Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kosmos

Justyna Kowalczyk wygrała olimpijski bieg narciarski na 10 km

Justyna Kowalczyk na mecie zwycięskiego biegu na 10 km. Justyna Kowalczyk na mecie zwycięskiego biegu na 10 km. Armando Babani / PAP
Złoto olimpijskie ze złamaną stopą? W konkurencji sportowego heroizmu Justyna Kowalczyk może jeszcze długo nie mieć sobie równych.

Dużo się nasłuchaliśmy w ostatnich dniach o tym, że złamanie stopy ma charakter stabilny, niezagrażający zdrowiu, że Justyna wie, co robi, decydując się na start. Ale jakoś trudno było czuć pewność i spokój, że ten bieg, chyba najważniejszy w jej karierze, ułoży się tak, jak wszyscy tego oczekiwali na długo przed igrzyskami. Justyna zdrowa na tym dystansie i na dodatek w stylu klasycznym była murowaną faworytką. Justyna obolała na ciele i duszy, po porażce w sobotnim biegu łączonym, stawała się znakiem zapytania. Niektórym wprawdzie udzielał się jej spokój, ale inni pogodzenie z losem brali za wywieszenie białej flagi. Gubiono się w domysłach, czy milczenie trenera Aleksandra Wierietielnego, zwykle otwartego dla dziennikarzy, nie jest oznaką pesymizmu.

Tymczasem Kowalczyk zrobiła z rywalkami mniej więcej to, co Kamil Stoch na średniej skoczni w niedzielę – odarła ze złudzeń, kto tu rządzi. Już w połowie dystansu można było zacząć świętowanie, bo wyglądało na to, że tylko jakieś nieszczęście może jej odebrać złoto. Ile trzeba mieć w sobie uporu, pasji oraz wiary w siebie, by na przekór wszystkim plagom z tego sezonu – pełnego wyrzeczeń, turbulencji, niezamierzonych zmian planów, a przede wszystkim kłopotów ze zdrowiem (zaczęło się przecież od dolegliwego bólu piszczeli) – w chwili największej próby okazać wielkość? W przypadku Kowalczyk na tej podziałce brakuje skali.  

To dla Polski najbardziej złote zimowe igrzyska w historii, bo jeszcze nigdy nie mieliśmy na nich dwóch mistrzów. Ale za sprawą Kowalczyk na pewno zostaną w pamięci dłużej, nie inne. Kontuzja jest dla sportowca najgorszym złem, bo stawia wszystkie plany na głowie, wytrąca z dobrego rytmu, a w przypadku, gdy na przekór niej podejmuje się decyzję o tym, by nie składać broni, musi powodować gonitwę myśli. O ryzyko, o granice wytrzymałości własnego organizmu, o to, jak dawać z siebie wszystko wiedząc przecież, że balansuje się na granicy większego nieszczęścia, zwłaszcza w Soczi, gdzie trasy się topiły, a śnieg był zdradliwy. Często zwycięstwa kwituje się banalną formułką, że złoto przypadło temu, kto najbardziej na nie zasłużył. Akurat w przypadku Justyny Kowalczyk te słowa są bardzo na miejscu.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną