Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Strzał w dziesiątkę

Prof. Omilanowska nową minister kultury

Małgorzata Omilanowska, nowa minister kultury i dziedzictwa narodowego. Małgorzata Omilanowska, nowa minister kultury i dziedzictwa narodowego. Maciej Śmiarowski / Kancelaria Prezesa RM
Zamieszanie wokół „afery restauracyjnej” przesłoniło nieco nominację prof. Omilanowskiej na stanowisko ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Premier oparł się pokusie, by do resortu kultury desygnować polityka.

Zamieszanie wokół „afery restauracyjnej” przesłoniło nieco zapowiadaną od kilku dni nominację na stanowisko ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Zwolniony przez Bogdana Zdrojewskiego fotel przejęła profesor Małgorzata Omilanowska, jego dotychczasowa zastępczyni. Premier oparł się pokusie, by do resortu kultury desygnować polityka, choć jeszcze niedawno wydawało się, że największe szanse na przejęcie schedy ma rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska. I trzeba przyznać, że to chyba najlepsza z możliwych decyzji.

Za wyborem Omilanowskiej przemawia wiele. Po pierwsze, kompetencje. Związana z muzealnictwem i teorią architektury, przez wiele lat konsekwentnie wędrowała ścieżką kariery naukowej, zdobywając kolejne tytuły naukowe, pisząc kolejne książki i podejmując kolejne wyzwania zawodowe. Posiada rozległą wiedzę i – odwołując się do słynnego cytatu ze Shreka – „nie zawaha się jej użyć”. Z nauki do ministerstwa trafiła zaledwie dwa lata temu, ale szybko okazało się, że świetnie porusza się w gąszczu resortowych spraw.

Po drugie, jej cechy charakteru. Zdaniem jej bliskich współpracowników i znajomych jest nieprawdopodobnie pracowita, poukładana, zorganizowana. Potrafi zarządzać i nadzorować. Ma analityczny umysł, nie ulega niepotrzebnym emocjom. Potrafi jednak bardzo angażować się w sprawy, ale tylko te, które uważa za ważkie merytorycznie. Jakoś trudno by było wyobrazić ją sobie spiskującą w restauracji. Na szczęście nie odpowiada stereotypowi profesora jako człowieka nieco zagubionego w realnym życiu.

I tak oto dochodzimy do właściwości, która w oczach społeczeństwa będzie postrzegana jako zaleta, ale w praktyce może okazać się wadą: brak wyrazistego umocowania politycznego. Tak potrzebnego, by walczyć o interesy resortu na Radzie Ministrów, by negocjować z szefami innych resortów. Do Omilanowskiej idealnie pasuje ulubione określenie konkurencji z PiS-u: „minister techniczny”. I wydaje się, że taka też była ta krótkoterminowa intencja premiera: w miarę bezkonfliktowo i sprawnie doholować kulturę do wyborów parlamentarnych (kto wie, czy nie nastąpi to szybciej, niż się tego spodziewaliśmy), a dalej się zobaczy.

Nawet jeśli jednak wybory odbędą się za rok, nowa pani minister nie będzie miała lekkiego zadania. Pieniądze na ten rok już podzielone, a kolejka chętnych, by wyrwać coś z resortowego budżetu – coraz dłuższa. Do tego zderzenie z licznymi, mocno znerwicowanymi środowiskami twórczymi i perspektywa niezwykle ważnej decyzji o wyborze nowego szefa (szefowej) Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej. Trudno więc zazdrościć, ale trzymać kciuki wypada, bo w świecie, w którym kompetencje znaczą coraz mniej, tę nominację zaliczyć należy do wyjątkowych.

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną