Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Portret Fallaci

W ciemne marcowe popołudnie 1981 r. zadzwonił mój telefon. „Mówi Oriana Fallaci” – usłyszałem w słuchawce. Sądziłem, że to jakiś żart, ale telefon okazał się autentyczny. „Jestem w Warszawie, przyjechałam zrobić wywiad z Wałęsą, chcę z tobą porozmawiać”. Nigdy nie zapytałem, skąd najsławniejsza dziennikarka na świecie miała mój numer telefonu, ale przecież Fallaci docierała do nie takich jak ja. Po pół godzinie siedziałem już u niej w hotelu. „Pomóż mi napisać i zawieźć list do Wyszyńskiego” – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. „Ależ kardynał nie udzieli ci wywiadu z dnia na dzień…” – ostrzegałem. Mimo to dokończyła list i pojechaliśmy doręczyć go na Miodową. Z wywiadu nic nie wyszło. Po godzinie była już u mnie w domu, przez kilka godzin zadawała dziesiątki pytań o Polskę, Solidarność, Wałęsę, Jaruzelskiego. W ogóle nie zamierzała wyjść. Paliła jak smok. Kilka lat później role się odwróciły, to ja byłem u niej w domu, w Nowym Jorku, gdzie udzieliła wywiadu dla POLITYKI.

Niedawno ukazała się w Polsce znakomita biografia „Oriana Fallaci. Portret kobiety”, pióra włoskiej dziennikarki Cristiny di Stefano (przekład Alina Pawłowska-Zampino). Oriana została uformowana bardzo wcześnie, ideowo – przez młodzieńczą współpracę z ruchem oporu przeciwko Mussoliniemu, zawodowo – przez obecność dziennikarza w rodzinie. Od tamtego czasu na ogół stawała po stronie słabszych, uciskanych, choć można dyskutować: jako korespondentka wojenna w Wietnamie, w drugiej połowie lat 60., pisała o Amerykanach per „nasi”, dała się nawet „przewieźć” samolotem Air Force, który zrzucał napalm.

Polityka 46.2014 (2984) z dnia 11.11.2014; Felietony; s. 102
Reklama