A więc przesilenie? To się okaże. Na razie pierwszy krok we właściwą stronę. Taki, jakiego można oczekiwać po biskupie, który niedawno rozpływał się nad papieżem Franciszkiem po wizycie polskiego episkopatu w Watykanie. Franciszek zachęca księży do wyjścia do ludzi, a wiernych do zdrowego antyklerykalizmu, niepozwalającego osiąść nikomu w Kościele na laurach władzy duszpasterskiej.
Jednak czwartkowe odprężenie sprawy nie zamyka. Ani kościoła, ani ks. Lemańskiego. To były dwa postulaty uczestników obywatelskiego protestu pod kurią. Odpowiedzią była ostrożna deklaracja dobrej woli, złożona w świetle jupiterów przez Hosera. Ale na razie kościół pozostaje zamknięty, a co ma być z ks. Lemańskim, parafianie nadal nie wiedzą.
Prawda, lepiej rozmawiać, niż okładać zakazami prawego i oddanego Ewangelii kapłana. A jednak sądzę, że abp Hoser i jego urzędnicy ponieśli w Jasienicy podwójną porażkę: duszpasterską i wizerunkową. Jasienica jest głęboko podzielona, działania kurii zamiast konflikt rozładować tylko go zaostrzały.
Hoser sprawiał wrażenie człowieka kierującego się bardziej urażoną dumą biskupią niż troską o wiernych. Kurialiści sprawiali wrażenie bezdusznych i de facto bezradnych, lękających się Jasienicy i ks. Lemańskiego. Kościół jasienicki zamknięto pod pretekstem, którego niczym nie poparto. Co gorsza, spekulacje o możliwej profanacji brzmiały obraźliwie w stosunku do parafian. Powstało wrażenie odpowiedzialności zbiorowej, przypisanej wiernym za czyny, do których nie doszło, lecz mogło dojść. Skąd my znamy takie metody?
Jasienicy wypada życzyć otwarcia kościoła na Wielkanoc, kurii więcej „Franciszka”, ks. Lemańskiemu – by przestano go nękać w majestacie kościelnego prawa.