Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Wotum permanentnie niekonstruktywne

Tusk górą w sejmowym pojedynku z Kaczyńskim

Facebook/POLITYKA / Flickr CC by 2.0
Prezes PiS – powtarzający od lat tę samą mantrę o Polsce rządzonej przez ekipę, która zaprowadziła kraj na skraj przepaści – w starciu z premierem Tuskiem zdecydowanie przegrywa.

Zgłaszanie kilka dni po uzyskaniu przez rząd wotum zaufania (i to w sposób bardzo przekonujący) wniosku o konstruktywne wotum nieufności – żadnego sensu nie miało. Wyjąwszy kolejny atak na rząd, czyli sens polityczny. Ale nie jest to zapowiedź jakiejś istotnej zmiany rządzenia czy wprowadzania nowego programu.

Jest oczywiście prawem opozycji sięganie po to narzędzie, ale nadużywanie go zaczyna być groteskowe. Wniosek PiS miał jednak także pewną zaletę. Otóż okazało się, że Kaczyński – powtarzający od lat tę samą mantrę o Polsce rządzonej przez ekipę, która zaprowadziła kraj na skraj przepaści, a może już nawet w przepaść ją zepchnęła – w starciu z premierem Tuskiem zdecydowanie przegrywa.

W dyskusji o wotum tak naprawdę ważne były tylko wystąpienia Kaczyńskiego i Tuska (obydwa kluby koalicyjne nawet nie zabrały głosu, pokazując bezradność największej partii opozycyjnej i małą wagę tak zwanej debaty). Kaczyński, nawet jeśli z początku starał się być nieco bardziej obiektywny niż zazwyczaj – bo dostrzegł, że jednak w Polsce coś się zmienia (np. przybywa dróg) – to jednak zanudził, powtarzając to, co zawsze.

Nie ma w nim już zapału dawnego oratora. Jest wiara, że powtarzanie, iż rząd Tuska jest najgorszym z możliwych, doprowadzi go do władzy. Ta metoda była skuteczna do czasu, ale czy pozwoli przebić ten ciągle wiszący nad głową pułap około 30-proc. poparcia? To dużo, ale aby rządzić, dziś potrzebny jest Janusz Korwin-Mikke. O ile zdołałby utrzymać do wyborów obecne poparcie lub nawet je zwiększyć.

Oczywiście można powiedzieć, że jeszcze bardziej zanudził prof. Piotr Gliński, kandydat na premiera technicznego. Gliński sam siebie uważa za kandydata konstytucyjnego (ważna byłaby jakaś wykładnia, co to znaczy, bo za chwilę pogubimy się w kategoriach premierów) i uśpił (dosłownie) zwykle czujnego Antoniego Macierewicza, zasiadającego w prezydium specjalnego posiedzenia klubu PiS, podczas którego ów kandydat techniczno-konstytucyjny wygłaszał swoje exposé.

Skądinąd ciekawe, że zawierało ono o wiele więcej politycznej pasji niż wystąpienie Kaczyńskiego. Kandydat techniczny okazał się nad wyraz polityczny, idealnie dopasowany zresztą do retoryki PiS. Można powiedzieć – krew z krwi.

Znalazła się nawet groźba Trybunału Stanu dla marszałek Ewy Kopacz za stosowanie wobec prof. Glińskiego „przemocy instytucjonalnej”. Zastęp tych, którzy pójdą siedzieć po dojściu PiS do władzy lub wcześniej, rośnie.

Na tym tle premier Tusk nie miał problemów z wygraniem owego pojedynku z liderem opozycji i jego kandydatem. Wystarczyło, że odwołał się do faktów. Odwołał się zresztą do nich w sposób nie nadmiernie rozbudowany, ale bezlitosny. Puentę pognębiającą prezesa dołożyła jeszcze niezastąpiona posłanka Pawłowicz, pokrzykująca z ław sejmowych (gotowy obrazek do każdej medialnej relacji).

Wniosek o konstruktywne wotum dał więc premierowi okazję do kolejnego wystąpienia, by rozprawić się z mitami czy wręcz kłamstwami PiS. Tusk może być zatem zadowolony. Kolejni chętni do zgłaszania podobnych wniosków – a ustawiają się już w kolejce – powinni zastanowić się nad sensownością nadużywania instrumentów, które stworzono na zupełnie inne okazje.

Konstruktywne wotum nieufności zapisywano w konstytucji w czasie, kiedy system partyjny nie był jeszcze ukształtowany, koalicje tworzono z trudem, a chęć odwoływania rządów była wielka. Odwołajmy, a potem się zobaczy. Wniosek taki w sytuacji, kiedy rząd ma większość – a trudno nie zauważyć, że koalicja jest obecnie zwarta jak chyba nigdy wcześniej – ośmiesza nie rząd, jak chciałby Kaczyński, ale opozycję.

Dość było spojrzeć na ów prezydialny stół w jednej z sejmowych sal, gdzie przemawiał prof. Gliński. Wszyscy znużeni, odprawiający rytuał, który ich samych nudzi. W sumie jeszcze jeden stracony sejmowy dzień.

Oczywiście opozycja ma prawo tracić dni, odwoływać rząd nawet co dwa, trzy tygodnie, jeśli zbierze tyle podpisów, ile konstytucja wymaga (115, i już nawet trzymiesięcznej przerwy między wnioskami nie ma). Zgoda prof. Glińskiego jest permanentna. Do nowego wniosku dołączono zgodę z lutego 2013, czyli z poprzedniego wotum. Sam zaś profesor uważa, że być kandydatem permanentnym bez nadziei na wybór to dla niego zaszczyt.

A może ma tylko tak wysoko rozwinięte poczucie humoru? Któż to może wiedzieć. Być może SLD też będzie miało takiego kandydata czy kandydatkę, bo Miller zapowiada wniosek jesienią.

Może jednak opozycja zacznie korzystać także z instrumentów, które mogą być skuteczniejsze, czyli poważnych interpelacji i zapytań, z obrad komisji, które nie przekształcają się w nagonki (jak ostatnio na ministra Sienkiewicza), ale pokażą, że w „merytoryce” – jak to mawiali kiedyś Kaczyński z Glińskim – też jest dobra.

Tym razem żadnej merytoryki nie było, choć prezes i jego premier techniczno-konstytucyjny przemawiali w sumie kilka godzin. Zapomnieli tylko powiedzieć, czego chcą oprócz władzy i wyborów niesfałszowanych przez Tuska. Z politycznego duetu Kaczyński – Gliński któryś z panów powinien jednak wiedzieć, że istnieją zupełnie niezależna Państwowa Komisja Wyborcza i odwołanie do Sądu Najwyższego.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną