Historia zatoczyła koło – osiem lat temu Brazylijczycy pokonali Polaków w finale mistrzostw świata w Japonii. Skorzystaliśmy z okazji do odwetu – w fazie grupowej tegorocznego turnieju wygraliśmy z nimi 3 do 2. – Brazylijczycy będą podwójnie zmotywowani – mówił przed finałowym meczem Paweł Zatorski. Polacy podobnie. Kiedy, jeśli nie teraz? – pytali i kibice, i zawodnicy. I mimo presji i dużych oczekiwań biało-czerwonym udało się wywalczyć historyczne złoto.
W pierwszym secie Brazylijczycy nie oddawali przewagi – przebijali się przez nasz blok, byli skuteczni. Wygrali z dużą przewagą (25 do 18). Drugą partię zaczęliśmy dużo lepiej. Odżyliśmy: graliśmy coraz trudniejsze piłki, Brazylijczycy wydawali się zdezorientowani. Kiedy zremisowali 17 do 17, polska drużyna musiała przeboleć roztrwonienie kilkupunktowej przewagi. Antiga wprowadził Pawła Zagumnego – jego obecność dało się odczuć od razu. Wygraliśmy 25 do 22 w dramatycznej końcówce. Polacy zwyciężyli też w trzecim secie w bardzo wyrównanej walce (25 do 23). W czwartym secie losy turnieju ważyły się do samego końca. Ostatecznie wygraliśmy 3 do 1.
Biało-czerwonych droga do awansu
– Na pozytywnych emocjach trzeba grać – zapewniał Stéphane Antiga, mianowany na trenera polskiej kadry w tym roku. Nie obyło się bez kontrowersji – Francuz jest czynnym siatkarzem, poza tym zdecydowanie zmienił taktykę, inaczej rozłożył akcenty: nie powołał Bartosza Kurka, ściągnął na boisko Mariusza Wlazłego, do sprawdzonego zespołu dokooptował kilku młodszych zawodników. Nie wszyscy okazali zrozumienie dla jego decyzji. O dobrą atmosferę zatroszczyli się jednak polscy kibice, wypełniający stadiony podczas wszystkich siatkarskich rozgrywek tego mundialu. A strategia Antigi okazała się skuteczna – drużyna zapewniła sobie awans do finału.
Mistrzostwa Świata rozpoczęły się na Stadionie Narodowym meczem reprezentacji Polski i Serbii. Wielu działaczy apelowało o spotkanie ze słabszym przeciwnikiem, obawiano się, że Polaków przygniecie presja. Stało się odwrotnie – nasza reprezentacja grała jak natchniona, 60 tysięcy kibiców zrobiło swoje.
Na kolejne mecze drużyna przeniosła się do Wrocławia, gdzie bez problemu pokonała Wenezuelę, Kamerun, Australię i Argentynę, tracąc w tych spotkaniach zaledwie jednego seta. Pierwszą fazę mistrzostw zakończyliśmy z najlepszym bilansem spośród wszystkich reprezentacji. Ale turniej w zasadzie zaczynał się od nowa.
Nie było łatwo. Porażka z Amerykanami sprawiła, że znowu głośniej przemówili krytycy Stéphane’a Antigi (czyniący mu zarzut m.in. z powodu nieobecności Bartosza Kurka). Kolejny mecz należał już jednak do biało-czerwonych. Bez trudu pokonaliśmy osłabionych Włochów, wygraliśmy też „mecz o wszystko” z reprezentacją Iranu.
Persowie po wspaniałym występie w Lidze Światowej zostali okrzyknięci rewelacją sezonu. W pierwszej rundzie mistrzostw potwierdzali te opinie. Wtem! Do stanu 2:0 i 13:8 w trzecim secie obserwowaliśmy koncert gry polskiej drużyny. Sytuacja zmieniła się jednak o 180 stopni w sposób, jakiego żaden ekspert nie jest w stanie wyjaśnić. Polacy przestali grać, tracąc w dodatku kontuzjowanego Michała Winiarskiego. Wydawało się, że kończy się nasz udział w turnieju. Ale znów zaskoczenie – Polacy poderwali się do walki, wygrywając mecz w tie-breaku po szalonej końcówce.
W następnym meczu pokonaliśmy Francuzów, którzy już wcześniej zapewnili sobie awans do trzeciej rundy. Drugą fazę zakończyliśmy na – nomen omen – drugim miejscu, co sprawiło, że przed losowaniem grup ćwierćfinałowych nie byliśmy na uprzywilejowanej pozycji. Zemściło się to natychmiast – trafiliśmy do grupy z Brazylią (aktualnymi Mistrzami Świata) i Rosją (Mistrzami Olimpijskimi). Pomimo obaw – i ku uciesze internautów – pokonaliśmy obie drużyny. Mecz z Brazylią pokazał, że należy w nas upatrywać kandydatów do medalu. Zwyciężyliśmy 3:2 mimo czerwonej kartki dla Kubiaka. W czasie spotkania z Rosjanami nie dało się uniknąć pewnych politycznych podtekstów, podsycanych dodatkowo przez jednego z rosyjskich zawodników. Skończyło się na gwizdach, na szczęście stłumionych oklaskami. Polacy zwyciężyli, pieczętując awans do półfinału. A w nim zmierzyliśmy się ze znacznie mniej utytułowanymi Niemcami. I wygraliśmy 3 do 1.
Tytuł mistrzów świata wywalczyliśmy po raz pierwszy od 40 lat. Poprzednio ze złotymi medalami wróciliśmy w 1974 r. z Meksyku. Do ścisłego finału mistrzostw w piłce siatkowej mężczyzn polska reprezentacja dotarła po raz trzeci w historii.