Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Czego warto się bać, a czego nie

10 lat w Unii. Czym nas kiedyś straszono

Donald Tusk i Radosław Sikorski prezentują raport Donald Tusk i Radosław Sikorski prezentują raport "10 PL-UE. Polskie 10 lat w Unii" Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Gdy oglądałem dziś konferencję, na której premier i szef MSZ pokazywali bilans korzyści i strat z polskiego członkostwa w Unii Europejskiej, przypomniałem sobie, że kiedyś już widziałem wyliczenia na ten temat, choć trochę inne. Gdzie? Wygrzebałem starą ulotkę Ligi Polskich Rodzin z kampanii przed unijnym referendum 2003 r.

Nieźle oddaje ona stan polskich strachów sprzed przystąpienia do Unii. Czego tam nie ma? Fundusze strukturalne mieliśmy wykorzystywać na poziomie 30, góra 40 proc. i dopłacać do Unii 8–10 mld zł rocznie. 95 proc. polskich rzeźni i 91 proc. mleczarni miało być zlikwidowanych (swoją drogą, kto to tak dokładnie wyliczył?). Po akcesji mieliśmy stracić szanse na pracę w Unii, a bezrobocie powinno drastycznie wzrosnąć. W Polaków miał uderzyć podatek katastralny, KRUS miał zostać zlikwidowany, rolnicy mieli zbiednieć, a ceny podstawowych produktów – wzrosnąć o kilkadziesiąt procent.

Nic z tych kasandrycznych wizji się nie zrealizowało. Nawet likwidacja KRUS, która nie jest takim złym pomysłem, choć politykom brakuje odwagi, żeby go przeprowadzić.

Fundusze z unijnego budżetu na lata 2007–13 wykorzystamy w około 98 proc. (ostatecznego rozliczenia jeszcze nie ma), a Polska na czysto dostała z Brukseli 76,6 mld euro. Dochody rolników podwoiły się, a rzeźnie i mleczarnie zarabiają na produkcji w kraju i na eksporcie (w 2013 r. sprzedaliśmy za granicę żywność za 8,4 mld euro). Ceny oczywiście szły w górę, ale ostatnio zmartwieniem ekonomistów jest bardziej to, że rosną... za wolno.

Oczywiście nie znaczy to, że Polska w dekadę stała się rajem na ziemi. Choć Polacy wzbogacili się w całym kraju, to nierówności między Polską A a Polską B jeszcze wzrosły. Z kraju wyjechało około miliona osób i nie wygląda na to, że wrócą. Bezrobocie wciąż jest gigantycznym problemem. Staliśmy się mocniej zintegrowani z globalną gospodarką – na dobre i na złe, co najdobitniej pokazał ostatni kryzys finansowy. Z kolei kryzys rosyjsko-ukraiński uświadomił nam, że geopolityczne i energetyczne zagrożenia wraz z wejściem do Unii nie zniknęły.

Te dwa ostatnie kryzysy pokazały jednocześnie, jak groźne były możliwe scenariusze alternatywne sprzed dziesięciu lat. Gdyby Polska musiała dziś poza Unią samotnie stawiać czoła zagrożeniom finansowym czy rosyjskiemu szantażowi, sytuacja mogłaby być drastycznie inna. Dobrze, że nie ulegliśmy posuwanym przez skrajne partie strachom.

Wśród antyunijnych ulotek sprzed 11 lat najzabawniejsze ostrzeżenie brzmiało: „Żydzi zliczą nasze kury”. Na szczęście mamy poważniejsze zmartwienia.

PS Życie dopisało to postscriptum: w ostatnim numerze „Polityki” wyczytałem, że LPR w tych eurowyborach nie wystawia kandydatów, tylko popiera... PO. Na złość PiS, ale zawsze to o czymś świadczy.

Przeczytaj rządowy raport „10 PL-UE. Polskie 10 lat w Unii”.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną