Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Branie na sumienie

Które sumienie jest dobrze ukształtowane?

Zawrotną zaiste karierę zrobiło u nas w ostatnich miesiącach pojęcie sumienia. Okazuje się, że wszyscy, nawet lekarze i nauczyciele, mają takowy organ i bardzo chcą z niego korzystać, tylko nikt jakoś nie mówi, co ten organ robi i o co z tym sumieniem chodzi.

A zatem ad rem, a właściwie ad conscientiam, gdyż termin „sumienie” najczęściej z kościelnych pada ust, a wtenczas słowo to jest przekładem scholastycznego conscientia. W średniowiecznej doktrynie etycznej, która w zasadzie obowiązuje do dziś, sumienie to zdolność do działania zgodnie z rozeznaniem zasad dobra i zła (prawa naturalnego), a w szczególności stosowania ogólnej normy do konkretnych przypadków, jakie niesie życie. Nasza ogólna zdolność kierowania się rozumem w działaniu dążącym do dobra i unikającym zła, zdolność zwana cnotą roztropności, wymaga umocowania w praktycznej sprawczości, która wiąże intelekt z wolą, wyzwalając konkretne działanie skierowane ku dobru. Człowiek nie może czynić dobra inaczej niż w oparciu o tę władzę i „mechanizm” podejmowania decyzji, jaki jest mu z natury dany. Dlatego, o ile działa sam i na własną odpowiedzialność, musi być posłuszny własnemu sumieniu. Inaczej działa pod przymusem. Skoro nie można być dobrym, nie działając w zgodzie z wewnętrznym przekonaniem, co jest dobre, a tym samym w zgodzie z własnym sumieniem, to tym samym każdy ma i obowiązek, i prawo działać w zgodzie z własnym sumieniem.

Czy znaczy to, że dwie osoby znajdujące się w podobnej sytuacji, lecz kierowane zupełnie przeciwstawnymi aktami („głosami”) sumienia, mogą postąpić całkowicie różnie, a mimo to obie postąpią dobrze? Ależ skąd! Byłby to czystej wody relatywizm. Jeśli na przykład ktoś, kierując się głosem sumienia, nie wykona aborcji, a ktoś inny, kierując się głosem sumienia, aborcji w analogicznych okolicznościach dokona, to tylko ten pierwszy zasługuje na uznanie w danym przypadku jego prawa do postępowania w zgodzie z własnym sumieniem, a ten drugi nie. Dlaczego? Ano dlatego, że sumienie tego pierwszego zostało „dobrze ukształtowane”, a sumienie tego drugiego zostało źle ukształtowane lub zdeprawowane. Które więc sumienie jest dobrze ukształtowane? Ano dobrze ukształtowane jest sumienie wtedy, gdy odczytuje prawo Boże odnoszące się do spraw ludzkich, czyli prawo naturalne. Skąd jednak mamy wiedzieć, że istnieje prawo naturalne i które z jego (dość licznych, trzeba powiedzieć) „odczytań” jest prawdziwe? Otóż uczy nas tego religia katolicka i Kościół święty. Dlatego każdy ma prawo i obowiązek działać w zgodzie z własnym sumieniem, lecz tylko pod warunkiem, że będzie respektował prawo naturalne, którego jedynym upoważnionym interpretatorem jest Kościół. Kto więc uczyni cokolwiek niezgodnego z doktryną Kościoła, ten choćby i działał w zgodzie z własnym sumieniem, grzeszy, gdyż dopuścił, aby jego sumienie zostało źle wychowane.

Taka jest kościelna doktryna o sumieniu. Ma ona charakter ściśle religijny i sprowadza się do tego, że słuszne moralnie jest wyłącznie to, co głosi Kościół, a wszystko, co z kościelną doktryną jest niezgodne, jest naganne. Nie zmienia to faktu, że człowiek, aby czynić dobro, musi działać w sposób wolny i w zgodzie z własnym sumieniem, jakkolwiek ta wolność i to sumienie muszą być wychowane i pouczone przez magisterium Kościoła. Cała ta fundamentalistyczna sofisteria zasługuje na to, by jako zabytek średniowieczny być wspominana na 17 wykładzie z etyki na studiach filozoficznych i na nic więcej. Niestety, jesteśmy świadkami bezprzykładnej manipulacji propagatorów i kapłanów religii katolickiej, polegającej na epatowaniu polskiego społeczeństwa i rządu tą na wskroś dogmatycznie religijną doktryną w sposób niedwuznacznie sugerujący, że ma ona charakter uniwersalny i zastosowanie również świeckie, niezależne od wiary w Boga i inne dogmaty religii, a w tym również zastosowanie do stanowienia prawa i rządzenia Polską. Świecką Polską, Polską w sprawach religii i metafizyki mocą konstytucji bezstronną, czyli ani wierzącą, ani niewierzącą.

Otóż uroczyście powiadamiam zainteresowane organy, że nie istnieje żadne „prawo naturalne” niepowiązane z Bogiem ani w żadnym wypadku księża nie mówią o „sumieniu” bez związku z doktryną prawa naturalnego i doktryną o istnieniu Boga – prawa tego twórcy. Gdy sugerują coś takiego, to po prostu kłamią. Nigdzie, w żadnym katolickim wykładzie etyki bądź doktryn teologicznych nie znajdziecie świeckich pojęć moralnych ani też czegoś, co można by uznać za „świecką część” (w tym: indyferentną na tezę o istnieniu Boga) doktryny katolickiej. Nawet zresztą gdyby takowa istniała, byłaby po prostu jedną z teoretycznych propozycji do dyskusji na seminariach z etyki. Jeśli na seminariach takich (na uczelniach świeckich) w ogóle etyki katolickiej się nie dyskutuje, to dlatego właśnie, że ma ona charakter dogmatyczno-religijny i nie służy do tego, aby z nią dyskutować. A warto jeszcze dodać, że jeśliby jakiś kleryk bądź inny egzaminowany z etyki katolickiej zasugerował choćby, że jej kluczowe pojęcia są świeckie (a tylko wtedy mogłyby mieć świecki autorytet i zastosowanie w praktyce świeckiego państwa), to wyleciałby za drzwi. Tymczasem ze strony księży i biskupów wciąż słyszymy sugestie, jakoby takie pojęcia, jak osoba, prawo naturalne czy sumienie, mogły być wiążące dla polskiego państwa. Wykorzystują oni fakt, że słowa te istnieją w języku potocznym bez wyraźnych konotacji religijnych, przez co mogą uchodzić za świeckie. Wystarczy tedy tylnymi drzwiami, jak gdyby nigdy nic, do tych zwykłych słów dołączyć elementy znaczeń doktrynalnych i indoktrynacja skołowanego i bezbronnego intelektualnie państwa gotowa.

Polityka 34.2014 (2972) z dnia 19.08.2014; Felietony; s. 96
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną