Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Prawdziwa premiera

Rząd Ewy Kopacz uzyskał wotum zaufania. Od tego momentu zaczyna bić licznik

Krystian Maj / Forum
To exposé miało kilka zręcznie ułożonych sekwencji, ale też chwytów, zagrań, które od razu zepchnęły opozycję oraz krytyków do defensywy.

To była rzeczywista premiera pani premier, bo od tego właściwie momentu zaczyna bić licznik. Na ten ostatni rok kadencji, ale być może też na lata następne, co stało się niejako politycznym zawołaniem i obietnicą Ewy Kopacz.

To exposé miało kilka zręcznie ułożonych sekwencji, ale też chwytów, zagrań, które od razu zepchnęły opozycję oraz krytyków do defensywy. Jakie one były?

Po pierwsze, tak generalnie przemówienie było dobre, nieźle napisane i wygłoszone pewnym głosem, co zasłoniło osławione wystąpienie Ewy Kopacz podczas prezentacji składu nowego rządu. To wrażenie podkreślały mocne słowa o polskiej polityce zagranicznej, o sprawie ukraińskiej, o potrzebie wzmocnienia bezpieczeństwa tak Polski, jak Polaków, w ich rodzinach i domach. W ten sposób pani premier niejako przekreśliła swoje pierwsze słowa na ten temat sprzed kilku dni, gdy zaskoczona – dość niezręcznie i nieskładnie odpowiadała na pytania dziennikarzy.

Pani premier dobitnie, wręcz demonstracyjnie podkreśliła swoją polityczną samodzielność, wprost adresując swoją wypowiedź w tej sprawie do Donalda Tuska. Dla swojego wystąpienia szukała odbiorców bardzo szeroko, lecz nie zapominając także o elektoratach bliskich Platformie Obywatelskiej. Interesujący był zwłaszcza przywołany elektorat zwany „milczącą większością”, który – jak wiadomo – w ostatnich latach był wyraźnie zasilany przez byłych wyborców PO.

Swoje słowa i zdania nasyciła emocją, empatią i troską skierowanymi w różne strony, do różnych odbiorców. Była więc na przykład obiecana opieka nad weteranami wojskowymi, emerytami i ludźmi starymi, nad dziećmi w żłobkach, przedszkolach i szkołach, w tym zawodowych, na uczelniach, nad chorymi. Brzmiało to szczerze, bo akurat lekarka Kopacz ma dobrą legitymację do manifestowania tego rodzaju trosk, współczucia i zrozumienia. Mogły co prawda brzmieć humorystycznie czy wręcz arogancko zapowiedzi, że wiele z projektowanych rozwiązań i reform rząd wprowadzi po 2015 r., czyli w następnej kadencji, niemniej nie osłabiało to ich atrakcyjności „tak w ogóle”.

Opozycji musiało sprawić trudność umiejętne rozdzielanie zasług i ewentualnie win za ostatnie 7 lat rządów koalicji PO i PSL. Z jednej strony były więc sukcesy, w tym osobiste Donalda Tuska, z drugiej konieczność jakiejś odnowy i nowej mobilizacji. Czyli rząd kontynuacji i nowych wyzwań, jak to podsumował przewodniczący klubu parlamentarnego PO, Rafał Grupiński. W każdym razie nie mogło być łatwe przyszpilenie Ewy Kopacz za przeszłość i zdyskredytowanie jej na wstępie rządzenia.

I wreszcie, stać było Ewę Kopacz na apel do opozycji o sto dni współpracy, zwłaszcza w sprawach, które można sprowadzić do polskiej racji stanu. Niemniej, chyba najbardziej spektakularnym momentem exposé było wezwanie do Jarosława Kaczyńskiego, by przekroczył on granicę nienawiści dzielącą go od Donalda Tuska („Panie prezesie, zdejmijmy z Polski tę klątwę nienawiści”). Nie ulegało wątpliwości, że był to apel niezwykle zręczny politycznie, bo wystawiający na próbę oceny publicznej kampanię nienawiści PiS tak wobec Tuska, jak wobec Platformy. Czy Jarosław Kaczyński rozbroił, jak twierdzą niektórzy komentatorzy, tę minę, gdy natychmiast wyciągnął rękę do Donalda Tuska, to się okaże.

Ponieważ natychmiast, już w kuluarach, posłowie PiS gest ten brali niejako w nawias, wracając do znanej mowy nienawiści do Platformy. A w wystąpieniu sejmowym (w ramach składania oświadczeń) posłanka Zalewska w imieniu swojej partii przypuściła bezpardonowy atak na nowy rząd, także na poprzedni i to właściwie za wszystko wedle znanych już scenariuszy. Tyle tylko, że formuła „wina Tuska” została zamieniona na formułę „wina wasza”. Ta wina dotyczy każdej właściwie sprawy, padały przykłady, po prostu dramat i kryzys wszędzie… Najbardziej może jednak wrogie w zamyśle było odmówienie Ewie Kopacz moralnego prawa do stawania na czele rządu, oczywiście, za „winy smoleńskie” i w ogóle odmówienie radzie ministrów prawa do rządzenia ze względu na brak przyzwoitości. Nie umiało zatem PiS mądrze zdyskontować faktu podania sobie rąk przez Kaczyńskiego i Tuska.

Już bardziej i faktycznie dokuczliwy okazał się tymczasem Leszek Miller, który uznał exposé Ewy Kopacz za niepoważne, nazwał je nawet testamentem, w tym sensie, że nowy rząd zobowiązał się zrobić w rok to, czego przez 7 lat nie zrobiły rządy Donalda Tuska. I czego oczywiście też nie zrobi. Złośliwości wobec pani premier, jak też jego składu, uzasadniały decyzję o niepoparciu przez SLD rządu. Ale najwięcej czasu szefowi SLD zabrało rysowanie strategii rządu (w wielu fragmentach przekonujące) niejako obok exposé, na przyszłość. Można to było przyjąć jako wist do rozmów koalicyjnych po wyborach 2015 r., jako lista kwestii do dogadania się.

Nigdy exposé nie było i nie będzie przyjmowane przez opozycję pozytywnie, nigdy też nie było popierane przy głosowaniu nad zaufaniem dla rządu. Exposé pani premier Kopacz zostało więc zaatakowane na różne sposoby i na różnych poziomach, również poniżej poziomu pasa. Ale nieoczekiwanie Janusz Palikot oświadczył, że jego grupa przystępuje do współpracy (100 dni) z rządem, skomplementował program przedstawiony przez panią premier i skrytykował pozostałą część opozycji, jego zdaniem całkowicie rozbrojoną, oderwaną od rzeczywistości, polemizującą z duchami. Wiadomo, Palikot leci w polityczny dół, być może szykuje się do powrotu do Platformy. Niemniej – jako przemawiający na końcu listy opozycyjnej – oddał pani premier dużą przysługę polityczną. I oddał sprawiedliwość jakości wystąpienia Ewy Kopacz.

Zobacz, jak głosowali posłowie.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną