Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Granica tajemnicy dziennikarskiej

ABW weszło do redakcji „Wprost”

Jacek Łagowski / Agencja Gazeta
Tego można było i należało się spodziewać. Funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, wykonując polecenie prokuratury okręgowej, zażądali od redakcji tygodnika „Wprost” wydania nośników z materiałami, których urywki czasopismo opublikowało.

Materiały będące podstawą publikacji są zdobyte drogą nielegalnego podsłuchu, a ten jest przestępstwem zagrożonym karą więzienia. Nośniki mogą być więc dowodem w ewentualnym procesie sądowym przeciwko sprawcom przestępstwa, czyli osobie lub osobom instalującym, nagrywającym, kopiującym i publikującym nielegalnie pozyskane materiały.

Nakaz prokuratorski ma uzasadnienie, Agencja działa nie tylko zgodnie z prawem, ale i w interesie publicznym, bo nie może być tak, by sprawcy zuchwałego przestępstwa pozostali bezkarni. 

Tygodnik „Wprost” twierdzi, że nie wie, kim są przestępcy i czemu zaproponowali pismu wykorzystanie prywatnych rozmów nielegalnie przez nich nagranych. Przedstawiciel redakcji pisze na Twitterze, że żadnych nośników nie wydano. Redakcja przypomina, że ma prawo odmówić wydania wszelkich materiałów, jakie posiada, jeśli osoby mające udział w ich powstawaniu zastrzegą sobie anonimowość.

Rzeczywiście, prawo do ochrony źródeł informacji jest jednym z filarów niezależności mediów w systemie demokratycznym. Ale czy w obliczu tej konkretnej sprawy nie należałoby od „Wprost” oczekiwać trochę innej reakcji niż odmowy? Wolne media są częścią demokracji, ale mają nie tylko prawa, lecz i obowiązki wynikające z ich uprzywilejowanej roli.

Gdy rzecz dotyczy przestępstwa, media nie mogą stawać po stronie łamiących prawo (chyba że chodzi o tak zwane nieposłuszeństwo obywatelskie, ale na razie nic nie wskazuje, by taki był charakter skandalu podsłuchowego). Zwłaszcza jeśli uznamy, że akurat ta sprawa naraża na szwank nie tylko dobre imię państwa, lecz i jego bezpieczeństwo, czyli w konsekwencji także i nasze – jako obywateli mogących w każdym momencie paść ofiarą podobnego nielegalnego podsłuchiwania naszych prywatnych rozmów i publikowania ich treści.

Moim zdaniem skandal z zorganizowanym podsłuchiwaniem osób publicznych w miejscach prywatnych destabilizuje państwo, a to jest stan wyższej konieczności, w której prawo do tajemnicy źródeł jest dobrem niższym i powinno ustąpić pierwszeństwa dobru wyższemu, jakim jest bezpieczeństwo demokratycznego państwa i jego obywateli.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną