Nazywają się, dla prawnego bezpieczeństwa producentów, suplementami diety. A co zawierają? Otóż, oprócz składników na ogół dość obojętnych – jeśli chodzi o faktyczne leczenie impotencji - dość niebezpieczne przesłanie. Chodzi przede wszystkim o traktowanie seksu wyczynowo i zadaniowo. Lansują jakiś stereotyp prymitywnego maczyzmu, sprowadzając seks do fizjologii narządów płciowych.
Po wtóre, jako skutek uboczny, wzmacniają nie tyle wydolność seksualną, co przekonanie o konieczności sięgania po farmakologiczne wspomagacze, dopalacze, stymulanty, używki. Masz kłopot – szukaj pigułki. To niebezpieczny nurt naszej kultury, prowadzący do wszechimpotencji – nie tylko w obszarze seksu.
Mówiąc w konwencji telewizyjnych i radiowych reklam: producenci mają tu naprawdę duży interes, a my malutki. Przed sięgnięciem po wspomagacze erekcji prosimy zapoznać się z artykułem Pawła Walewskiego, gdyż każdy lek niewłaściwie stosowany itd. itd.
Najnowszy numer POLITYKI jest dostępny od środy w kioskach i czytniku Kindle, a od wtorku wieczorem w wydaniach na iPadzie i w Polityce Cyfrowej.