Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Para - debata

Prezes Kaczyński i jego tablet

Dzięki czwartkowej debacie nad wotum nieufności dla rządu wiemy przynajmniej, że cyfryzacja objęła nawet Jarosława Kaczyńskiego, który potrafił posłużyć się iPadem. I to była chyba jedyna korzyść z tego popołudnia na Wiejskiej.

O „technicznym premierze” Piotrze Glińskim i jego „gabinecie” powiedziano i napisano znacznie więcej, niż na to zasługują. W czwartek w Sejmie, przed debatą nad wotum nieufności, kandydat PiS prezentując program swego „rządu” nie powiedział nic, co skłaniałoby do dopisania choćby jednego zdania więcej.

Wydarzeniem miał być nie widziany jeszcze w tej kadencji „pojedynek gigantów”, czyli wystąpienia prezesa Kaczyńskiego, uzasadniającego wniosek o wotum nieufności i premiera Tuska. Nikt się co prawda nie spodziewał, że zobaczymy powtórkę ze starcia Cristiano Ronaldo z Lionelem Messim z ostatnich Gran Derbi, ale przynajmniej była nadzieja na emocje porównywalne z bokserskim pojedynkiem Gołoty z Saletą.

Nic z tego. Emocje były co najwyżej takie, jak podczas walk braci Kliczko, którzy bez większego wysiłku odprawiają z kwitkiem kolejnych pretendentów do ich mistrzowskich pasów.

Z ust prezesa PiS nie dowiedzieliśmy się niczego poza dobrze znaną litanią zarzutów, których – jak stwierdził prezes - jest tak wiele, że musiałby je prezentować cały dzień. Kaczyński, wspaniałomyślnie nam tego oszczędził, choć i tak w ciągu prawie dwóch godzin wystąpienia serwował głównie odgrzewane kotlety. Jest źle i dopóki rządzi Tusk lepiej nie będzie - to wiemy przecież od dawna. Widowisko związane z wotum nieufności i „rządem technicznym”, który nawet przez moment nie miał szans na poparcie sejmowej większości, od początku było niczym więcej niż instrumentalną zagrywką nieudolnie skrywaną górnolotnymi frazami.

Widać, że Jarosław Kaczyński jako polityk prochu już nie wymyśli – na tle Tuska, mimo w sumie dobrego przygotowania, wypadł po prostu blado. Zapisał się za to w historii polskiego parlamentaryzmu, wyręczając się iPadem przy prezentowaniu programu para – rządu (Gliński nie dostał zgody marszałek Kopacz na wystąpienie z sejmowej trybuny). Odtworzenie na tablecie 15 – minutowego nagrania było jedynym wydarzeniem, które wzbudziło ożywienie na sali. W końcu to co innego, niż blokowanie mównicy i wykrzykiwanie obelg przez megafon, jak to bywało w poprzednich kadencjach. Sejm to nie scena kabaretowa, choć PiS zrobił w czwartek wiele, by się do niej upodobnił.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną