Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Ruch obrzydzonych

Tydzień w polityce według Paradowskiej

Nasza polityka, czy jak kto woli scena polityczna, coraz wyraźniej dzieli się na starą i nową.

Stara jaka jest, każdy widzi. Zacementowana, oligarchiczna, niedemokratyczna, wodzowska, a przede wszystkim nudna nie do zniesienia. Jarosław Kaczyński i Donald Tusk trwają w śmiertelnym uścisku i blokują każdą inicjatywę. Ambicje Leszka Millera nie sięgają dalej niż objęcie funkcji wicepremiera u Tuska. Nad ludowcami tradycyjnie wisi pytanie – wejdą czy nie wejdą? Do przyszłego Sejmu oczywiście. Jest jeszcze Ruch Palikota, ale czy naprawdę jeszcze jest, skoro już tyle postaci przybrał? Tak czy inaczej trzeba to wreszcie rozbić, bo czyż do wytrzymania jest sytuacja, żeby w czterech kolejnych wyborach głosować na te same partie?

Nowa polityka, która ma wreszcie stworzyć wybór, niestety rodzi się z trudem. Bywa nawet, że jeszcze się nie narodziła, a już powiela grzechy starej, zapewne w myśl znanej zasady, że klasa wstępująca przyjmuje najgorsze nawyki ustępującej. Oto bowiem czytam, że Platforma Oburzonych już zaczyna się dzielić. Paweł Kukiz tworzy nową organizację, aby zmienić system polityczny w Polsce, Piotr Duda zaś, jego wierny dotychczas sojusznik, nie chce iść tak daleko. Chce tylko obligatoryjnych referendów na każdy temat, co od biedy można byłoby uznać za ważną ustrojową zmianę, ale jednak dla Kukiza to zdecydowanie za mało.

Mimo takich incydentów podejmowane są jednak kolejne, pojedyncze i zbiorowe próby budowy nowej polityki. W kilkunastu minionych dniach najodważniej zachował się poseł Przemysław Wipler z PiS, który postanowił burzyć scenę właściwie samotnie. Wystąpił z PiS i zakłada stowarzyszenie Republikanie. Być może wspierać go będzie Anna Streżyńska, energiczna była szefowa Urzędu Komunikacji Elektronicznej, co republikańską inicjatywę Wiplera zdecydowanie odróżniałoby od innych inicjatyw, organizowanych głównie przez panów. W spekulacjach Wiplerowi natychmiast dobudowano spore zaplecze, w skład którego mogliby wejść Roman Giertych, Michał Kamiński, Kazimierz Marcinkiewicz, PJN z Pawłem Kowalem (którego flirt z PSL jakoś utyka), a może nawet kiedyś Jarosław Gowin. Wspomniano też tradycyjnie o Rafale Dutkiewiczu, ale ten, pomny wcześniejszych doświadczeń, natychmiast się odciął. W najśmielszych spekulacjach Gowin pojawił się wręcz jako „charyzmatyczny lider” Republikanów, chociaż on sam zapewnia, że nawet jeśli stanie do konkurencji z Tuskiem o przewodzenie Platformie i przegra, to z partii nie odejdzie, bo odejście byłoby zachowaniem mało męskim.

Jak wielki trud trzeba włożyć w budowę nowej polityki, pokazuje przykład Europy Plus, która w dziesiątą rocznicę referendum akcesyjnego zadebiutowała po raz trzeci. Każdy debiut odbywał się w innych dekoracjach (biuro, restauracja, Sejm – co niewątpliwie świadczy o postępie), choć podstawowi aktorzy są już wartością trwałą. Aleksander Kwaśniewski jako patron, dalej Marek Siwiec i Janusz Palikot. Teraz dołączyli Ryszard Kalisz ze swoim stowarzyszeniem Wspólny Dom Polska, Paweł Piskorski ze Stronnictwem Demokratycznym oraz różne formacje lewicowe, które warto przedstawić, gdyż wszyscy zebrani mają budować centrolewicową alternatywę z prawdziwego zdarzenia, ambitną, niestawiającą sobie celu tak minimalistycznego jak Miller, który chce być tylko wicepremierem. To ma być alternatywa dla rządzenia. Oprócz liberałów Piskorskiego i Kalisza, Europę Plus wzbogaciły: Racja Polskiej Lewicy, Unia Lewicy, SDPL oraz Polska Partia Pracy, szerzej znana jako Sierpień ’80 (partia i związek w jednym, podobną formułę praktykował w Samoobronie Andrzej Lepper).

Racja Polskiej Lewicy powstała wokół tygodnika „Fakty i Mity” i oprócz antyklerykalizmu (religia ze szkół, konkordat niepotrzebny) chce np. zablokowania prywatyzacji i skupienia usług publicznych w rękach państwa. Najbardziej znanym działaczem Racji jest Roman Kotliński, obecnie poseł Ruchu Palikota. SDPL to dawna partia Marka Borowskiego, dowodzona teraz przez Wojciecha Filemonowicza z Krakowa, który już różnych aliansów bezskutecznie próbował. Polska Partia Pracy chwilowo nie ma lidera, bo Bogusław Ziętek zrezygnował z funkcji 1 maja tego roku na znak sprzeciwu przeciwko mało poważnym układankom na lewicy. Najwyraźniej jego odejście ułatwiło wchodzenie w alianse. PPP chce jednak zdecydowanie płacy minimalnej w wysokości 2300 zł, mieszkań dla wszystkich, pełnego zatrudnienia oraz podwyżki najniższych rent i emerytur. Unia Lewicy założona niegdyś przez Izabelę Jarugę-Nowacką (wystąpiła z niej, gdy weszła do Sejmu z listy SLD), której przewodzi dzisiaj Piotr Musiał, chce silnej progresji podatkowej, pełnego zatrudnienia, powszechnej reprezentacji pracowniczej. Długa więc droga przed Aleksandrem Kwaśniewskim, aby wynegocjować jakieś w miarę spójne minimum programowe. Chyba że nie o program chodzi, ale o te dwa, trzy miejsca w Parlamencie Europejskim. Tylko czy dla takiego celu warto się trudzić?

Wspólną cechą wszystkich tworzących Europę Plus ugrupowań jest nie tylko wielokrotny bezowocny start w licznych już wyborach, ale także nieobecność kobiet w gremiach kierowniczych. Można nawet powiedzieć, że gdy chodzi o Europę Plus, kobiety występują głównie na kartach książki Kalisza „Ryszard i kobiety”. Nie jest więc powiedziane, że budowa nowej polityki nie będzie miała ciągu dalszego. Już w najbliższą sobotę zbiera się Kongres Kobiet i Wanda Nowicka oraz Magdalena Środa coraz wyraźniej sygnalizują, że coś w tej kwestii trzeba zrobić, a więc może będziemy świadkami nowego „impulsu politycznego” i panie jednak jakiś polityczny byt, otwarty także dla mężczyzn, stworzą.

Tak się zresztą złożyło, że czerwiec jest w tym roku miesiącem kongresów, zjazdów, konwencji, a więc nowego otwarcia głównie jednak starych politycznych bytów. Lewica (SLD) i centrolewica z zabarwieniem liberalnym (Kongres Kobiet) będą obradować w stolicy, prawica (PiS) i centroprawica (PO) na Śląsku. Emocje nie rozkładają się jednak równo. Te związane z Kongresem Lewicy mają głównie charakter towarzyski – który z trzech zaproszonych prezydentów przyjdzie. Bo i tak rywalizację na lewicy zdecydowanie wygrał Miller.

Niestety, emocji może nie być także na Śląsku. W PiS wszystko wiadomo – Kaczyński przewodzi niezagrożony. W Platformie zachodzi obawa, że ani Schetyna, ani Gowin jednak nie wystartują i Tusk zostanie sam na placu boju (pobojowisku?), co nie jest sytuacją komfortową ani dla lidera (który już w wywiadzie dla POLITYKI zapowiedział, że zwycięzca zgarnia całą pulę i władzą dzielić się nie będzie), ani dla potencjalnych konkurentów, którzy mogą się okazać za mało męscy. Dziś sytuacja wygląda więc tak, że wszystko w rękach pań, być może w nich cała nadzieja na impuls do nowego. Chyba że jedynym udanym czerwcowym przedsięwzięciem pozostanie zakończony właśnie kongres Ruchu Narodowego, który zapowiedział początek nowej ery w Polsce – rodzi się opozycja wobec demoliberalnej zgnilizny, wobec całej elity III RP. No, w każdym razie młodzi idą, by zlikwidować obecny „polityczny ściek”, który po prostu napawa ich obrzydzeniem. A obrzydzenie, z braku lepszych jest przynajmniej jakąś emocją. Alternatywą jest nuda „starej” polityki.

Polityka 24.2013 (2911) z dnia 11.06.2013; Komentarze; s. 7
Oryginalny tytuł tekstu: "Ruch obrzydzonych"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną