Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Najpierw prezes, potem minister

Minister zdrowia chce odwołania prezeski NFZ

Składając do premiera wniosek o dymisję prezeski NFZ Agnieszki Pachciarz minister zdrowia zachowuje się, jakby siedział w saniach, za którymi pędzi sfora wilków. Rzuca im ją na pożarcie licząc, że uratuje tym własne stanowisko. Na jak długo? Raczej na krótko.

Prośba Bartosza Arłukowicza o zdymisjonowanie Pachciarz jest o tyle dziwna, że prezeska NFZ do niedawna była jego najbardziej zaufaną współpracowniczką. To raczej reakcja ministra na nagłe zainteresowanie premiera służbą zdrowia, niż efekt złej pracy Agnieszki Pachciarz.

Donald Tusk, już po rekonstrukcji rządu, zorientował się, że nie wymienił jednego z jego najsłabszych ogniw. Czyli szefa resortu zdrowia. Pogroził mu więc palcem i zapowiedział, że do wiosny ma się uporać z coraz dłuższymi kolejkami do lekarzy, zwłaszcza POZ (podstawowej opieki zdrowotnej). Dymisja Agnieszki Pachciarz jest więc próbą obarczenia odpowiedzialnością za ten stan rzeczy prezes NFZ. Długie kolejki i odsyłanie pacjentów przez lekarzy rodzinnych do specjalistów nie są jednak winą funduszu, to wada źle pomyślanego systemu. Jeśli ktoś powinien go jak najszybciej zmienić, to raczej politycy, na wyraźną prośbę ministra zdrowia. Ten jednak nie wykazał się w tym względzie aktywnością. Przez cały okres urzędowania na stanowisku nie wskazał też, jak zły system zamierza poprawiać.

Ta wada wrodzona systemu polega na tym, że lekarze rodzinni nie są zainteresowani leczeniem pacjentów, a już z pewnością nie takich, którym trzeba zaordynować jakieś badania laboratoryjne. Za te badania musieliby bowiem zapłacić z własnej puli lekarze kierujący. Tym samym uszczuplając własne zarobki, na które składa się tak zwana stawka kapitacyjna (około 8 zł miesięcznie) za każdego zarejestrowanego pacjenta. Bez względu na to, czy chory kiedykolwiek się u lekarza pokazał. System skonstruowano więc tak, że lekarzowi nie opłaca się leczyć pacjentów, za badania których musi zapłacić z własnej kieszeni. Woli ich więc odesłać do specjalistów, tworząc sztuczny tłok u kolegi.

Agnieszka Pachciarz próbowała do POZ wprowadzić pewne elementy motywacyjne. Czyli – płacić podwójną lub nawet potrójną stawkę za leczenie (a nie tylko – rejestrację) dzieci oraz osób przewlekle chorych, np. diabetyków. Stawiała jednak przy tym pewne warunki. Np. takie, że chorego przed wypisaniem recepty powinno się przebadać. Te warunki lekarzom rodzinnym nie bardzo się podobały. Konflikt między NFZ, a zrzeszającym lekarzy rodzinnych Porozumieniem Zielonogórskim tlił się od dawna. Zaogniło go kolejne posunięcie Agnieszki Pachciarz, która próbowała pozbawić lekarzy rodzinnych pieniędzy za osoby, które nie figurują w elektronicznym systemie e-WUŚ. Nie płacące składek i nie posiadające już prawa do ubezpieczenia, czyli prawdopodobnie przebywających poza krajem.

Takich osób, według e-WUŚ, jest około 3 mln. Lekarze rodzinni szybko obliczyli, że mogliby stracić 7-10 proc. dotychczasowych wpływów ze stawki kapitacyjnej. Minister zdrowia stanął po ich stronie. Uważał, że system e-WUŚ wykazuje zbyt wiele błędów. Prezes Pachciarz z pomysłu niepłacenia lekarzom za martwe dusze musiała zrezygnować. Zrewanżowała się ministrowi, kierując do sądu pozew przeciwko Ministerstwu Zdrowia w sprawie zbyt niskich - zdaniem NFZ – dotacji dla osób nieubezpieczonych.

Prośba ministra o dymisję Agnieszki Pachciarz kończy współprac ę Bartosza Arłukowicza z osobą, którą sam wskazał na prezesa NFZ. Problem w tym, że to nie rozwiązuje żadnego z nabrzmiałych problemów pacjentów. Może tylko samemu ministrowi dać jeszcze kilka miesięcy spokoju.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną