Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

W sprawie „Pokłosia”: Producenci na wyjątkowych prawach?

W wydaniu internetowym POLITYKI ukazał się wywiad z Dariuszem Jabłońskim, producentem filmu „Pokłosie”. Zarzuca w nim Polskiemu Instytutowi Sztuki Filmowej przewlekłość w realizacji umowy o dofinansowanie produkcji filmu, co może spowodować bankructwo jego firmy.

Dariusz Jabłoński jest doświadczonym producentem, jego firma zajmuje piąte miejsce wśród największych beneficjentów środków Instytutu. Zrealizował z udziałem środków PISF 12 filmów, a na cztery kolejne otrzymał przyrzeczenie dofinansowania. Doskonale zna zasady. Jest zadziwiające, że standardowe procedury, obowiązujące każdego beneficjenta środków publicznych, sprowadził w rozmowie z POLITYKĄ do „realizacji planu części prawicy, żeby filmy, które mówią gorzko o historii, nie powstawały”. Niech mi więc będzie wolno odnieść się do zarzutów producenta.

„Plan”, o którym mówi, zapewne realizujemy, po pierwsze, poprzez oczekiwanie rozliczenia się z publicznych pieniędzy w wysokości 3,5 mln zł, co zgodnie z umową stanowi 60 proc. kosztów produkcji. Każdy producent, aby uzyskać kolejną ratę dotacji, musi przedłożyć dokumenty wydatkowania poprzedniej. Mimo iż termin rozliczenia całości dotacji na film „Pokłosie” zawarty w umowie minął 15 czerwca br., dopiero 5 grudnia br. Instytut otrzymał do weryfikacji dokumenty dotyczące II raty! Kiedy otrzymamy dokumenty całości, do dziś nie wiemy. W ten sposób Dariusz Jabłoński dokonuje swoistej wolty logicznej obwiniając nas o opóźnienia, podczas gdy sam nie wywiązuje się z obowiązków wynikających z umowy. Podobnie wiele miesięcy zabrało producentowi dostarczenie do Instytutu kompletu umów z zagranicznymi koproducentami filmu, a zawarł je bez wymaganej zgody PISF we wrześniu 2011 r.

Zapewne drugim elementem „wytwarzania złej atmosfery wokół filmu i producenta”, jak mówi Dariusz Jabłoński, jest „złośliwa” kontrola PISF i uzależnienie zawarcia kolejnych umów z Instytutem od wywiązania się z poprzedniej. Rozumiem z tego, że zalecenia pokontrolne mówiące o konieczności przedstawienia pełnych kosztów produkcji filmu „Pokłosie”, wraz z niezbędną dokumentacją księgową, wydają się producentowi dowodem na nietypowe i krzywdzące jego firmę zachowanie instytucji publicznej. Trzecim są prawdopodobnie „podejrzane” wątpliwości Instytutu związane ze zwiększeniem w toku produkcji budżetu filmu o ponad 60 proc. w stosunku do zawartej z nami umowy. Wątpliwości te podobno powodują, jak twierdzi producent, nieukończenie produkcji filmu do dziś. Myślę, że wszyscy widzowie, którzy widzieli „Pokłosie” w Gdyni w czerwcu tego roku, a potem w listopadzie i grudniu w kinach w całej Polsce ulegli zbiorowej halucynacji.

Pewnie jest więcej podobnych dowodów na to, że Instytut udzielił dofinansowania tylko po to, aby film „Pokłosie” nie mógł zostać ukończony i nikt go nie mógł oglądać.

Mówiąc serio. Nikt z producentów nie ma prawa wymagać specjalnych przywilejów i przymykania oczu na rozliczanie publicznych środków tylko dlatego, że zrobił ważny i potrzebny film. Zwłaszcza producent filmowy, którzy wielokrotnie podkreśla swoje ponad 20-letnie doświadczenie.

Agnieszka Odorowicz
dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej

Polityka 50.2012 (2887) z dnia 12.12.2012; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 14
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną