Uniewinnił – to mało powiedziane, sąd znów prokuraturę zmiażdżył i to do tego stopnia, że prowadzący tę sprawę przedstawiciel katowickiej apelacji (ukochana prokuratura b. ministra Ziobry) nie pofatygował się już nawet, by wygłosić końcową mowę oskarżycielską. Najwyraźniej wiedział, czym to się skończy.
Oczywiście, mecenas Kratiuk nie był celem prokuratorskich poszukiwań, to było śledztwo „trałowe”, w trakcie którego szukano haków na państwa Kwaśniewskich, Oleksych, Włodzimierza Cimoszewicza, a nawet Marka Belkę, czyli na tzw. układ lewicowy, którego wykrycie było jednym z ważnych celów IV RP. Wprawdzie Ziobro dziś już nie jest w PiS i jedynie aplikuje o ewentualną koalicję z partią Jarosława Kaczyńskiego (jeśli uda mu się przekroczyć wyborczy próg, na co widoki ma marne), ale wówczas też nie był samodzielnym inicjatorem poszukiwań układu. Był gorliwym wykonawcą, który miał po prostu „układ” swemu szefowi dostarczyć.
Dziś gorliwych wykonawców też nie brakuje, chociaż w opozycji metody działania są inne niż u władzy. Mariusz Kamiński trwa przyczajony, by objąć CBA, a poseł Tomasz Kaczmarek, znany jako agent Tomek, zasypuje prokuraturę doniesieniami o przestępstwach przedstawicieli najwyższych władz. Ostatnio celem agenta Tomka został minister ochrony środowiska Marcin Korolec, który w spisku z premierem i przedstawicielami przynajmniej dwóch setek różnych rządów postanowił zakłócić marsz niepodległości 11 listopada, organizując w tym czasie na Stadionie Narodowym międzynarodowy szczyt klimatyczny.
Spisek wykrył Jarosław Kaczyński, a gorliwy agent Tomek natychmiast do prokuratury pobiegł. Pewnie zacznie się postępowanie sprawdzające, bo formalności musi stać się zadość, i kto wie, kiedy rzecz cała się skończy. Sprawa Kratiuka zaczęła się w 2006 r., oczywiście od efektownego zatrzymania podejrzanego, który nigdy podejrzanym być nie powinien, przetrwała kilku prokuratorów generalnych i dopiero teraz dobiegła końca. Jeśli prokuratura nie złoży zażalenia.