Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Na mękach

Mecz z Niemcami sprawdzianem przed finałem siatkarskich mistrzostw

Newspix.pl
Nieszczęście wisiało w powietrzu, ale zagramy o złoto. To będzie powtórka finału sprzed ośmiu lat. Z jedną zasadniczą różnicą – nie ma powodów, by Brazylii się bać.

Funkcjonuje w grach zespołowych teoria, która mówi, że podczas turnieju wcześniej czy później musi dopaść zespół jakiś kryzys. Przetrwać go i mimo wszystko wyjść na swoje – to jest świadectwo klasy i duży krok do wielkości. Polacy pierwsze trzy sety grali z Niemcami źle, grubo poniżej średniej, do której nas w tym turnieju wcześniej przyzwyczaili. Sprawiali wrażenie uśpionych, rozkojarzonych, irytująco nieporadnych, stłamszonych siłowym stylem Niemców. Wpędzali się w kłopoty na własne życzenie, trwoniąc przewagi, jakie w męskiej siatkówce, na tym poziomie, są nie do roztrwonienia.  

Nie bardzo wiadomo, jak te sobotnie męki Polaków traktować w obliczu finału. Brać za chwilową słabość, wypadek przy pracy czy też może jednak się martwić – bo to jednak była momentami zapaść zbiorowa, którą zespół lepszy niż Niemcy wykorzystałby bez litości. Najlepszy na kłopoty okazał się Mariusz Wlazły – nie pierwszy już raz zresztą podczas tych mistrzostw.

Teraz już wiadomo, że budowanie reprezentacji bez niego, co z uporem godnym lepszej sprawy forsował poprzedni selekcjoner, Andrea Anastasi, to była misja skazana na niepowodzenie. Włoch się na Wlazłego obraził i na siłę szukał lepszych, forując zawodników (zwłaszcza jednego), którzy są od Wlazłego o dwie klasy niżej. Z oczywistą szkodą dla drużyny, czego w trenerskim CV Anastasiego tak łatwo się nie wymaże.

W finale czeka Brazylia, którą raz już na tych mistrzostwach pokonaliśmy. Nie trzeba przed tym finałem na siłę szukać powodów do optymizmu. Pierwszy jest natury psychologicznej – niejeden kryzys w turnieju Polacy przetrwali, nie dali się złamać, z każdej wojny nerwów (tych meczów o wszystko w końcu parę było) wychodzili zwycięsko. Drugi jest chyba jeszcze ważniejszy – Wlazły jest wielki, ale sam meczów nie wygrywa; doczekaliśmy się zespołu, i to z udziałem paru młodych zawodników (jak Mateusz Mika, Karol Kłos), których mało kto podejrzewał o odgrywanie wiodących ról w mistrzostwach świata. Jeszcze niedawno uważało się ich za dobry materiał na przyszłość, ale zdaje się, że oni nie chcą czekać.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną