Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Wskoczyć na falę

Platforma przedstawiła drużynę do Parlamentu Europejskiego

Michał Kamiński. Michał Kamiński. Parlament Europejski
Największą sensacją jest start z „jedynki” w okręgu obejmującym m. in. Lubelszczyznę Michała Kamińskiego, w przeszłości jednego z najlepszych spin doktorów Prawa i Sprawiedliwości.

Niespodzianką o wiele mniejszą, bo od kilku dni spodziewaną, jest pierwsze miejsce na liście dolnośląskiej obecnego ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego, który przed startem bronił się długo, ale wyjścia nie miał. Po aferze, jaką zgotował partii na frankfurckim lotnisku Jacek Protasiewicz, innego kandydata zdolnego zebrać bardzo dużo głosów po prostu nie było w ciągle podzielonej dolnośląskiej PO.

Zdrojewski ratuje więc sytuację, podobnie jak ratuje ją, choć w innym wymiarze, Michał Kamiński. Szefem kampanii został eurodeputowany Tadeusz Zwiefka, w PE już od 2004 roku, cieszący się dobrą opinią, choć mało udzielający się na wewnętrznym rynku politycznym.

Zwiefka będzie z pewnością nie kontrowersyjną, ale dobrze merytorycznie przygotowaną twarzą sztabu, jednak jego faktycznym szefem będzie zapewne doświadczony w prowadzeniu kampanii Kamiński, któremu wywalczenie mandatu na Lubelszczyźnie może przyjść z wielkim trudem. Przekonała się o tym cztery lata temu prof. Lena Kolarska-Bobińska, która włożyła w kampanię ogromną pracę, a mimo to prawie otarła się o porażkę. Można zresztą przyjąć, że samemu Kamińskiemu aż tak bardzo na miejscu w PE nie zależy, że jednak ciągnie do polityki krajowej. Od pewnego czasu poważnie rozpatrywał start do Senatu w Podlaskiem, czyli w swoim naturalnym mateczniku, i PO gotowa była nie stwarzać mu konkurencji swoim kontrkandydatem. Do tego pomysłu można w każdej chwili wrócić.

Co więc, oprócz znaczącej pomocy w kampanii, daje PO start Kamińskiego, który w samej Platformie ma wielu przeciwników? Niewątpliwie wzmacnia skrzydło konserwatywne. Nie tak dawno Paweł Zalewski, który w stolicy dostaje dopiero trzecie miejsce, a więc niekoniecznie mandatowe, co musi być powodem osobistych frustracji, ubolewał publicznie, że PO skręca niebezpiecznie w lewo (swoją drogą jakże często ten zarzut pojawia się ze strony konserwatystów, mimo że na listach jest ich bardzo wielu). Kamiński w jakiś sposób przywraca więc równowagę, choć w wyborach do PE największe znaczenie ma jakość list, rozpoznawalność nazwisk i ogólna pozycja partii, a w o wiele mniejszym stopniu rozpiętość skrzydeł.

Przy całym szacunku dla Zalewskiego, jako aktywnego eurodeputowanego, nie uzyskuje on w wyborach oszałamiająco dużej liczby głosów, podpórką jest dla niego partyjne logo. Kandydowania Kamińskiego nie można porównywać, co czasem się już czyni, do startu Mariana Krzaklewskiego, który w poprzednich wyborach poniósł spektakularną porażkę na Podkarpaciu z Elżbietą Łukacijewską, posłanką, która do perfekcji opanowała pracę w terenie.

Krzaklewski był wówczas dla wyborców PO zbyt jawnym wyzwaniem, choć zapewne byłby bardzo dobrym eurodeputowanym, o czym świadczy jego solidna praca w instytucjach międzynarodowych. Krzaklewski był twarzą AWS, symbolem polityki opartej na kunktatorstwie i skupieniu się na promowaniu własnej osoby na urząd prezydenta. Wiele z tych oceny było niesprawiedliwych, ale w polityce sprawiedliwości nie ma, a etykiety mają ogromną moc.

Kamiński z pewnością odbierze PiS-owi trochę głosów, przeprowadzi profesjonalną kampanię, i to są jego zalety. Będzie też odporny na ataki z różnych stron, bo wiele będzie można mu wypomnieć. Zaś odbieranie głosów przeciwnikowi politycznemu też się w tych wyborach liczy. Nawet jeśli partia nie dostaje w jakimś okręgu mandatu, zwiększa szansę na ogólną większą liczbę mandatów.

Gdy spojrzeć na rozdanie personalne jakie proponuje PO, trzeba powiedzieć: to wyjątkowo silna drużyna. To tak, jakby PO stawiała w wyborach do PE wszystko na jedną kartę, aby nie przegrać z PiS lub przynajmniej przegrać nieznacznie i mieć nadal silną frakcję w chadeckiej „rodzinie”. Od tego, jak mocna będzie ta „rodzina”, zależy także możliwość obejmowania różnych stanowisk, tak w samym parlamencie, jak i w unijnej administracji.

Kandydaci PO są silni nie tylko rozpoznawalnymi nazwiskami (Rostowski, Rosati, Boni, Pitera, Kozłowska - Rajewicz, Szejnfeld – by wymienić tylko niektórych, którzy startują po raz pierwszy), ale jest to także drużyna silna kompetencjami, co jest ważne, bo pod panowaniem traktatu lizbońskiego parlament ma o wiele więcej do powiedzenia. Można nawet stwierdzić, że PO na te wybory mocno się „wykrwawia”, gdyż szeregi partyjne zdecydowanie by zubożały, gdyby wszyscy powędrowali do PE. Tak jednak nie będzie, mandaty zdobędzie tylko część kandydatów, reszta będzie pracować na ostateczny wynik.

Najwyraźniej Donald Tusk uznał, że ewentualna znacząca porażka w wyborach do Europarlamentu, które zwykło się uważać za mniej ważne, byłaby dla jego partii i jego samego początkiem głębszego rozpadu. I że trzeba maksymalnie wykorzystać szansę, jaka się pojawiła w momencie kryzysu ukraińskiego, kiedy to Platforma, właśnie dzięki zdecydowanemu przywództwu Tuska, znalazła się na fali wznoszącej, co zaczęło się odbijać w sondażach.

Jest szansa na dobry wynik, to trzeba jej zdecydowanie pomóc. Listy do Parlamentu Europejskiego pomagają także w utrwalaniu wizerunku Platformy jako partii odpowiedzialnej, kompetentnej, racjonalnej, doświadczonej w rządzeniu, biegle poruszającej się w Europie. Tę kalkulację wyraźnie widać.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną