Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Mój Wałęsa

Były prezydent kończy 70 lat

Nie głosowałem na Lecha Wałęsę, ale dziś go bronię jako marki narodowej.

Nie głosowałem na Wałęsę na historycznym I Zjeździe NSZZ ,,Solidarność’’ w gdańskiej hali ,,Oliwii’’, gdzie byłem delegatem z Regionu Południowo-Wschodniego w Przemyślu. W prawdziwie demokratycznych wyborach przewodniczącego ,,S’’ głosowałem na Andrzeja Gwiazdę. Jako wielu działaczy mego pokolenia, wtedy mniej więcej trzydziestoletnich, ceniłem wtedy wyżej inteligencki radykalizm Gwiazdy niż robociarski styl Wałęsy.

Ale to Wałęsie przypadła rola Mojżesza. Czy nam się to podoba czy nie, to on miał przeprowadzić Polaków z socjalizmu do demokracji i kapitalizmu. W kampanii prezydenckiej 1990 r. pracowałem dla Tadeusza Mazowieckiego jako rzecznik prasowy jego Komitetu Wyborczego. Mazowiecki miał problem z tym, że musi się poddać brutalnym wymogom do bólu spersonalizowanej rywalizacji. Szanował Wałęsę szczerze, podobnie jak profesor Geremek. Byłem tego świadkiem prywatnie, nie na użytek publiczny.

Obaj widzieli dramatyzm sytuacji. Bratobójcza walka między niedawnymi przywódcami tego samego wielkiego ruchu. Dezorientacja milionów ludzi związanych wtedy z Solidarnością na dobre i złe. Słabe przygotowanie Wałęsy do bycia prezydentem, który ma być jednoczycielem narodu, a z temperamentu i dorobku jest liderem buntu przeciwko złej władzy. Teraz sam ma być władzą.

Pamiętam też moment, kiedy zaraz po ogłoszeniu zwycięstwa Wałęsy, Mazowiecki zapowiedział, że podaje się z całym rządem do dymisji. W imię wartości demokratycznych. W jego sztabie wyborczym nie wszyscy byli zadowoleni, że tak szybko schodzi ze sceny. Ale Mazowiecki, przedstawiany często złośliwie jako polityk mający trudności z podejmowaniem decyzji, był tu nieugięty. A przecież sam Wałęsa w kampanii prezydenckiej nie wahał się go grubiańsko atakować.

Czego złego byśmy nie powiedzieli o prezydenturze Wałęsy, Polska okazała się większa niż wady i błędy jego samego i jego ekipy. Polska przetrwała i rozwijała się, mimo że postępował rozpad obozu Solidarności. Patrzyłem na to z bólem i niepokojem, ale zdawałem już sobie sprawę, że legendy ani Wałęsy, ani Solidarności nie da się utrzymać. Był to widok przykry dla kogoś, kto czuł się związany z etosem Solidarności i mimo wielu zastrzeżeń uważał, że Wałęsie jako symbolowi tego ruchu należy się elementarny szacunek i lojalność. Wiele słów i posunięć Wałęsy mnie wręcz szokowało populizmem i arogancją, jednak próby ściągania Lecha z pomnika metodami lustratorów były dla mnie i są odrażające. Współczułem Lechowi jako człowiekowi i jako działaczowi. Patrzyłem na te nikczemne usiłowania w poczuciu, że to kolejna odsłona tego samego problemu z Polakami, o jakim już dawno temu mówił marszałek Piłsudski.

Na sześćdziesięciolecie Wałęsy pojechałem do Gdańska porozmawiać z nim w jego Instytucie. Pierwszy raz w życiu miałem dużo czasu, by posłuchać, jak widzi swą rolę wtedy i teraz, kiedy Polska jest wolna. Opisałem to w POLITYCE, ale dziś dodam, że Wałęsa już wtedy wydał mi się życiowo zmęczony. Dziesięć lat później, czyli teraz, to wrażenie się nasila. Ciągle niby tryska energią i pomysłami, roztacza swoje wizje, snuje koncepcje, lecz przez ściśnięte gardło. Nawet najgrubsza skóra ile zniesie niegodnych ciosów.

Nie potrafiliśmy zrobić z Wałęsy należytego użytku. Znaleźć dla niego miejsca, na jakie zasługuje, mimo wszystkich wpadek. Jest prócz papieża Wojtyły, jedynym znanym w szerokim świecie Polakiem, który budzi pozytywne emocje. Sam się o tym nie raz przekonałem w mych podróżach po świecie, od Europy przez Stany Zjednoczone po Indie, gdzie ma status duchowego syna Mahatmy Gandhiego. Pamiętam, jak w Polsce reagowano na brytyjski film o Gandhim, gdy go u nas pokazano w schyłkowych latach PRL: widownia czuła tak samo – to nasz Gandhi.

Nie wiem, jak ostatecznie osądzi Wałęsę historia. Ja pochylam czoło i dłoń ściskam, panie Lechu.


W aktualnym numerze POLITYKI mogą Państwo przeczytać I część tryptyku Roberta Krasowskiego o fenomenie Wałęsy „Z chłopa król”.

A już w środę II część – „Król bez dworu”, o tym dlaczego po paśmie zwycięstw „siermiężność chłopa-króla stała się jego problemem”.

Tu fragment I części >>>

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną