Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Przaśnie i strasznie

Przegląd twórczości kampanijnej

Wyborcze spoty kandydatów do PE ogląda się trochę jak występy podczas Eurowizji – z rosnącym zdumieniem. Z tym że bardziej niż broda Conchity lub ubijanie masła na scenie zaskakuje marnotrawienie czasu, energii i pieniędzy na niemerytoryczne wygłupy polityków.

Trzecia polska eurokampania pokazuje, że nawet doświadczeni politycy nie traktują Parlamentu Europejskiego całkiem serio. Skupieni na rozgrywkach krajowych, w wyborach do europarlamentu widzą raczej rozgrzewkę przed przyszłorocznym bojem o Sejm i Senat (czego dowodem choćby najnowszy spot SLD, atakujący Donalda Tuska). Wychodząc z założenia, że polityka europejska przeciętnego wyborcę interesuje w minimalnym stopniu, nawet się nie silą, by udawać, że chociaż oni wybijają się ponad tę przeciętność. Nieliczne wyjątki od tej mało chlubnej reguły próbują pokazać, że wiedzą, czym europarlament się zajmuje i co oni mogliby tam robić. Ale odsłon na YouTubie to im nie przysparza. O wzmiankach w portalach internetowych i mediach społecznościowych nie wspominając.

Przykładowo: świetny spot Róży Thun, kandydatki PO z Krakowa – merytoryczny, zabawny, kąśliwy (odpowiedź na spot konkurującego z Thun w Krakowie prof. Ryszarda Legutki z PiS, który chwalił się swoimi zdolnościami lingwistycznymi) – na YouTubie ma czterokrotnie mniej odsłon niż „Karski song”.

Z discopolowego spotu kandydata PiS, który zasłynął przed paroma laty rajdem meleksem po terenie cypryjskiego hotelu, dowiadujemy się ni mniej, ni więcej, że warto na niego głosować „bo to jest gość, człowiek jakich mało”.

Spory rozgłos zyskał filmik z wyskakującym z krzaków byłym ministrem cyfryzacji i administracji Michałem Bonim.

Lektorka w ostatniej części spotu zachęca: „Nie mów nie Boniemu, bo nie!”. Ale nie wyjaśnia już: właściwie dlaczego? Odpowiedź można znaleźć we wcześniejszym spocie – sądząc jednak po liczbie odsłon, dotarło do niej ok. 200 osób. Małe zainteresowanie internautów nie dziwi, bo filmik trudno nazwać intrygującym – były minister wklejony w planszę z logo PO wygłasza monolog.

Z tymi pomysłami w ogóle jest słabo. Porównując tę kampanię z wcześniejszymi, można dojść do wniosku, że w dziedzinie marketingu wyborczego cofnęliśmy się co najmniej o dekadę: jest przaśnie albo strasznie. Za dowód niech posłużą spoty Doroty Gardias i Armanda Ryfińskiego z Twojego Ruchu.

Koalicja Europa Plus Twój Ruch postawiła na oryginalność i – owszem – jej kampania jest „jakaś”. Ale częściej niż „wyrazista” ciśnie się na usta określenie „infantylna”. Tak jest w przypadku profesora Hartmana-Batmana czy Anny Kubicy. O kandydatce EPTR zrobiło się zresztą głośno za sprawą innego spotu i reakcji Muńka, który zaprotestował przeciwko nieposzanowaniu praw autorskich i wykorzystaniu do agitacji wyborczej utworu T.Love „Jest Super”.

Wykonawca „What Is Love” na razie nie zgłosił sprzeciwu – popularny w latach 90. utwór Haddawaya sztab EPTR wykorzystał w zwiastunie spotów, w których kandydaci koalicji jeżdżą z Januszem Palikotem samochodem i mówią, że rozumieją się bez słów (jak np. Ryszard Kalisz).

Oszczędny w słowach jest też Marek Migalski. Europoseł ubiegający się o reelekcję z list Polski Razem Jarosława Gowina postawił na dwuznaczność i hasło „Zrobiłam to z Markiem Migalskim które lansuje w jednym ze spotów. Ktoś złośliwy mógłby to nazwać kryzysem wieku średniego.

Na kryzys – tyle że europejskiej tożsamości – liczą natomiast ziobryści. Solidarna Polska chce pozyskać głosy eurosceptyków i „bronić Europę przed euroentuzjastami” – oczywiście, za europejskie pieniądze.

Uderza w antyunijną nutę, a do promocji wykorzystuje nawet Nigela Farage’a.

Daleko jej jednak do retoryki Ruchu Narodowego, który obiecuje „zakończyć erę eurokołchozu”, antysystemowej Nowej Prawicy JKM czy... Jarosława Gowina, straszącego Unią, w której „europejska lewica próbuje zmusić Polskę do rewolucji obyczajowej” i zgody na adopcję dzieci przez pary homoseksualne (spot „Tęcza”).

Trochę to wszystko przypomina sposób promowania się celebrytów i innych pseudogwiazdek: „nieważne, co o tobie mówią, ważne, by mówili”. I nazwiska nie przekręcali. A spoty niczym memy mają rozchodzić się po sieci. Bo liczy się przede wszystkim to, by jak najwięcej osób zobaczyło twarz kandydata, zapamiętało nazwisko, listę, a już mniej – to, co sobie o nim pomyślą.

SLD/FacebookScena SLD

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną