(…)
Jestem najdalszy od bagatelizowania tego, co 11 listopada widzieliśmy na ulicach Warszawy, nie dlatego, że się coś strasznego stało, ale dlatego, że się coś ważnego pokazało. Pierwszy raz w tak krystalicznej formie. Trochę brakuje nam słów, żeby to opisać. Powiedziałbym – choć brzmi to może pokrętnie – że jest to częściowe zastąpienie nieobecności młodszego pokolenia w polskiej polityce przez jego pozasystemową obecność. Już wyjaśniam, o co chodzi.
Rówieśnicy III RP już skończyli studia. Ludzie, którzy całą edukację przeszli w wolnej Polsce, mają doktoraty. Całe młode pokolenie to produkt wolnej Polski. Do tego pokolenia należeli niemal wszyscy uczestnicy zadym 11 listopada. Podobnie jak narodowcy, którzy coraz częściej urządzają najazdy na squaty, parady równości, świetlice nowej lewicy, biznesy i mieszkania imigrantów.
Tę nacjonalistyczną zarazę wychowaliśmy wspólnym, trwającym ćwierć wieku wysiłkiem. Poczytajcie szkolne podręczniki historii. Jaki obraz się z nich dzieciom wyłania? Obraz wspaniałego narodu otoczonego przez morze wrogów, odwiecznie krzywdzących szlachetnych Polaków. Z zachodu napierają germańskie i nordyckie lutry. Ze wschodu prawosławna lub komunistyczna ciemnota. Z południowego wschodu dziki islam. A zewsząd zgnilizna. Od środka zaś Naród wyżerają piąte kolumny mniejszości i odszczepieńców.
Ludzi nie widać. Nie wiadomo, co przez wieki robiły kobiety poza rodzeniem rycerzy i oraz darciem szarpi na ich rany. Nie wiadomo, jak ludzie żyli, myśleli, kochali, co jedli, jak pracowali i uprawiali seks…
Cały artykuł Jacka Żakowskiego w najnowszym numerze POLITYKI – dostępnym w kioskach, w wydaniach na iPadzie, Kindle i w Polityce Cyfrowej!