Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Przepełnia mnie duma i gorycz

Patrząc na to, co dzieje się w naszym życiu politycznym, zaczynam lepiej rozumieć marszałka Piłsudskiego. Mam na myśli jego stosunek do Sejmu, jego złość. Chodzi mi o zdziczenie debaty i brak nadrzędnej troski o państwo.

[Tekst Tadeusza Mazowieckiego ukazał się w POLITYCE 5 czerwca 2004 r. w ramach cyklu Bilans III RP.]

Wskutek sposobu, w jaki funkcjonuje tak zwana klasa polityczna, społeczeństwo zaczyna przywykać do obniżonych standardów obowiązujących w życiu publicznym. I w ogóle w życiu. Właśnie to przyzwolenie jest fatalne, wręcz dramatycznie niebezpieczne.

Równocześnie przeżywamy okres tak korzystny, jak żaden w niedawnej historii Polski, jeśli chodzi o możliwości rozwoju i bezpieczeństwo zewnętrzne – po wstąpieniu do NATO i Unii Europejskiej.

A w ciągu 15-lecia przeżyliśmy coś, o czym trudno było marzyć: mamy wolną Polskę i osiągnęliśmy to pokojowo. Zapewniło to sukces przemian nie tylko u nas, ale i w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej – i to jest wielki powód do dumy. Równocześnie doznaję goryczy niepowodzeń.

Patologia korupcji i niesamowite skłócenie w życiu politycznym – zjawiska występujące po obu stronach dawnego historycznego podziału – dowodzą, że problem nie leży w tym, iż u początków niepodległości nie przeprowadziliśmy dekomunizacji. Jest to zresztą nieprawda, bo przeprowadziliśmy dekomunizację systemu. Istotą zmian było przejście pokojowe, co nie oznaczało bezkarności wobec winnych przestępstw. Można i należy o tym dyskutować, ale upatrywanie w tym przyczyny obecnych problemów jest szukaniem jednego, łatwego klucza. Sam nie kandydowałem w wyborach 4 czerwca z list Komitetu Obywatelskiego, bo uważałem, że reprezentacja ówczesnej opozycji powinna była być nieco szersza. Może gdyby tak się stało, uniknęlibyśmy wielu animozji w pierwszych latach niepodległości.

Trudności czasu transformacji i zawód, jaki sprawia poziom życia publicznego, powodują, że ludzie wybierają tych, którzy obiecują gruszki na wierzbie, albo tych, co zapowiadają, że dopiero oni zaprowadzą porządki, bo wcześniej władzy nie mieli. Jednocześnie dają do zrozumienia, że poprowadzą nas od demokracji do dyktatury. Powszechne zbrzydzenie polityką może wynikać i z tego, iż zniszczony został pewien etos obecny na początku naszych przemian. Ośmieszano go, nazywano brakiem „profesjonalizmu” w polityce. No i mamy profesjonalizm patologii.

Zniechęcenie do życia publicznego, a może i do demokracji, wynika z poważnych problemów społecznych – przede wszystkim z bezrobocia i pojawienia się grup ludzi czujących się wykluczonymi z rozwoju, jaki przeżywa Polska. Potrzebny jest konsekwentny program naprawy uznający te sprawy wręcz za priorytet narodowy

Ważnym problemem wydaje mi się też potrzeba znalezienia takiej metody mówienia do ludzi, aby nie mieli wrażenia, że to puste hasła, lecz rzeczywiste dążenie do zmian na lepsze dla wszystkich. Musi pojawić się całkiem inny styl życia publicznego, a zwłaszcza inny styl rządzenia – odpowiedzialności za słowa i żelaznej walki z korupcją. Bez tego wszystkiego nie można powstrzymać fali populizmu.

Jak walczyć z populizmem? W najbliższym czasie głosować na tych kandydatów w wyborach do Parlamentu Europejskiego, którzy idą tam, ażeby dobrze reprezentować Polskę i wspólnie działać w sprawach Europy. Dlatego cieszę się, że kandydują osoby takie jak Jan Kułakowski czy Bronisław Geremek. A w dłuższej perspektywie, naszych wyborów do Sejmu i tego, co dalej, jeśli nie nastąpi zrozumienie, że populizm jest groźny – bo istnieje niebezpieczeństwo, że zagarnie władzę – jeśli nie nastąpi choćby minimalna zgoda wśród przeciwników takiego populizmu, jaki pojawił się w Polsce, to przegramy. To trzeba sobie jasno uświadomić: potrzebna jest szeroka tama antypopulistyczna.

Media i politycy powinni uświadomić sobie także negatywne skutki „medializacji” polityki. To jest niebezpieczne dla obu stron. Dla mediów, bo wkraczają na teren polityki i współkreują niektóre fakty i postaci polityczne, dla polityki – bo staje się więźniem „demokracji sondażowej”. Media powinny zdać sobie sprawę, jak wielka odpowiedzialność na nich spoczywa, bo być może to one mają dziś najpotężniejsze narzędzia kształtowania postaw i poglądów społeczeństwa. Nie mówię oczywiście o jakiejś autocenzurze, tylko o poczuciu mądrości politycznej. Samoobrona ma jakieś autentyczne poparcie społeczne, tak samo jak alterglobaliści – wskazują na realne problemy, tylko że nie proponują realnych rozwiązań. W przypadku Leppera skutki tych rzekomych rozwiązań są śmiercionośne dla demokracji.

Na zakończenie akcent osobisty. Szczególnie mocno z 15-lecia zapamiętałem dwa momenty. Ten, kiedy stanąłem na trybunie sejmowej jako pierwszy niekomunistyczny premier – w głębokim przeświadczeniu, że to się musi udać, bo inaczej nie mógłbym podjąć tego zadania. A drugi – w Atenach, kiedy podpisywano traktat akcesyjny do Unii Europejskiej. I jeszcze bardziej niż chwila podpisywania akcesji do Unii przez Polskę wzruszył mnie podpis Litwy. Pomyślałem, że akces do Unii kraju kiedyś przymusowo włączonego do Związku Sowieckiego świadczy najlepiej, jak wielka zmiana dokonała się w świecie.

 

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną