Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Korwiniada

Janusz Korwin-Mikke: śmiać się czy bać się?

Janusz Korwin-Mikke populistycznie wyrazisty, doszedł do retorycznego mistrzostwa dzięki tysiącom stoczonych debat. Janusz Korwin-Mikke populistycznie wyrazisty, doszedł do retorycznego mistrzostwa dzięki tysiącom stoczonych debat. Piotr Tracz / Reporter
Po 21 latach poza parlamentem i wielu wyborczych przegranych Janusz Korwin-Mikke powraca. Twierdzi, że w Strasburgu go „popamiętają”. Czy jego wyborcy wytrzymają tę demolkę?
Gdy tylko może, Korwin-Mikke chętnie podkreśla, że te same poglądy głosi od ponad 20 lat.Paweł Piotrowski/Agencja Gazeta Gdy tylko może, Korwin-Mikke chętnie podkreśla, że te same poglądy głosi od ponad 20 lat.

Ten plan Korwin-Mikke nakreślił tuż po opublikowaniu pierwszych wyników eurowyborów, według których Kongres Nowej Prawicy zdobył ponad 7 proc. głosów i cztery mandaty deputowanych. – Tak narozrabiam, że będą mnie długo pamiętać – odgrażał się w powyborczy poniedziałek.

Niedługo po tym, na swoim face­bookowym fanpage’u JKM przedstawił potencjalnych wykonawców tego planu, czyli „uniosceptyków”: od brytyjskiej UKIP przez francuski Front Narodowy po niemiecką Alternatywę. Z nimi, czyli z radykalnie antyeuropejsko nastawionymi ugrupowaniami zamierza rozwalić unijną wieżę Babel. – W sumie uniosceptyków będzie ponad 150 – spora siła. Do roboty! ­– zagrzewa JKM.

Sukces KNP, czyli ponad 7-procentowe poparcie w wyborach do PE, zapowiadały sondaże pokazujące rosnące poparcie dla korwinistów, w ostatnich kilku tygodniach regularnie przebijających próg wyborczy. Przedstawiciele partii, która przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi nie była w stanie zarejestrować list we wszystkich okręgach, zaczęli głośno mówić o zdobyciu 10 proc. głosów i pięciu europarlamentarzystach. Nie dziwi też, jakiej grupie wyborców korwiniści zawdzięczają sukces. Jak wynika z przeprowadzonego dla TVP i TVN24 badania pracowni Ipsos, na KNP zagłosowali przede wszystkim młodzi, wykształceni mężczyźni. W grupie 18–25 lat KNP wygrał bezdyskusyjnie, zgarniając aż 28,5 proc. głosów – o 7 pkt proc. więcej niż PiS i niemal 10 więcej niż PO. Oznacza to, że duża część jego wyborców to osoby, które głosowały po raz pierwszy. W przedziale 26–39 lat korwiniści byli trzeci (za PO i PiS), tak samo jak wśród mężczyzn (z 10,8 proc. głosów).

Ale Korwin i jego przyboczni nie tylko zdobywali nowych zwolenników, ale i odbierali głosy konkurencji, głównie Januszowi Palikotowi i jego Ruchowi. Według Ipsosu aż 18,4 proc. tych, którzy w wyborach parlamentarnych 2011 r. zagłosowali na Ruch Palikota, dziś poparło KNP. Warto odnotować, że to największy upływ krwi, jaki zanotowały partie obecne w Sejmie. Dziwne o tyle, że – jak podkreśla wielu komentatorów – obie partie pod względem programu dzieli prawie wszystko. Dlaczego więc strumień głosów popłynął w tym kierunku? Niewątpliwie Palikot mocno rozczarował swych wyborców rekrutujących się w dużej części z tych samych grup wiekowych, które teraz najmocniej wspierają JKM. Idąc pod sztandarami wolnościowymi i liberalnymi w sferze obyczajów, przyciągał zbuntowanych i drwiących ze starych polityków młodych ludzi. Palikot zgrzeszył jednak brakiem cierpliwości. Zamiast umacniać kruche struktury i spajać płynny wciąż elektorat zaczął wykonywać niezrozumiałe organizacyjne ruchy, jego ideowe wizje były niespójne, wreszcie zaczął się kojarzyć z „lewactwem”, a najmłodsi wyborcy mają wyraźnie prawicowe, liberalne, a nawet libertariańskie poglądy. Reszty dopełniły dwukrotne zmiany szyldu i wizerunku samego lidera, co do końca zdezorientowało jego zwolenników.

Na tym tle Korwin jest wzorem stabilności. Populistycznie wyrazisty, doszedł do retorycznego mistrzostwa dzięki tysiącom stoczonych debat, telewizyjnym sporom i niezliczonym spotkaniom z wyborcami, które odbywa, przejeżdżając Polskę każdego miesiąca wzdłuż i wszerz swoim starym hyundaiem. W tym należy upatrywać źródła jego sukcesu.

Krul internetu

Warto zauważyć, że Janusz Korwin-Mikke od dawna mocno związany jest ze społecznością internautów. Od pierwszych lat Unii Polityki Realnej – zapewne głównie za sprawą liberalnej części programu – miał młode grono wyborców, stopniowo coraz częściej komentujących jego poczynania w sieci. A z czasem – głównie tam. Gdy jako polityk ugrupowań pozaparlamentarnych Korwin-Mikke rzadziej gościł w telewizji, cierpliwie budował obecność w internecie – publikował komentarze na poczytnej stronie korwin-mikke.blog.onet.pl, jednym z pierwszych i najgłośniejszych polskich blogów politycznych. O jego popularności świadczy nagroda Blog Roku 2007 w głosowaniu internautów (w kategorii polityka). Z czasem – poza gronem fanów – Korwin zebrał pokaźne grono hejterów opisujących zwolenników JKM jako „korwinoidów” (to wyraz nieokrzesania – zapewne przez analogię do słowa „antropoid”).

A ponieważ zwolennicy publikowali zestawy cytatów lub urywków filmowych dowodzące, jak twardo ich bohater rozprawia się z lewicą, jego antyfani zaczęli się z tego naigrawać, publikując w internecie instrukcje „Jak zmasakrować lewaka”. Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego fani JKM operowali więc memami niosącymi chwytliwe hasła partii w rodzaju „Nie kradnij – rząd nie znosi konkurencji”, dobrze opanowali też dystrybucję prostych i tanich w produkcji filmów zamieszczanych na platformie YouTube. Przeciwnicy opisywali z kolei miłośników Kongresu Nowej Prawicy jako gimbazę, czyli gimnazjalistów, którzy wyrosną z głosowania na JKM, zanim jeszcze dorosną do uczestnictwa w wyborach. Pojawiało się opisujące polityka hasło „Krul” pisane z błędem ortograficznym – właśnie po to, by zażartować z młodych, niedoświadczonych i niewykształconych (także ortograficznie) wyborców Korwin-Mikkego, a jednocześnie odnieść się do jego poglądów monarchistycznych.

Działa jak magnes

Gdy tylko może, Korwin-Mikke chętnie podkreśla, że te same poglądy głosi od ponad 20 lat. Opierają się one na dwóch filarach – gospodarczym liberalizmie w skrajnym wydaniu oraz obyczajowym konserwatyzmie, jednak dalekim od nauczania Kościoła, co wyróżnia KNP na tle innych prawicowych partii. Nie jest wyraźnie „przykościółkowy”, jak można usłyszeć, co na polskiej prawicy jest zjawiskiem wyjątkowym. A więc podatek dochodowy, państwowe emerytury, edukacja i służba zdrowia – do likwidacji. Kobiety mają siedzieć w domach, rodzić i wychowywać dzieci (nawet poczęte w wyniku gwałtu, bo aborcja powinna być całkowicie zakazana), a nie np. kandydować w wyborach. A morderców trzeba wieszać na szubienicy.

 

Tak było do tej pory, jednak w kampanii wyborczej JKM, jakby w poczuciu rosnącej siły połączonej z bezkarnością, rozbudował swoje credo w kwestii praw kobiet, mówiąc, że je „czasem się troszeczkę gwałci” oraz w sprawach historii najnowszej, twierdząc, że „nie ma dowodu, iż Hitler wiedział o Holocauście”. Te słowa, w połączeniu z dawnymi wybrykami prezesa KNP, np. wypowiedziami na temat sportowców niepełnosprawnych czy dzieci z chorobami umysłowymi, sprawiły, że wróciły podejrzenia o faszystowskie ciągoty JKM. I etykieta oszołoma, politycznego błazna.

Sam Korwin najchętniej podkreśla, że jest liberałem. Jego działacze zaś mówią to, co chyba najlepiej oddaje istotę tej partii oraz spajających ją poglądów: jest antydemokratyczna w kwestiach ustrojowych, skrajnie liberalna w sferze gospodarki, hołdująca zasadzie minimalnej ingerencji państwa. Według Korwina z demokracją można zrobić tylko jedno: zlikwidować jako najgłupszy ustrój świata.

Gdy część polityków z tego powodu chętnie widziałaby Korwina przed sądem (tak samo jak za słowa o gwałtach i Hitlerze), część wyborców, szczególnie tych nastawionych – jak to się mówi – antysystemowo, a często po prostu spragnionych „ostrej jazdy” i skopania rozmaitych, także językowych tabu, szczelnie wypełnia sale podczas spotkań z JKM.

Pozbawiony państwowych dotacji i biedny jak mysz kościelna Kongres ze 160 tys. zł wpływów w 2013 r. nauczył się żyć dzięki niezwykłej mobilności swojego 72-letniego lidera i internetowej aktywności swych członków – w większości nikomu nieznanych – oraz sympatyków. Tak właśnie wyglądała kampania – prowadzona za pośrednictwem mediów społecznościowych, w niszowych stacjach radiowych nadających w internecie (czy ktoś słyszał o Radiu Polska Live, w którym Korwin ma audycję?), oparta na celebryckiej popularności JKM, która dodatkowo rozkwitła podczas ostatniej, nudnej kampanii.

– Działa jak magnes. Kiedy ja organizuję spotkanie z wyborcami, przychodzi kilka osób, kiedy przyjeżdża Korwin, sala na 300 osób pęka w szwach – opowiadał jeszcze przed startem kampanii Artur Dziambor, wiceprezes KNP i pierwszy zastępca JKM w partii. To właśnie on, gdy Korwin wyjedzie do Brukseli, będzie miał teraz najwięcej do powiedzenia w partii. 32-letni Dziambor jest bardzo podobny do swego szefa – inteligentny, oczytany, ostry w dyskusji. Ale bardziej przyjemny w obyciu. Podobnie do wielu członków KNP ma na koncie działalność w stowarzyszeniu KoLiber, które zrzesza młodych ludzi o poglądach konserwatywno-liberalnych.

Działacze Nowej Prawicy to głównie tacy jak on drobni przedsiębiorcy (Dziambor prowadzi szkołę językową w Gdyni), studenci i młodzi absolwenci kierunków technicznych: informatyki, grafiki komputerowej, co ciekawe – bez większego stażu w polityce. I tacy jak on szerzej zupełnie nieznani. Michał Marusik, Robert Jarosław Iwaszkiewicz, nazwiska nowych europosłów KNP (pierwszy – emerytowany chemik z Warszawy, drugi jest przedsiębiorcą z Wrocławia) mówią tyle, co nic. Bardziej znany jest ostatni z czwórki przedstawicieli korwinistów w Brukseli Stanisław Żółtek, który pod koniec lat 90. był krótko wiceprezydentem Krakowa.

Przesadzi czy nie?

Zgodnie z planem nakreślonym w głowie JKM i jego współpracowników sukces eurowyborczy ma być tylko trampoliną do bardziej imponującego wyniku w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Korwin-Mikke mówi wprost: za półtora roku wraca do Polski – w roli posła do Sejmu. – Sukces otworzy nam stały dostęp do największych mediów. Im więcej nas będzie widać, tym rozpoznawalność naszej marki wzrośnie – przewiduje Dziambor.

Części młodych najwyraźniej imponuje radykalizm Korwina, jego bezceremonialne odrzucanie politycznej poprawności, okładanie zarówno Platformy, jak i PiS, specyficzny darwinizm, który gloryfikuje męską siłę, zaradność, władczość, podnosi rolę indywidualizmu, umiejętności radzenia sobie bez niczyjej pomocy. To taka pierwotna, trochę jaskiniowa werbalna prawica, która młodym, zdrowym, niemyślącym jeszcze o edukacji dzieci, o emeryturach, rentach i chorobach mężczyznom może się podobać. A sposób traktowania kobiet odpowiada prostemu modelowi macho, w którym zapewne częściej, niż się wydaje, bywa ukryta tęsknota za tym, aby kobieta była uległa, pracowita oraz niepytana nie podnosiła głosu.

Korwin eksploruje wyraźnie zauważane także w skali europejskiej znużenie „lewactwem”, obyczajową rewolucją, babą z brodą, ekspansją środowisk LGBT, koniecznością nieustannego przekraczania kolejnych kulturowych barier. A także, co może najbardziej zauważane, sprzeciw wobec państwa, które „okrada obywateli”, gdzie mężczyzna nie może się dorobić, a kobiety muszą pracować.

Ten zestaw poglądów na razie wyznawców Korwina fascynuje, a w przyszłym roku dojdzie kolejny rocznik osiemnastolatków z prawem do głosowania – kilkaset tysięcy. Czy lider Nowej Prawicy dowiezie sukces do wyborów parlamentarnych? Palikot nie dowiózł, ale miał dłuższy dystans do przebycia. Korwin ma szansę, choć łaska młodych wyborców jest chwiejna. Łatwo wpaść tu w kategorię „obciachu”. Jeśli w ich oczach Korwin przekroczy cienką linię śmieszności, w swoim ekscentryzmie przesadzi, fortuna może się nagle odwrócić.

Polityka 22.2014 (2960) z dnia 27.05.2014; Temat tygodnia; s. 12
Oryginalny tytuł tekstu: "Korwiniada"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną