Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Król i wicekról

Partia Korwina: odchodzi czy wschodzi?

Janusz Korwin-Mikke głosuje w Parlamencie Europejskim Janusz Korwin-Mikke głosuje w Parlamencie Europejskim Łukasz Kobus / Forum
Wewnętrzne walki w ugrupowaniu Janusza Korwin-Mikkego sprawiały wrażenie, że Nowa Prawica może zanurkować śladem partii Palikota. Tyle że szybciej. Ale podobno dopiero teraz ma być naprawdę dobrze.
Janusz Korwin-Mikke i Przemysław WiplerJakub Kamiński/PAP Janusz Korwin-Mikke i Przemysław Wipler

Po wyborczym sukcesie, pierwszym Korwin-Mikkego od 21 lat – 7 proc. (więcej niż PLS i Twój Ruch) i cztery euromandaty – Kongres Nowej Prawicy przeszedł w stan spoczynku, a sondaże zaczęły niebezpiecznie falować. KNP nie wypowiedział się na temat afery taśmowej, wyjazdu Tuska do Brukseli czy nowej pani premier. Symbolem tego bezruchu jest drzemka, którą JKM uciął sobie na sesji w Brukseli, choć dzień po wyborach obiecywał: „tak narozrabiam, że mnie popamiętają”. Ale ostatni partyjny konwent – zjazd członków partii, który odbył się w połowie października – ma być początkiem przebudzenia.

Aby zrozumieć problemy Nowej Prawicy, wystarczy zajrzeć do statutu: „Partia konserwatywno-liberalna o nazwie Kongres Nowej Prawicy, w skrócie Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikke”. Skrót dłuższy od nazwy właściwej? Im dłużej czytamy, tym więcej zawiłości, piętrowych konstrukcji prawnych i rozbudowanych opisów partyjnych struktur, m.in. członkowie zwyczajni, sygnatariusze, wspierający, kandydaci, konwent, konwentykl, rada główna, zarząd, prezes, straż, rada sygnatariuszy itd. Aż trudno uwierzyć, że tak złożona struktura wypisała na swoich sztandarach hasła o prostych zasadach państwa, wolności i deregulacji wszystkiego, co się da.

JKM był zakładnikiem tych statutowych władz, które blokowały wiele jego decyzji. Nie chciały zgodzić się np. na przyjęcie w szeregi KNP byłego posła PiS – Jarosława Jagiełły; wykorzystując statutowe zapisy, nie wpuściły na eurolisty Przemysława Wiplera i Marka Migalskiego.

Po ostatnim konwencie w zarządzie partii ostał się tylko Korwin-Mikke. Pozostali, wiceprezesi, którzy razem z nim zakładali i razem z nim odeszli z UPR, stracili swoje funkcje, nie dostali absolutorium. Konwent przewietrzył też Radę Główną, która wyznacza kierunek polityczny partii i układa listy wyborcze. – Ona była opanowana przez ludzi z Małopolski – od Żółtka, i z Pomorza – od Dziambory, którzy dysponowali tyloma głosami, że mogli negować wszystkie decyzje JKM – mówi osoba z nowej Rady. Z jej 19 członków tylko siedmioro dostało zielone światło do dalszej pracy. Negatywnie oceniono pracę europosła Stanisława Żółtka oraz Jacka Wilka, do ostatniego piątku oficjalnego kandydata KNP na prezydenta Warszawy, którego przebojem zastąpił Przemysław Wipler.

„Nowe, rewolucyjne władze KNP uznały, iż nie nadaję się na kandydata Nowej Prawicy na prezydenta Warszawy. Rewolucyjne władze KNP uznają, że lepsi są kandydaci popisowi...” – napisał na Facebooku Wilk. Te rewolucyjne zmiany nie byłyby możliwe, gdyby nie podwoiła się, i to jeszcze z górką, liczbą członków na ostatnim konwencie.

Fejsokracja

Po eurowyborach KNP wzbudza większe zainteresowanie. Dziś ma 620 członków, a dynamikę wzrostu najlepiej widać w okręgu warszawskim, w którym rok temu było zaledwie sześć osób, a dziś jest 177. Pod drzwiami KNP stoi jeszcze 1816 chętnych, którzy złożyli deklarację i zapłacili pierwszą składkę. Muszą teraz przejść półroczny okres kandydacki. W przedsionku czeka też 3175 chętnych, którzy podpisali deklaracje, ale jeszcze nie wpłacili na rzecz KNP ani złotówki składki.

Nowo wybrany wiceprezes, 30-letni Konrad Berkowicz (zasłynął z „masakrowania lewaków” w programie TVP „Młodzież kontra”), kandydat KNP na prezydenta Krakowa, twierdzi, że po ostatnich zmianach internetowa popularność zarządu wzrosła trzykrotnie. – Mamy z Wiplerem w sumie 120 tys. fanów na Facebooku, a odwołani prezesi Wilk i Dziambor zaledwie 40 tys. Zmienił się układ popularności i konwent dokonał stosownej korekty – mówi Berkowicz. Zdetronizowany Stanisław Żółtek, któremu profil założyli współpracownicy, w ogóle na niego nie zagląda, zebrał tylko 6-tys. publikę. W Kongresie mówi się teraz o fejsokracji.

Stara gwardia nie składa broni. – Wiele osób nie nabyło jeszcze praw do udziału w głosowaniach, nie skończyli półrocznego okresu kandydackiego, a już zdążyli odwołać wiceprezesów – mówi osoba z partyjnej komisji rewizyjnej. Tomasz Dalecki, który przeliczał głosy (przy akompaniamencie wielkich emocji), mówi, że komisja skrutacyjna działała bez zarzutu. W nocy z niedzieli na poniedziałek partyjny sąd, w którym przewagę mają byli wiceprezesi, unieważnił ostatni konwent i wszystkie jego decyzje. Podstawę znaleźli w statucie napisanym przez JKM. – Jeśli partia ma więcej niż tysiąc członków, a już przekroczyliśmy tę granicę, to w konwencie mogą brać udział tylko delegaci, a nie tak jak ostatnio każdy, kto przyjedzie – mówi osoba związana z partyjnym sądem. Konserwatyści – jak nazywają w Kongresie wymiecionych z zarządu wiceprezesów – mogą jeszcze odwołać się do sądu powszechnego.

JKM zdaje się niczym nie przejmować. Kilka dni temu wystąpił w swoim cyklicznym nagraniu z Parlamentu Europejskiego i mówił, że „wynik 15–20 proc. KNP w najbliższych wyborach parlamentarnych jest całkowicie w zasięgu ręki”. – Prezes ma ponad pół miliona fanów na Facebooku, a KNP o połowę mniej, to chyba jasne jest w tym układzie, kto kogo bardziej potrzebuje – mówi Wipler. Bardziej wprost – JKM może odejść z Kongresu, tak jak kiedyś porzucił Unię Polityki Realnej. Nawet jeśli wszystkie sądy unieważnią ostatnie decyzje konwentu, to do czasu zwołania kolejnego ci, którzy nie mieli prawa głosować, już nabędą pełne prawa członkowskie, wyślą swoich delegatów i zalegalizują podjęte wcześniej decyzje.

Jednak fejsokracja wszystkiego nie załatwi. Choć JKM jest bezkonkurencyjny, jeśli chodzi o liczbę facebookowych fanów – PO, PiS, TR i SLD razem wzięte mają ich zaledwie 205 tys. – to może tamtym pozazdrościć partyjnych struktur i pieniędzy. Media społecznościowe są za darmo, ale żeby poprowadzić wartką kampanię wyborczą, trzeba sypnąć groszem. Kroplówką finansową Kongresu byli dotychczas wielbiciele prezesa. W całym minionym roku partia zebrała skromne 61 tys. zł, ale dość luźna polityka finansowa doprowadziła do tego, że PKW odrzuciła jej sprawozdanie. Skarbnik za nic miał wezwania do wyjaśnienia kilku niezgodności. Jeśli ugrupowanie wejdzie do Sejmu po kolejnych wyborach, to i tak dostanie budżetową subwencję. Teraz KNP czeka na zwrot ponad 500 tys. zł wydanych na kampanię do Parlamentu Europejskiego. Kongres porozumiał się też z eurosceptycznym francuskim Frontem Narodowym i razem organizują właśnie europejską partię. Najmocniejszym spoiwem ma być dotacja, którą będą dostawać z europarlamentu już od lutego – kilkaset tysięcy euro rocznie.

Przy okazji warto wspomnieć, że pobór składek w KNP był tak samo skomplikowany jak krajowy system podatkowy. Kandydaci na kandydatów po 15 zł, reszta po 10 zł, a jeszcze inna grupa po 5 zł. Rewolucjoniści, o których pisał Wilk, uprościli system i każdy ma teraz płacić po równo – 10 zł miesięcznie.

Liczy się wzrost

Po zmianach pierwszym zastępcą Korwina i kandydatem na prezydenta stolicy jest Przemysław Wipler, uważany już za następcę JKM. – Prezes traktuje go po ojcowsku – mówi Artur Dziambor, do niedawna pierwszy wiceprezes, zdetronizowany na konwencie właśnie przez byłego posła PiS (stosunkiem głosów 160:120). Krzysztof Szpanelewski, szef ostatniej eurokampanii, który był z Korwinem od zawsze, ale odszedł, bo prezes partii nie docenił jego pracy (wręcz uznał ją za „najgorszą kampanię ze wszystkich”), widzi między królem i jego pierwszym zastępcą wiele podobieństw. – Korwin ceni mężczyzn tak wysokich jak on. Czasem postponował działaczy uwagami o ich niskim wzroście. Mówił, że nie będzie ich widać na wiecach – opowiada Szpanelewski. (Rzeczywiście z tym wzrostem coś jest na rzeczy. Wipler ocenia, że JKM zachował się trochę niestosownie, kiedy uderzył w twarz Michała Boniego, „bo przecież on jest od niego sporo mniejszy”).

Łączy ich też pewien typ elegancji: Korwin wyróżnia się muszką (w kolorze pasującym do sznurówek), a Wipler ma zamiłowanie do poszetek. Pierwszy ma 72 lata, drugi jest dokładnie o połowę młodszy. Wipler, ojciec piątki dzieci, myśli o szóstym i w tym też dorówna Korwinowi.

Politolog dr Błażej Poboży z Uniwersytetu Warszawskiego, który od kilku lat przygląda się środowisku partii pozaparlamentarnych, współtwórca portalu Polityka Warszawska, mówi, że z całej partyjnej talii kart to właśnie Wipler najbardziej przypomina Korwina sprzed 30 lat: – Do tego JKM z sentymentem myśli o początkach UPR, kiedy poznał Wiplera, ówczesnego rzecznika partii. Wipler uwiódł Korwina także i tym, że w przeciwieństwie do poprzednich wiceprezesów wydeptał sobie ścieżki do mediów. Po tym jak prezes Nowej Prawicy spoliczkował Boniego, politycy odmówili siadania obok niego w studiach telewizyjnych i radiowych. Wiplera nie bojkotują – mimo ciągnącej się za nim historii pijackiej awantury – i, co ważne, on całkiem dobrze radzi sobie w słownych potyczkach.

Ładny, prosty świat

Wyraźnie widać, że KNP przechodzi z poziomu amatorskiego na bardziej profesjonalny. Musi walczyć na kilku frontach, rozwijać partyjne skrzydła i szukać wyborców, którzy szczęśliwie przeprowadzą go przez próg wyborczy. Wipler stawia sobie dziś dwa zadania: – Przejąć wolnorynkowy elektorat PO i ten, który jest rozczarowany socjalną postawą PiS. Dodaje, że partii potrzebny jest bad boy (i jest nim JKM) oraz good boy, którego odgrywa on sam. Obaj, tylko różnym językiem, głoszą takie same poglądy, oparte na dwóch filarach: skrajnym gospodarczym liberalizmie oraz obyczajowym konserwatyzmie.

Wipler mówi, że być może jeszcze przed wyborami samorządowymi stworzy w Sejmie koło poselskie. Wtedy przestanie być podpisywany na sejmowej tablicy jako niezrzeszony, a KNP zacznie być postrzegany jako antysystemowa partia parlamentarna. Ale wcześniej musi zmienić uchwałę poprzedniego zarządu, który, chcąc zabezpieczyć się przed przyjmowaniem spadów z innych partii, zdecydował, że nikt z nich nie dostanie wyższego niż trzecie miejsce na liście wyborczej KNP. – Są chętni, w PiS i w PO, którzy po zmianie tej uchwały w kierunku takim, że każdy będzie oceniany indywidualnie: jak głosował, co robił w życiu publicznym i jak pomagał KNP, natychmiast do nas dołączają – zapewnia Wipler. Później – snuje dalej plany – stworzą gabinet cieni i będą pisać projekty ustaw, które nie wylądują na dnie szuflady, ale pokażą je „w internetach”. W kolejnych wyborach Wipler chce mieć w Sejmie tylu partyjnych kolegów, żeby stworzyć klub poselski (minimum 15) i wreszcie zasiąść do rozmów koalicyjnych.

Wipler będzie rozliczany, ale dopiero po wyborach parlamentarnych, bo w samorządowych KNP i tak nie liczy na wiele. Jacek Wilk, „gratulując aktualnym zwycięzcom bitwy o tron”, wyraził nadzieję, że „rewolucjoniści wiedzą, co robią, idąc tą drogą, i szybko zakończą proces wycinania”. Zdegradowani działacze – sygnatariusze – obawiają się, że porządki Wiplera zamienią ich ideową partię w zbieraninę ludzi, którzy „chcą się tylko dorwać do władzy”.

Polityka 43.2014 (2981) z dnia 21.10.2014; Polityka; s. 16
Oryginalny tytuł tekstu: "Król i wicekról"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną