Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Pytanie do biskupów

In vitro: Kościół kontra nauka

Współczuję katolikom, dla których jedyną szansą posiadania własnego potomstwa są zabiegi in vitro. Współczuję dzieciom szczęśliwie urodzonym dzięki tej metodzie. Musi im być przykro po wysłuchaniu opinii biskupów, którzy wyłożyli, co sądzą na ich temat.

Pod dokumentem przyjętym na ostatniej Konferencji Episkopatu Polski, dotyczącym wyzwań bioetycznych „przed którymi stoi współczesny człowiek”, nie podpisał się żaden hierarcha Kościoła, który został poczęty drogą zapłodnienia pozaustrojowego. Ale czy nie można sobie wyobrazić, że za kilkadziesiąt lat w tym gronie znajdzie się biskup, którego katoliccy rodzice wychowali, a wcześniej sprowadzili na świat właśnie dzięki metodzie in vitro? I co wtedy? Czy podpisze się pod słowami, że jest „człowiekiem wytworzonym w laboratorium i przeniesionym mechanicznie do organizmu matki”? Czy będzie mu łatwo pogodzić się z opinią, że „procedura jego spłodzenia nie jest w istocie procedurą leczniczą, lecz została przejęta z hodowli roślin i zwierząt”? Czy wreszcie zaakceptuje to, iż „został powołany do życia przez obcych ludzi, za cenę zabicia lub zamrożenia rodzeństwa w najwcześniejszej fazie istnienia”?

Tak ostrej krytyki in vitro w polskim Kościele nie słyszałem od dawna. Nie odbieram duchownym prawa do nazywania embrionu człowiekiem, gdyż w rzeczy samej zarodek ludzki jest pierwszą fazą rozwoju człowieka, którą każda z żyjących osób ma za sobą. Dlaczego jednak odbierać rzeszy ludzi poczucie godności, zwłaszcza kiedy o tę godność sami biskupi apelują?

Najgorsze jest jednak to, że nowy dokument Episkopatu mija się z prawdą naukową w kilku kwestiach. I to w sytuacji, kiedy już na samym wstępie duchowni o tę prawdę apelują, krytykując media za przekazywanie uproszczonych informacji. „Uczciwość i roztropność, niezbędne do rozstrzygania najbardziej fundamentalnych pytań – pouczają biskupi – buduje się na wrażliwości moralnej i wiedzy”. Otóż to: wiedzy! Gdzież ona się podziała?

W świetle współczesnej nauki trudno uznać za prawdziwy pogląd, że istnieje jakiś jeden, konkretny, naturalny moment zapłodnienia. To proces wieloetapowy, który rozpoczyna się prawdopodobnie (mamy tu jeszcze kilka niewiadomych) z chwilą zbliżenia plemników do komórki jajowej, ale nie odbywa się to tuż po ejakulacji, tylko przez wiele godzin po niej. Każdy, według którego zapłodnienie wyznacza początek życia, powinien wziąć pod uwagę liczne etapy, podczas których zarodek się tworzy. Po drugie nowoczesne metody przechowywania, czyli znienawidzonego przez Kościół mrożenia zarodków, są dziś takie, że ich przeniesienie do macicy może odbywać się praktycznie bez strat. I pora przestać straszyć bezpłodne pary, że wybrana przez nie metoda in vitro obciążona jest zwielokrotnionym ryzykiem urodzenia dziecka z wadą genetyczną. To raczej późny wiek rodziców oraz niewykryte często choroby, mogące utrudniać posiadanie potomstwa, są większym ryzykiem powstawania u zarodków takich zaburzeń.

Biskupi mają prawo przedstawić swoją opinię w kwestiach, które uważają za ważne ze swojego punktu widzenia. Dziwię się jednak, że w XXI wieku nowoczesna medycyna, która akurat w przypadku doskonalenia metod poczęcia dzieci służy ludziom i szczęściu, jest niezmiennie traktowana przez Kościół jakby była dziełem szatana. Tego średniowiecznego, którego trzeba się bać. Język, który został użyty w tym dokumencie, razi ostrością. Ciekawe, jak zaważy nad badaniami naukowymi i naszą dalszą dyskusją o metodach leczenia niepłodności?

Na koniec pytanie, które w jednej ze swych ciekawych książek poświęconych etyce i filozofii zadał prof. Zbigniew Szawarski, opisując sytuację, która może się przytrafić każdemu, nawet biskupowi. Gdy znajdzie się on w laboratorium ze swoim małym siostrzeńcem, by pokazać mu (a może przestrzec) jak źli lekarze niszczą życie ludzkie przechowując zarodki i nagle w pomieszczeniu wybuchnie pożar – kogo będzie ratował? Siostrzeńca czy probówki z zygotami? Czyje życie będzie dla niego miało większą wartość? Dopiero po skonfrontowaniu z takim dylematem można dalej snuć rozważania na temat wyzwań bioetycznych, które funduje nam współczesny świat.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną