Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Linie podziału ciasta, czyli OFE, ZUS i PKB

Dwaj panowie B. - Jan K. Bielecki i Leszek Balcerowicz. Kiedyś premier i wicepremier w jednym rządzie. Dziś fundamentalnie poróżnieni w sprawie OFE. Dwaj panowie B. - Jan K. Bielecki i Leszek Balcerowicz. Kiedyś premier i wicepremier w jednym rządzie. Dziś fundamentalnie poróżnieni w sprawie OFE. Rajmund Nafalski / BEW

Sejm w ekspresowym tempie uchwalił ustawę redukującą otwarte fundusze emerytalne. Opozycja, choć na ogół radykalnie krytyczna wobec OFE, ustawy rządowej nie poparła. W dyskusji w Sejmie powtarzano argumenty, których słuchamy już przynajmniej od półtora roku, bo wokół OFE toczył się żywy spór ekonomiczny, polityczny, historyczny, osobisty, a także lobbingowy i piarowski. Ciekawą przedfinałową odsłoną sporu był list 115 znanych ekonomistów (m.in. Balcerowicz, Gomułka, Gronicki, Kluza, Mordasewicz, Petru, Steinhoff) w obronie OFE. Sygnatariusze podkreślili, że przenoszenie zobowiązań z OFE do ZUS „szkodzi interesom przyszłych emerytów, a także długofalowym interesom polskiej gospodarki”, bo przejęcie aktywów OFE opóźni naprawę finansów publicznych, a – poprzez powrót do monopolu ZUS – także naprawę systemu emerytalnego. To akurat ważny i wciąż niepomijalny argument. O odpowiedź poprosiliśmy Jana Krzysztofa Bieleckiego, głównego doradcę gospodarczego premiera. Pełna treść listu 115 ekonomistów i polemiki JKB na stronie Polityka.pl.

Nowe prawo ma wejść w życie od 1 lutego 2014 r., ale dyskusja będzie się toczyć jeszcze długo i zażarcie, jak zawsze, gdy dotyczy aksjologii i definicji, choćby tej podstawowej: czy OFE to „oszczędności Polaków” czy część podatku/składki bezsensownie przekazana w ręce prywatnych instytucji finansowych.

***

Jan Krzysztof Bielecki:

Sygnatariusze listu zdają się działać według politycznej logiki, w myśl której to nie OFE, ale inne wydatki generują deficyt i dług. Oczywiście każdy ma prawo do takiego poglądu, ale powinien jasno deklarować, że wypowiada się jako polityk i, jak na polityka przystało, przekonać Polaków, że należy zmniejszyć wydatki na obronność, szkoły, drogi i ochronę zdrowia, a zachować wydatek rzędu 9 mld rocznie na OFE i jeszcze ponosić koszty jego finansowania. Przypomnijmy, że przed korektą z 2011 r. całkowita wartość transferów do OFE (bez kosztów tego kapitału) wyniosła 22,5 mld tylko w jednym 2010 r. Odpowiada to kosztowi zbudowania autostrady z Gdańska do Krakowa.

Stricte politycznym postulatem jest również uznanie systemu emerytalnego za narzędzie służące do wymuszania „naprawy finansów publicznych”. Bo co mówią nam sygnatariusze listu? Musimy utrzymać w systemie finansów publicznych wydatki na transfery do OFE, żeby rząd musiał obniżać inne wydatki, tak żeby zmieścić się w unijnym gorsecie fiskalnym. Z punktu widzenia ekonomii system emerytalny ma oczywiście inne cele niż wymuszanie zmian w polityce gospodarczej.

Przeciwnicy zmian twierdzą, jakoby OFE dostarczyły do gospodarki „dodatkowy kapitał”. To nieprawda. Środki przetransferowane do OFE pochodziły z trzech źródeł: z danin od obywateli (podatków, składek), z długu oraz z prywatyzacji. Innymi słowy, to nie był żaden nowy kapitał: to były środki, które Polacy jako społeczeństwo wypracowali lub które pożyczyli, a które rząd zebrał i przekazał OFE. Oznacza to, że tenże kapitał zniknął z gospodarki w jednym miejscu, a pojawił się w innym.

Wreszcie istotą reformy emerytalnej były nie OFE, które nigdy nie miały dostarczać nawet połowy emerytury, ale zmiana systemu z definiującego świadczenie na definiujący składkę. To przybliżyło system do zbilansowania wydatków z wpływami, ale kosztem obniżenia przyszłych emerytur.

W tej gorącej i być może najciekawszej od lat debacie ekonomicznej łatwo zapomnieć, że celem istnienia systemów emerytalnych jest zapewnienie utrzymania tym, którzy z powodu wieku już nie pracują, a ich podstawą jest PKB wytworzone przez tych, którzy pracują. Dlatego przyszła sytuacja emerytów będzie zależała w przeważającej mierze od tego, jak duży będzie tort zwany PKB, a nie jakie składki na jaki fundusz zapłacimy, czyli gdzie poprowadzimy linie podziału ciasta.

Polityka 50.2013 (2937) z dnia 10.12.2013; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 6
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną