Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Polscy europosłowie i ich głośne wpadki

Jacek Protasiewicz (PO). Jacek Protasiewicz (PO). Piotr Twardysko / Newspix.pl
Nie pierwszy Jacek Protasiewicz stanął pod publicznym pręgierzem za mało parlamentarne zachowanie. Przypominamy przypadki polskich europosłów, którzy wsławili się mało chlubnymi zachowaniami.

Europoseł poprzedniej kadencji, Bogdan Golik z Samoobrony, dał się zapamiętać głównie jako podejrzany o gwałt na prostytutce. W grudniu 2005 r. belgijski dziennik „Le Soir” opublikował relację przedstawicielki tego zawodu, która oskarżyła Golika o przemoc seksualną. Rok później Parlament Europejski pozbawił go w związku z tym immunitetu. Od początku europoseł twierdził, że jest niewinny.

Groziło mu do pięciu lat więzienia. To wtedy Andrzej Lepper, pytany przez dziennikarzy o tę sprawę, zanosił się śmiechem, mówiąc: „jak można zgwałcić prostytutkę”. Po trzech latach prokuratura belgijska umorzyła jednak postępowanie przeciwko Golikowi ze względu na brak dowodów w sprawie. Europoseł miał się starać o reelekcję z list Polskiej Partii Pracy, ale ostatecznie politykę porzucił.

Jak Kurski po niemieckiej autostradzie

Z polityki nie zamierza za to rezygnować Jacek Kurski, który chyba najczęściej ze wszystkich europosłów narusza przepisy drogowe. Sprawą zainteresowali się nawet brukselscy urzędnicy, którzy rozliczają europoselskie podróże. Dwa lata temu bardzo się zdziwili, gdy Kurski napisał w rozliczeniu, że 840 kilometrów udało mu się pokonać w 6 godzin i 17 minut. Urzędnicy uznali, że to niemożliwe. „Jak to niemożliwe? Przecież to banalnie proste. Na niemieckich autostradach nie ma ograniczeń i nie ukrywam, że z tego korzystam” – tłumaczył Kurski dziennikarzom.

Żeby udowodnić, jak szybko potrafi jeździć, pokazał zdjęcia licznika oraz przejścia granicznego, wykonane podczas innej podróży. Wynika z nich, że 840 kilometrów pokonał w zaledwie pięć i pół godziny. Polityk Solidarnej Polski słynie z brawurowej jazdy. Bywał już karany za przekroczenie prędkości czy łamanie zakazów wyprzedzania. Jego najbardziej brawurowy „wyczyn” wydarzył się jednak w Polsce. W 2008 r. podłączył się pod konwój CBA na trasie Gdańsk – Warszawa.

Jacek Kurski słynie ze zbyt szybkiej jazdy, a europoseł Sławomir Nitras (PO) – z zawracania na autostradzie. Eurodeputowany PO został zatrzymany cztery lata temu, gdy na wstecznym biegu jechał niemiecką autostradą. „Jechaliśmy już kolejną godzinę. Obiecałem córce, że zatrzymam się na pierwszej stacji, bo chciała do toalety. Ale wpadliśmy w korek i staliśmy w nim, dlatego w końcu zjechałem na pas awaryjny i cofnąłem kilkadziesiąt metrów na wysepkę bezpieczeństwa” – tłumaczył Nitras. Zasłaniał się paszportem dyplomatycznym i nie poniósł żadnych konsekwencji. Każdemu innemu kierowcy groziłoby 150 euro kary, punkty karne i miesięczny zakaz prowadzenia pojazdów.

Dieta za podpis

Kilku naszych europosłów wykazało się też „pomysłowością”, jak w krótkim czasie, ale raczej niezbyt uczciwie, zarobić kilkaset euro. Dziennikarze przyłapali europosła Marka Migalskiego (wtedy PJN, dziś Polska Razem Jarosława Gowina), jak podpisywał się na liście obecności na posiedzeniu sejmowej komisji ds. Unii Europejskiej i nie spędził tam ani minuty. Podpisanie listy upoważnia europosłów do odebrania 304 euro diety wypłacanej przez PE za pracę w ich krajowych parlamentach. „Miałem umówione spotkanie w Katowicach. Nie wiedziałem, że obrady zaczynają się tak późno” – tłumaczył się Migalski. I dodał: „Polityk ma również inne obowiązki w stosunku do innych wyborców. A jak już przyszedłem, to co ma zrobić?”.

Odpowiedź jest prosta – nie podpisywać się na liście. Taką wpadkę mają na koncie również: Paweł Kowal, który na posiedzeniu komisji spędził zaledwie siedem minut, i Jacek Kurski, który obradował jeszcze krócej, bo tylko pięć minut. A Jacek Protasiewicz (PO) podpisał listę obecności, ale zamiast na salę obrad oddalił się do toalety. Jego partyjny kolega europoseł Bronisław Sonik poszedł w jego ślady. Ten ostatni jednak w rozmowie z dziennikarzami zobowiązał się, że dietę przeznaczy na pomoc Japonii, walczącej wówczas ze skutkami tsunami.

Przyznać jednak trzeba, że jak na prawie dziesięć lat polskiej obecności w Parlamencie Europejskim nasi europosłowie niezbyt często stawali się bohaterami skandalizujących doniesień. A jeśli już, to – na szczęcie dla wizerunku Polski i ich samych – większość spraw zakończyła się w miarę pomyślnie. 

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną