Prymas Polski arcybiskup Józef Kowalczyk nawet okiem nie mrugnął, gdy myśliwi złożyli przed ołtarzem olbrzymiego upolowanego dzika. W ostatnią niedzielę października w Ujściu (Wielkopolska) prymas odprawiał mszę hubertowską (3 listopada, w św. Huberta, rozpoczyna się oficjalny jesienno-zimowy sezon łowiecki) z okazji 600-lecia nadania praw miejskich miastu, 90-lecia Polskiego Związku Łowieckiego i 89-lecia powstania Lasów Państwowych. Dzik był zatem – w odczuciu myśliwych – na swoim miejscu. I tylko na portalach społecznościowych zawrzało.
Zanim dzik trafił do świątyni, był własnością Skarbu Państwa. Jak inne wolno żyjące zwierzęta łowne. Pieczę nad tym dobrem sprawują myśliwi. Państwo zezwala im na regulację pogłowia i selekcję (zabijanie). Co upolują, należy do nich. W zamian łowczy mają obowiązek monitorowania pogłowia zwierzyny, dokarmiania w zimie, walki z kłusownictwem i wścieklizną.
Obowiązująca ustawa Prawo łowieckie już w pierwszym punkcie precyzuje osobliwą myśliwską logikę: łowiectwo to ochrona zwierzyny. I deleguje do tego zadania Polski Związek Łowiecki. Organizacja ta – dysponując państwowym majątkiem – jest poza wszelką kontrolą. Czy szykowana przez parlament nowelizacja prawa łowieckiego może to zmienić?
(…)
Polujący posłowie i senatorowie stanowią aż 20 proc. wszystkich osób zasiadających w parlamencie. To częściowo wyjaśnia, dlaczego są tak wpływowi. Formalnie nieistniejąca Polska Partia Myśliwych zrzesza polityków wszystkich opcji, wielu bardzo wpływowych, od prezydenta Komorowskiego i ministra Sikorskiego poczynając…
Cały artykuł Agnieszki Sowy w najnowszym numerze POLITYKI – dostępnym w kioskach, w wydaniach na iPadzie, Kindle i w Polityce Cyfrowej!