Kaczyński próbuje umieścić swój „czyn niepodległościowy” w kontekście PRL. Stąd wybranie dnia 13 grudnia, 31 rocznicy wprowadzenia w Polsce stanu wojennego.

Kaczyński wyłącznym tropem Dmowskiego i endecji iść nie zamierza, zwłaszcza że manifestacja narodowców była wymierzona także w jego polityczne plany i interesy, a szczególnie w zazdrośnie strzeżony „monopol na prawicy”. Stąd nowy manewr: próba połączenia jednym ściegiem historii walki o niepodległość, zmagań z totalitaryzmem komunistycznym oraz dzisiejszej walki prowadzonej z rządzącą formacją Donalda Tuska. Zamiast kłócić się o Piłsudskiego i Dmowskiego – w końcu niełatwo byłoby w ten spór wplątać jakoś Platformę Obywatelską – lepiej podpiąć ją pod niedawne jeszcze praktyki reżimu komunistycznego. Tym bardziej że stałym elementem polityki historycznej PiS jest teza, że podczas Okrągłego Stołu, a już szczególnie po nim, nie dokonano przecięcia pępowiny z przeszłością. Gorzej, stare układy zakonserwowano i wzbogacono o niecne praktyki III RP, rządzonej przez prawie całe dwie dekady przez nieprawych i niecnych ludzi.

Wybranie 13 grudnia na dzień marszu, krytykowane nierzadko jako nieporozumienie, jako sztuczne pomieszanie ze sobą treści i znaczeń pochodzących z różnych bibliotek, jest właśnie jak najbardziej celowe – według zasady, że skojarzenia się przecież utrwalą, znaki ze sobą połączą i wejdą do dekalogu ludu pisowskiego: Tusk obok Jaruzelskiego w jednej parze. Zresztą portrety, a raczej karykatury premiera i prezydenta, zestawione ze Stalinem i Putinem, niesiono już nieraz w pochodach posmoleńskich.

Koszmar stanu wojennego, pamięć tamtych dramatów i ciężkiego życia, jak gdyby podprogowo mają wywoływać w dzisiejszej świadomości społecznej ponure skojarzenia, wciągać ludzi w spiralę negatywnych emocji. Przenosić wspomnienia na teraźniejszość i ją nimi obciążać. Za chwilę zobaczymy Donalda Tuska w mundurze generalskim i w ciemnych okularach. A wojnie jaruzelsko-polskiej będzie odpowiadać wojna tusko-polska.

W publikacjach i wywiadach poprzedzających marsz nie brakowało uzasadnień, a raczej prostych jak pałka zomowca wykładni dla tego interpretacyjnego slalomu. By jednak nie popaść w śmieszność, poprzez proste i bezpośrednie zestawianie ze sobą stanu wojennego sprzed 30 lat z Polską dzisiejszą, szukano figur, nazwijmy je, przybliżających i stopniowalnych. Poseł Zbigniew Girzyński z PiS: „Muszę powiedzieć, że rzeczywistość nasza dzisiaj przypomina już troszkę czasy PRL. Jeżeli przejmowane są media, które są niewygodne, jeżeli się podsłuchuje ludzi na skalę niewyobrażalną w III RP, jeżeli policja potrafi przyjść do księdza i sugerować mu, żeby inaczej mówił na kazaniach, to tak troszeczkę zaczyna to przypominać niestety czasy Jaruzelskiego”. A więc na razie „troszeczkę”.

Już zaś Akademicki Klub Obywatelski im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu, który oczywiście wybiera się na marsz do Warszawy, stwierdza: „W ostatnich latach coraz intensywniej do naszego życia publicznego wracają metody sprawowania władzy i komunikowania się społecznego wszechobecne w minionym systemie totalitarnym”.

Sam Jarosław Kaczyński zdaje się pomny tego, jak dołowała jego partia po oskarżeniu rządzących o mord smoleński, teraz też raczej daje do zrozumienia. Chodzi o to, „byśmy mogli stworzyć taką siłę, która pewnego dnie będzie realizowała inny wielki projekt dla naszego kraju, gdzie wolność będzie niezagrożona, solidarność będzie główną przesłanką polityki społecznej, gdzie niepodległość, suwerenność będzie główną przesłanką polityki zagranicznej”.

Domyślnymi wrogami wolności, niepodległości i solidarności są, oczywiście, Tusk i Komorowski.

Hasła smoleńskie tym razem nie są eksponowane, by maszerujący mogli uwolnić się od obaw, że koniecznie muszą się opowiedzieć za teorią o zamachu i zbrodni. Podsuwane są inne, mające być przedmiotem protestu, przestępstwa władzy. Wolność jest zagrożona chociażby dlatego, że to ponoć rząd rozpędził tygodnik „Uważam Rze” i znowu znacznie ograniczył pluralizm mediów, zmiażdżył wolność prasy. Solidarność jest zagrożona, bo w Polsce nie ma godnej pracy, sprawiedliwej płacy i wolnej przedsiębiorczości; nie ma rzeczywistego prawa do ochrony zdrowia, realnych szans dla młodych na mieszkanie i założenie rodziny. Ale przede wszystkim jednak, co można przeczytać na portalu PiS w Warszawie, „otwarcie dąży się do ograniczenia niepodległości Polski”, podporządkowania ojczyzny Niemcom, Brukseli, Rosji i każdemu kto by chciał.

Nie bez przyczyny w oświadczeniach, apelach i manifestach organizatorzy przypominają o solidarnościowym ruchu przeciwko PRL, o wspólnocie – mówiąc starym językiem – wszystkich klas i warstw w walce o suwerenność kraju. Przypominają także słowa papieża Polaka o wolności i prawdzie. Ten antykomunistyczny marsz, który ruszy w Warszawie 13 grudnia o godz. 12, jak się okazuje, maszeruje już od kilku dziesiątków lat i wciąż jeszcze nie dotarł do celu. Walka trwa nadal, tak jak w PRL. Ta rekonstrukcja historyczna czasów realnego socjalizmu ma wzmóc patos, jaki towarzyszy staraniom dzisiejszej prawicowej opozycji: to ta sama sprawa, w gruncie rzeczy ten sam przeciwnik, choć w innym przebraniu i w innych dekoracjach – zdają się mówić politycy PiS i publicyści tej drużyny.

Nieistotna jest absurdalność tego rozumowania, bo prawica ma swoje własne kryteria prawdy i fałszu. III RP jako nowa PRL jest wedle prawej strony czymś niemal oczywistym: oficjalna Polska to państwo opresyjne i antydemokratyczne. Dlatego zwalczanie tego systemu – i taka może być ostateczna, logiczna (w pisowskiej logice, rzecz jasna) konkluzja – powinno wyglądać tak jak kiedyś walka z komuną. Z niedemokratycznym wrogiem trudno toczyć bój w rękawiczkach, demokratycznymi metodami. Obowiązują raczej zasady dawnej konspiracji – a więc działania pozasystemowe. Odebranie przeciwnikowi racji moralnej zwalnia ze stosowania kryteriów etycznych we własnych działaniach. Uzasadnia przekonanie, że w walce z obecnym systemem wszystkie chwyty – retoryczne i polityczne – są dozwolone.

Ten marsz jest kolejnym aktem samostanowiącym państwo PiS, które – ma to nieszczęście – musi jak na razie trwać na terytorium III RP, niejako w podziemiu, i nie ma siły, by ją zmienić w IV RP. Zresztą każda kompozycja propagandowa Jarosława Kaczyńskiego i jego zmieniających się sztabów, raz na twardo, raz na bardziej miękko, zawsze ma na zapleczu cały arsenał znanych już pomówień i oskarżeń. Teraz, w grudniu, z koszyka wyjmuje się jedną z kartek, tym razem przedstawiającą Tuska z Jaruzelskim, i nią się błyska przed oczyma publiczności.

Państwo PiS ma swój lud, swoich biskupów, swoich dziennikarzy, swoje elity, salony, premiera i prezydenta. W Komitecie Honorowym marszu jest trzech biskupów, kilku profesorów z para-premierem Piotrem Glińskim, Andrzejem Zybertowiczem, Zdzisławem Krasnodębskim i Janem Żarynem na czele, artystów z Janem Pietrzakiem, Katarzyną Łaniewską, Haliną Łabonarską i Anną Chodakowską, także Marcin Wolski, Jarosław Marek Rymkiewicz, Ewa Stankiewicz oraz oczywiście Jan Pospieszalski i Tomasz Sakiewicz. Wielu się nie zmieściło, choć tak bardzo się przecież stara, no, ale – widać – nie dość. W końcu jest to marsz partyjny, a partia jest awangardą ruchu. To państewko PiS ma już prawie wszystkie struktury, tylko jeszcze nie ma władzy. 13 grudnia odbywa się jeszcze jeden marszobieg wokół murów ­Jerycha.

Polityka 50.2012 (2887) z dnia 12.12.2012; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 11
Oryginalny tytuł tekstu: "II PRL"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną