Polak został szóstym zawodnikiem w historii, który zdobył potrójną koronę skoków – mistrzostwo świata, mistrzostwo olimpijskie oraz Puchar Świata. Dwa złote medale olimpijskie oczywiście usuwają w cień wszystkie inne sukcesy, Kryształowa Kula za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej jest trochę jakby na deser, dlatego tym bardziej należy się przypomnienie, że w świecie sportu waga Pucharu Świata jest wielka.
Formalnie rzecz biorąc dopiero zdobycie Kryształowej Kuli daje prawo do obnoszenia się z mianem króla sezonu. Pytanie, czy większą sztuką jest trafić z formą w najważniejszą imprezę czterolecia, wytrzymać tam presję i złożyć wszystkie detale w idealną całość, czy też iść równym, pewnym krokiem przez cały, niemal 4-miesięczny sezon – pozostaje otwarte. Tak się jednak składa, że o wyższości Pucharu Świata z reguły przekonują ci sportowcy, którym mistrzostwo olimipijskie przeszło koło nosa.
Stoch był w tym sezonie imponujący i bawił się skokami do końca, tymczasem jego koledzy z kadry mocno wyhamowali, jednak nie jest to żaden dowód na to, że tezy o znakomitej polskiej szkole skoków były gołosłowne albo wręcz przedwczesne. O słabszej końcówce sezonu zdecydowało raczej zwykłe zmęczenie materiału, swoje pewnie zrobiło rozczarowujące czwarte miejsce w olimpijskim konkursie drużynowym.
Pucharowe ostatki w Planicy to nie tylko końcowe rozdanie sportowe, ale również personalne targi dotyczące trenerów. Jak słychać, jednym z najgorętszych nazwisk na giełdzie jest Łukasz Kruczek. Wypada sobie życzyć, by do jednej dobrej wiadomości (o Pucharze Świata dla Stocha) niebawem dołączyła druga – że Kruczek oparł się kuszeniu większymi niż w Polsce pieniędzmi i kadry nie opuszcza.