Wystarczy krwawa zbrodnia lub dramatyczny wypadek drogowy i natychmiast słychać chór domagający się najwyższych kar dla sprawców. Nie ma znaczenia, że zdarzenie było jednostkowe, bo politycy i tak natychmiast licytują, kto zaproponuje ostrzejsze restrykcje. Pół biedy, kiedy prawo chce zmieniać opozycja, gorzej, gdy w kodeksie zaczynają majstrować rządzący.
Za rządów AWS, kiedy ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym był Lech Kaczyński, to on wprowadził dyrektywy, by prokuratorzy częściej stosowali areszty. Wtedy kryminały zapełniły się ponad miarę i ten stan trwa do dzisiaj.
– Polska jest krajem bezpiecznym, w którym poziom popełnianych przestępstw jest jednym z najniższych w Europie – mówi minister sprawiedliwości Marek Biernacki. – Ale jednocześnie Polska wyróżnia się jednym z najwyższych wskaźników orzekanych kar więzienia, czyli prizonizacji. Relatywnie więcej osób odsiaduje wyroki tylko na Łotwie, Litwie i w Estonii.
Według danych z 2007 r. (dzisiejsze są podobne) w Polsce na 100 tys. mieszkańców wskaźnik przestępstw wynosił 2993, a w Niemczech – 7603. Ale liczba osadzonych w placówkach penitencjarnych w Polsce wynosiła wtedy 230 na 100 tys. mieszkańców, podczas gdy w Niemczech zaledwie 92 osoby.
Gdyby po ostatnich zdarzeniach z pijanymi kierowcami poważnie potraktować żądania wsadzania za kraty każdego, kto zostanie przyłapany na jeździe po pijanemu, oraz podwyższenia maksymalnej wysokości kary za spowodowanie wypadku w stanie nietrzeźwości z 12 do 15, a nawet, jak domagają się niektórzy, 25 lat, Polska wysforowałaby się na czoło światowych statystyk pod względem zapełnienia więzień…
Cały artykuł Piotra Pytlakowskiego w najnowszym numerze POLITYKI – dostępnym w kioskach, w wydaniach na iPadzie, Kindle i w Polityce Cyfrowej!