Tym, którzy od miesięcy próbują tłumaczyć, czym jest gender i edukacja seksualna, opadają już ręce. Narasta histeria, ton oskarżeń brzmi coraz bardziej apokaliptycznie i dawno przekroczył granice absurdu. Kolejnym impulsem do ataku była pierwsza wersja listu pasterskiego episkopatu, przygotowanego na Dzień Rodziny, w którym biskupi napisali: „Bardzo sprytnie pomija się fakt, że celem edukacji genderowej jest seksualizacja dzieci i młodzieży. Rozbudzanie seksualne już od najmłodszych lat prowadzi do uzależnień w sferze seksualnej, do zniewolenia człowieka. (...) W następstwie takiego wychowania, realizowanego przez młodzieżowych edukatorów seksualnych, młody człowiek staje się klientem koncernów farmaceutycznych, erotycznych, pornograficznych, pedofilskich i aborcyjnych”.
Co prawda episkopat później tę wersję złagodził, ale prawicowa publicystyka trzyma fason. „Chcesz, aby twoje dziecko już w przedszkolu uczyło się masturbacji, a w gimnazjum ponownie wybrało swoją płeć?” – alarmuje „Uważam Rze”. Według portalu wPolityce.pl seksedukacja sprzyja pedofilom, dla których dziecko pozbawione wstydu i granic będzie łatwym łupem.
(…)
Spór sięgnął już sejmowych ław. Beata Kempa, która porównuje gender do mafii wkradającej się do szkół i przedszkoli, zapowiada, że jeszcze w styczniu powstanie nowy zespół parlamentarny Stop ideologii gender. W jego skład wejdzie kilkunastu posłów Solidarnej Polski. SLD z kolei zapowiada zorganizowanie seminarium w obronie gender.
O co tu chodzi i czy rodzice naprawdę mają się czego bać?
Oburzenie konserwatystów wzbudziły wydane w ubiegłym roku…
Cały artykuł Joanny Podgórskiej w najnowszym numerze POLITYKI – dostępnym w kioskach, w wydaniach na iPadzie, Kindle i w Polityce Cyfrowej.