Moje hobby to czytanie wspomnień rówieśników. Jak oni przeżyli nasze czasy? Trudno, żebym nie rzucił się zachłannie na autobiografię ambasadora Jerzego M. Nowaka („Dyplomata”, wyd. Bellona) – jednego z najznakomitszych dyplomatów Polski powojennej, w służbie której działał ponad pół wieku (z krótką przerwą w 2007 r., kiedy miał dość IV RP). Jak on to zrobił? Jak przetrwał? Jak wytrwał? „Miałem interesujące, szczęśliwe życie” – pisze. „Akceptuję swoje życie, mimo że nie ze wszystkiego jestem dumny” – podsumowuje.
„Z czasów stalinizmu przypominam sobie, jak w »organizacyjnym stroju«, w zielonej koszuli i czerwonym krawacie, stoję na podium w hallu liceum na akademii z okazji rocznicy »Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej« w 1953 roku i deklamuję z przejęciem wzruszający zresztą wiersz »Grenada« Michaiła Swietłowa...”. Lata szkolne to zetknięcie dwóch światów – nachalnej propagandy oficjalnej i normalnego życia oraz edukacji. Propagandę czasami „bezrefleksyjnie przyjmuję jako prawdę”, czasami – jak w przypadku możliwości sztucznego stworzenia życia, w myśl radzieckiej pseudouczonej Olgi Lepieszyńskiej – kwestionuje na lekcji, za co rodzice zostają wezwani do szkoły.
Październik, Budapeszt, „Po Prostu”, stracenie Imre Nagya. „Entuzjazmowałem się perspektywami »polskiej drogi do socjalizmu« z ludzką twarzą oraz samym Gomułką”. „Narastał we mnie krytyczny stosunek do ustroju, ale łudziłem się nadal możliwością jego demokratycznej zmiany w myśl hasła »socjalizm tak, wypaczenia nie«”.
Po podjęciu pracy w MSZ upomina się o niego partia.