Tym, którzy od miesięcy próbują tłumaczyć, czym jest gender i edukacja seksualna, opadają już ręce. Narasta histeria, ton oskarżeń brzmi coraz bardziej apokaliptycznie i dawno przekroczył granice absurdu. Kolejnym impulsem do ataku była pierwsza wersja listu pasterskiego episkopatu, przygotowanego na Dzień Rodziny, w którym biskupi napisali: „Bardzo sprytnie pomija się fakt, że celem edukacji genderowej jest seksualizacja dzieci i młodzieży. Rozbudzanie seksualne już od najmłodszych lat prowadzi do uzależnień w sferze seksualnej, do zniewolenia człowieka. (...) W następstwie takiego wychowania, realizowanego przez młodzieżowych edukatorów seksualnych, młody człowiek staje się klientem koncernów farmaceutycznych, erotycznych, pornograficznych, pedofilskich i aborcyjnych”.
Co prawda episkopat później tę wersję złagodził, ale prawicowa publicystyka trzyma fason. „Chcesz, aby twoje dziecko już w przedszkolu uczyło się masturbacji, a w gimnazjum ponownie wybrało swoją płeć?” – alarmuje „Uważam Rze”. Według portalu wPolityce.pl seksedukacja sprzyja pedofilom, dla których dziecko pozbawione wstydu i granic będzie łatwym łupem. „Do przedszkoli trafiają demoralizujące programy nauczania, w których wręcz propaguje się nieskrępowaną swobodę seksualną, a o intymnych sferach życia człowieka mówi się językiem wulgarnym” – to portal Fronda, który relacjonuje apel Rady Powiatu w Jaworze, by chronić najmłodszych przed zgubą. „Rodzice! Brońcie dzieci przed okrutnym współczesnym Herodem” – wzywa bp Kazimierz Ryczan.
Spór sięgnął już sejmowych ław.