Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Trzy lata za brata

Katastrofa smoleńska zdewastowała polską politykę

Nie ma wspólnego stołu do rozmowy, jest ulica i są słowa prezesa oraz wszystkich, którzy dodają swoje, uzupełniające i rozwijające. Nie ma wspólnego stołu do rozmowy, jest ulica i są słowa prezesa oraz wszystkich, którzy dodają swoje, uzupełniające i rozwijające. Andrzej Iwańczuk / Reporter
Przez ponad 20 lat swego istnienia III RP przeżyła kilka przełomowych dla społecznej mentalności momentów, ale najważniejszym była tragedia pod Smoleńskiem. Polska polityka jest 97 ofiarą tej katastrofy.
Katastrofa smoleńska w optyce PiS to swoiste kontinuum. To mógł być zamach. Lub prawie zamach, czyli zbrodnicze zaniedbania.Serge Serebro, Vitebsk Popular News/Wikipedia Katastrofa smoleńska w optyce PiS to swoiste kontinuum. To mógł być zamach. Lub prawie zamach, czyli zbrodnicze zaniedbania.

Tekst został opublikowany w POLITYCE w kwietniu 2013 roku.

Nie chodzi o niekwestionowany rozmiar smoleńskiej tragedii, ale o jej dalekosiężne skutki. O to, że podzieliła Polskę głęboko i zdaje się na kilka pokoleń, że zdewastowała jakiekolwiek nadzieje na zbudowanie integralnej wspólnoty demokratycznej, opartej na aprobowaniu i przyjmowaniu do wiadomości zarówno różnic i odmienności, jak i reguł gry oraz rywalizacji. Polska weszła w stan swoistej wojny domowej, nieprzypominającej w swojej skali i temperaturze wcześniejszych, w tym także tej bezpośrednio poprzedzającej, sygnowanej wyborami w 2005 i 2007 r.

Nie brakuje opinii, że konflikt smoleński wpisuje się w stary podział polskiej kultury i mentalności. A w niej od kilku setek lat zawsze można było wyróżnić kod romantyczny i oświeceniowo-pozytywistyczny, postawy buntu i niezgody obok ugodowych i ostrożnych. Dzisiejsze podziały mają więc niby odtwarzać te dawne myśli, miłości i idiosynkrazje, są niejako naturalnym dla polskiej historii rozdaniem dwóch głównych ról, które obydwie są narodowi potrzebne do przetrwania.

Oczywiście nie da się wykluczyć, że stare duchy nadal żyją prawem rozpędu w Polsce współczesnej, ba, nawet mają się bardzo dobrze. Zwłaszcza jeśli wsłuchać się w głosy dobiegające z obozu – jak się lubi przedstawiać – powstańczo-romantycznego, w pieśni, wiersze i zawołania dzisiejszych „romantyków”, w modlitwy i groźne słowa bitnych katolików, w kazania ojca Rydzyka i innych hierarchów, w hasła młodych narodowców.

I przede wszystkim w słowa Jarosława Kaczyńskiego, który świadomie pobudził te zastane duchy i odnowił stare podziały historyczne oraz ubrał je w nowe szaty. Trafił zatem w jakąś potrzebę polskiej zbiorowej psychiki. To dalszy ciąg wydajnej strategii PiS, umacniającej przekonanie o ukrzywdzeniu Polaków, jednostek i narodu. Nic to, że tamte, zdawało się zamierzchłe, spory odpowiadały na rzeczywiste wyzwania i ograniczenia historyczne, wśród których nadrzędnym była utrata niepodległości i poddanie życia narodowego opresji zaborczej, a potem okupacyjnej.

Bez wolności i niepodległości

Upodobnienie dzisiejszych konfliktów do tych z czasów niewoli, ta specyficzna rekonstrukcja, jest krzyczącym nadużyciem i uzurpacją. Analogie mają przekonywać, że nadal jesteśmy mniej więcej w tym samym miejscu i położeniu: bez wolności i niepodległości. A Tusk i Komorowski są zaborcami i okupantami, w najlepszym razie kolaborantami. Jeśli nawet nie, to intencjonalnie działają wspólnie z wrogami Polski. I w ogóle chodzi o to, że trzeba walczyć z wrogami; kiedyś oni byli bezpośrednio widoczni i obecni, teraz trzeba ich odnaleźć i zdemaskować. Za pomocą takiej metody i temperatury udaje się zmobilizować obóz patriotyczno-powstańczy, czy w ogóle powołać go do życia i wielkich zadań. Ta opowieść ma swoje wyraźne tezy i postaci.

Tragedia smoleńska odgrywa w niej rolę zasadniczą. Niczym w jakimś scenariuszu romantycznym, smoleńskie symbole i znaki wyrażają „wielkie prawdy”, bo same są niekwestionowanie wielkie, układają się w testamenty i zobowiązania dla żyjących. Brat bliźniak ma po bracie przejąć dziedzictwo polityczne i wymierzyć sprawiedliwość. Działają tutaj archetypy nie tylko polityczne, ale i kulturowe, wywiedzione z jakiejś odmiany rodowej solidarności, z figury zemsty i odpłaty. Ale siły tym archetypom dodaje polityka. Znakomita większość rodzin ofiar smoleńskich przeżywała i przeżywa żałobę w milczeniu, jakby pogodzona z tym, że doszło do tragicznej lotniczej katastrofy. Nawet jeśli wszystkie jej szczegóły nie są – jak w przypadku wielu innych podobnych zdarzeń – do końca jasne.

Jedyni sprawiedliwi

Nieprzypadkowo to rodziny ofiar związanych z PiS są najbardziej aktywne w atakowaniu rządu. Tak działa polityczna adrenalina, a także być może jakiś rodzaj ideowej lojalności wobec przyjaciół zmarłych bliskich. Można próbować zrozumieć psychologiczny mechanizm stojący za takimi zachowaniami, ale trzeba też mieć na uwadze, że napędza on czysto polityczną grę o władzę. Wprowadza do polityki obcy gen, nadaje jednej stronie sporu wymiar jedynych sprawiedliwych, nie dopuszcza normalnego w demokracji szukania jakiejś ugody, porozumienia, przynajmniej zawieszenia broni. To, co byłoby możliwe bez tego genu moralnej wyższości, z jego udziałem staje się wykluczone. Byłoby „zdradą”. Spór został wyniesiony do poziomu spraw ostatecznych.

Trzy lata, jakie minęły od tego smutnego zdarzenia, są zapisem rozwoju obozu smoleńskiego, nawet jeśli duże jego części nie przyjmują mitologii smoleńskiej w kanonicznej formie.

Wzmożenie smoleńskie bywa, że na jakiś czas słabnie i jest zastępowane taktyką względnej łagodności. W tym upływającym sezonie miała ona twarz parapremiera Glińskiego. Ale to nader czytelny kamuflaż, bo za chwilę wzmożenie rośnie, tak jak teraz właśnie. Pierwszą przygrywką był spektakl zorganizowany przez posłów PiS i ich gości z „Gazety Polskiej” w komisji do spraw zagranicznych, która przesłuchiwała Tomasza Arabskiego, kandydata na ambasadora w Hiszpanii, wcześniej przez kilka lat szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, także w kwietniu 2010 r. Jest on oskarżany o celowo źle przygotowany wyjazd delegacji polskiej z prezydentem do Katynia.

Po tym spektaklu pomówień i oskarżeń Jarosław Kaczyński w swoim znanym stylu „wiem, ale jasno nie powiem” dał do zrozumienia, że Radosław Sikorski jest nie nasz, znaczy szpieg. Prezes PiS dopisał to do rozbudowanego leksykonu, którym się kilka razy już posłużył, a występują w nim i takie słowa jak „zdrada”, „zbrodnia”, „mord”. Kaczyński zrezygnował też z usług mecenasa Rafała Rogalskiego, tak ofiarnie od początku reprezentującego prawnie tematykę smoleńską, który ponoć nie był zwolennikiem tez Antoniego Macierewicza o dwóch wybuchach w Tupolewie. Ba, zdarzyło się mu pozytywnie wypowiedzieć o jakiejś procedurze zastosowanej przez prokuraturę. Tu nie może przecież pojawić się jakakolwiek wątpliwość i jakikolwiek gest wobec drugiej strony.

Ta strategia, aby być skuteczna, musi być całkowicie zamknięta i nieprzemakalna. Argumentów przeciwnych albo się po prostu nie słyszy, albo zaraz wyciąga się kolejne oskarżenie i nową tezę. Jeśli mówi się na przykład, że Arabski faktycznie nie przygotowywał podróży prezydenta do Katynia, bo była za to odpowiedzialna Kancelaria Prezydenta, pada odpowiedź, że nieważne, przecież był facetem od samolotów i w ogóle od bezpieczeństwa podróży dyplomatycznych.

Jeśli mówi się, że przyczyną katastrofy były błędy, niedbalstwo i zaniechania organizatorów lotu, więc może teoria o wybuchu i zamachu jest już niepotrzebna, pada sugestia, że specjalnie źle przygotowano lot, by zamach był łatwiejszy. I tak dalej. Tylko naiwni mogą mieć nadzieję, że z taką mitologią w ogóle da się dyskutować, siadać do stołu i konfrontować ze sobą argumenty. W najlepszym razie pojawia się kuriozalna, ale zyskująca na popularności, teza, że „prawda leży pośrodku”, trochę zamach, trochę katastrofa.

Absurdalność takich dyskusji skłania do niepodejmowania ich i wyniosłego milczenia. Ale wtedy słychać tylko drugą stronę. Jedna strona chce respektować fakty, a druga nie musi tego robić (wręcz przeciwnie), aby zyskać poklask. W rezultacie jedni dostają metkę sługusów rządu, a drudzy niepokornych rycerzy jasnej strony. Można się z tego śmiać, ale ten śmiech, jak pokazują sondaże, w których coraz więcej Polaków stwierdza, że „nie wiadomo, co się stało” i że zamach jest „niewykluczony”, nie jest politycznie zasadny.

Logika ideologii

Zwolennicy teorii zamachu udają, że poszukują prawdy, że jej żądają, że prawda w końcu zatriumfuje. Ale też dają do zrozumienia, że ta prawda jest już znana, trzeba ją tylko „odkryć”, nadać oficjalny wymiar. A to pozwoli na postawienie winnych przed sądem. Katastrofa smoleńska w optyce PiS to swoiste kontinuum. To mógł być zamach. Lub prawie zamach, czyli zbrodnicze zaniedbania wynikające z knucia przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu. I dalej stopniując: klęska państwa Platformy, które nie uchroniło prezydenta. Lub – w najłagodniejszej wersji – tchórzliwe oddanie śledztwa Rosji. Jeżeli zatem wątpliwe okaże się jedno ogniwo winy, przechodzimy do następnych.

Brakami logicznymi nikt się nie przejmuje, bo ideologia kieruje się innym porządkiem. Tu nie ma drogi wywikłania, nie ma kompromisu i nie ma litości. Nie istnieje już nic, co mógłby zrobić Tusk, aby swą winę odkupić. Kara jest już przesądzona, tyle że aby ją wymierzyć, trzeba odzyskać władzę i sądy. Siła rzeczowych argumentów maleje także dlatego, że nastąpił zasadniczy podział: wy macie swoich ekspertów, my swoich, na jedne autorytety my mamy inne, profesora na profesora, doktora na doktora, redaktora na redaktora, na komisję – komisję. To szaleństwo ogarnia wszystkie sfery życia, dzieli polityków, naukowców, publicystów, artystów. Nie ma takiego trybunału, którego rozstrzygnięcie byłoby respektowane i kończyło spór.

Nie ma wspólnego stołu do rozmowy, jest ulica i są słowa prezesa oraz wszystkich, którzy dodają swoje, uzupełniające i rozwijające. A jaka jest prawda – Polacy, gdy już wrócą z marszów i manifestacji, mają rozstrzygnąć przy urnach wyborczych. Bo prawda o Smoleńsku ma być ustalona przez głosowanie patriotów popierających PiS. To zwycięzcy zdecydują, co stało się pod Smoleńskiem. Jeśli PiS wygra w 2015 r., to będzie oznaczało, jak chcą ludzie z tej formacji, że prezydent Kaczyński, „najwybitniejszy polski mąż stanu”, zginął w zamachu.

Jest też drugi nurt: oto sprawa smoleńska ma taką moc moralną, że usprawiedliwia przejęcie władzy także w wyniku insurekcji, w sposób gwałtowny, po zamieszkach, splamieniu się rządu przemocą i przejęciu steru przez „gorącą lawę”, czyli żądający prawdy lud. Bo prawda smoleńska, podobnie jak prawo naturalne, w gruncie rzeczy nie podlega głosowaniu. Demokratyczna procedura jest w jakimś sensie tylko koniecznym złem. Jak mawia ulubiony poeta PiS Jarosław Marek Rymkiewicz, wyłącznie przelana krew daje prawdziwe oczyszczenie. Jak w powstaniu warszawskim. Wszak można było kiedyś przeczytać na prawicowych forach, że polegli w powstaniach i Katyniu to niedoszli wyborcy PiS.

Jeśli jednak koncepcja zamachu, w ten czy inny sposób nie wygra, nie będzie to oznaczało, że przesądzone jest, że to była lotnicza katastrofa. Niestety, nie ma tu symetrii. Zwykła katastrofa nie ma tej siły epickiej co zamach, nie tworzy legendy. Jest „za mała”, aby obsłużyć mitologię tak idealnie wpisującą się w ideologię jednej partii. Jest w tej mitologii wszystko, co nagromadziło się w XIX i XX w.: martyrologia, polegli bohaterowie, zły car i jego namiestnik, knowania, podłość elity i wielkość nieskażonego ludu.

Smoleński mit

Ten mit jest zbyt politycznie cenny, aby od niego odstąpić, i żadne dowody nie sprawią, że PiS z niego zrezygnuje. Tu finału nie będzie, chyba że Amerykanie mają nagrany przez kamerę z satelity przebieg wydarzeń i go oficjalnie ujawnią. Tylko takie nagranie, gdzie byłoby uderzenie o brzozę, oderwanie skrzydła i runięcie samolotu na plecy bez żadnego wybuchu, może byłoby w stanie zmienić przekonanie zwolenników opcji zamachowej.

Ale czy na pewno? Czy nie pojawiłyby się zarzuty, że USA gra swoją grę, że nadal przyjaźnie resetuje się z Rosją, aby załatwiać swoje globalne interesy? Kto by zagwarantował, że nagranie jest autentyczne? Obama? A kimże jest Obama przy panu Antonim?

Można też się zastanawiać, jak w sprawie smoleńskiej wypowiadałby się, gdyby żył, Jan Paweł II, któremu prawica nie śmiała się sprzeciwić. Wydaje się jednak, że nawet jego werdykt, nie po myśli ludu smoleńskiego, mógłby zostać zakwestionowany, np. gdyby polski papież stwierdził – swoim zwyczajem – że czas wzajemnie sobie przebaczyć i zakończyć spór. Bardzo drażliwa swego czasu kwestia zakonu karmelitanek w pobliżu obozu w Oświęcimiu czy poparcie Jana Pawła dla wstąpienia kraju do Unii Europejskiej zdają się niczym wobec rozplątania węzła smoleńskiego. Te umysłowe ćwiczenia pokazują, w jakim głębokim dole znaleźliśmy się po 10 kwietnia 2010 r., jak dalece sprawy wyrwały się ze sfery racjonalnego oglądu.

Jeśli spojrzeć jednak na sprawy trzeźwo, to tylko partia Kaczyńskiego, także z pomocą swoich akolitów, ożywia smoleński mit. Ludzie wątpią lub sądzą, że wątpią w zwykłą katastrofę za sprawą propagandy tego ugrupowania, choćby nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Dlatego mimo wszystko zawsze warto podkreślać porządek faktów i logiki. Jeśli Tusk teraz mówi, że w sprawie Smoleńska „chcemy prostować kampanię brutalnych bzdur”, to jest w tym demonstracja siły, ale i słabości. Może premier wyczuł, że mimo wszystko, wbrew rozsądkowi i rzeczywistości, przegrywa tę batalię. Że nie docenił destrukcyjnej mocy tych „bzdur”. Mógł uznać, że na brutalność trzeba odpowiedzieć tym samym. Sytuacja jest wciąż labilna, nie wiadomo, jaki nagle czynnik może tu przeważyć.

Zwłaszcza że mit trwa tak długo, jak długo mają siły jego animatorzy. I razem z nimi odchodzi. Historia pokazuje, że nawet najsilniejsza emocja w końcu musi opaść. Problem polega na tym, że zanim to nastąpi, ofiarą tej emocji pada wiele naprawdę ważnych dla kraju spraw. Bo istotniejsza staje się dokładna wysokość brzozy, która w dodatku nie ma żadnego znaczenia, bo złamała się sama. Świat się właśnie zmienia, a my w chocholim tańcu drepczemy wokół rosyjskiego drzewa.

Polityka 15.2013 (2903) z dnia 09.04.2013; Temat tygodnia; s. 10
Oryginalny tytuł tekstu: "Trzy lata za brata"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną