Połączenie antyklerykalnego i antysystemowego niegdyś ugrupowania Palikota z kilkoma rozbitkami z SLD pod patronatem Aleksandra Kwaśniewskiego od początku pachniało klęską. Koalicja nie miała jasnego zdania w prawie żadnej sprawie. Palikot zaczął kampanię od ataku na więzienia CIA – co było dość dziwnym pomysłem, gdy na pokładzie ma się prezydenta, który wspierał współpracę z Amerykanami w ich „wojnie z terroryzmem”.
Potem doszło do serii mniejszych i większych konfliktów między liderami, które partia próbowała przypudrować niezbyt udanymi spotami. Jeszcze przed głosowaniem E+TR Andrzej Celiński ogłosił klęskę, a inny – Kazimierz Kutz – że żałuje udziału w kampanii. W skrócie: seria niefortunnych zdarzeń.
Klęska koalicji E+TR w eurowyborach oznacza dalsze problemy dla ugrupowania Palikota. Przed Twoim Ruchem kolejne wybory – samorządowe, a partia nie ma silnego aparatu w terenie. Co więcej, inne ugrupowania, nawet słabsze, w eurokampanii przynajmniej ograły swoje nazwy. Partia Palikota nie osiągnęła nawet tego. A wyborców antysystemowych ukradł jej Janusz Korwin-Mikke.
Używając terminologii bokserskiej: to jeszcze nie nokaut, ale partia Janusza Palikota jest już liczona. Stanie do walki w przyszłorocznych wyborach do Sejmu i Senatu czy rzuci ręcznik?