Premier w obecności gościa z Majdanu, jednego z jego liderów, mistrza bokserskiego Witalija Kliczki – co ewidentnie było faktem stymulującym mówcę – określił nadchodzące wybory do europarlamentu jako fundamentalną walkę o przyszłość Polski, przyszłość Europy i szanse na utrzymanie pokoju. Złowrogo zwłaszcza zabrzmiały słowa o tym, że jeśli – tak to się dało zrozumieć i usłyszeć – historia potoczy się wedle logiki, którą widać w polityce Rosji wobec Ukrainy, to polskie dzieci mogą nie pójść do szkoły 1 września. Zapachniało wręcz wojną.
Tusk mocno podkreślał wagę dzisiejszych wyborów europejskich, które w niczym nie przypominają tych poprzednich, jak też i to, że polityka Unii stanie teraz przed innymi, nowymi wyzwaniami. Będzie musiała znaleźć odpowiedzi na podstawowe pytania co do swoich celów, gdy zostały one zanegowane niejako z zewnątrz przez prezydenta Putina i tym samym wystawione na sprawdzian i próbę polityki realnej. A jak na razie wychodzi to Unii dość średnio (tego akurat premier nie mówił).
A więc, upraszczając, w tych nadchodzących wyborach najważniejsze nie będą pieniądze (bo tak po prawdzie do tej pory było), a sprawy bezpieczeństwa, wspólnej polityki Zachodu wobec Wschodu, ochrona demokracji i niepodległości tam, gdzie mogą być one zagrożone. Tym bardziej należy – tak myśli premier – wspierać tendencje i ugrupowania polityczne, które są zdecydowanie proeuropejskie.
Myślenie Donalda Tuska jest od dłuższego czasu w „sprawie Ukrainy” i wobec polityki europejskiej, a w jej ramach wobec polityki polskiej jasne i konsekwentne, zresztą doceniane powszechnie. Teraz zostało przełożone bardzo aktywnie na kampanię wyborczą Platformy Obywatelskiej, która najwidoczniej uznała, że może zdyskontować wzrost popularności jej samej, jak i też premiera, odnotowywany od czasu kryzysu krymskiego.
Tym bardziej zatem ustami swojego lidera nakręca temperaturę polityczną, odwołuje się do sentymentów patriotycznych, w swoim radykalizmie i krytycyzmie nie daje się nikomu właściwie przelicytować. Jarosław Kaczyński od lat nie był tak całkowicie zmajoryzowany przez swojego głównego przeciwnika, nie był w tak głębokiej defensywie.
Można zrozumieć tę taktykę, ona jest efektywna, jak się zdaje. Można jej bronić – co czynią politycy PO – jako świadomie zastosowaną terapię społeczną, stosowaną w celu uzmysłowienia Polakom, jakie niebezpieczeństwa pojawiły się na horyzoncie. Niemniej, osobiście to ja dziękuję za taką terapię.