Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Żakowski: Powtórzyć wybory? A czy wieczorem zaatakują nas Chińczycy?

Lukas Plewnia / Flickr CC by SA
Bogdan Rymanowski w TVN24 zapytał, czy wybory powinny zostać powtórzone. Minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk odpowiedział: „Nie wykluczam”. Nie wiem, co ich napadło, ale wiem, że to może być groźne.

Jeśli chodzi o przyszłość, niewiele można wykluczyć. Na przykład gdyby fala pożarów, powódź, uderzenie roju meteorytów albo miliony gwałtownie rozmnożonych myszy zniszczyły połowę wyjętych z urn kart do głosowania, wybory trzeba by oczywiście powtórzyć. Albo gdyby się okazało, że duża część kart była wydrukowana znikającym tuszem. Albo gdyby ukradł je Arsen Lupin. Jak byśmy się ze szwagrem napili i upalili, tobyśmy wymyślili jeszcze ze sto takich „niedających się wykluczyć” okoliczności o prawdopodobieństwie 0,000000000000000000001 lub mniejszym, które by usprawiedliwiły pytanie o konieczność powtórzenia wyborów i odpowiedź „nie wykluczam” padającą z ust ministra sprawiedliwości.

Ludzie mniej więcej zdrowi na umyśle nie powinni jednak tracić czasu i zajmować go innym publicznie, rozważając takie scenariusze. Choćby dlatego, że mamy wystarczająco dużo realnych problemów i dużo bardziej prawdopodobnych zagrożeń.

Jeśli nawet komputery kompletnie zawiodą i w sposób nieodwracalny wszystko pomieszają, w najgorszym razie trzeba będzie rozpieczętować worki z poszczególnych komisji i drugi raz wszystko porządnie policzyć. To potrwa ze dwa–trzy dni i będzie trochę kosztowało. Ale tu problem się skończy. Tak wyniki wyborów ustalano na całym Zachodzie przez cały XX wiek i żadnej tragedii nie było. Teraz też jej nie będzie, bo członkowie komisji terytorialnych z całą pewnością w większości nie stracili przecież zdolności dokonywania prostych arytmetycznych czynności – takich jak dodawanie, odejmowanie i dzielenie – zgodnie z Kodeksem Wyborczym.

Dopóki nic się z wypełnionymi kartami do głosowania nie stało i póki nie mamy informacji o masowych fałszerstwach, które mogły istotnie wpłynąć na wynik wyborów, rozważania na temat powtórnego głosowania są nie tylko niemądre, ale też nieodpowiedzialne. Podobnie jak zadawanie pytania, czy dziś wieczorem na Warszawę spadnie bomba atomowa albo czy na placu Defilad wylądują chińscy komandosi. Chociaż o to też wolno pytać, a odpowiedź „nie wykluczam” też byłaby całkowicie prawdziwa – przy założeniu prawdopodobieństwa rzędu 0,000000000000000000001 lub mniejszego. Tropem Rymanowskiego pytam więc oficjalnie, czy nas dziś wieczorem zaatakują Chińczycy i czy zasypiając powinniśmy się liczyć z atakiem atomowym?

Gdy rozmowa toczy się publicznie, a zwłaszcza w telewizji lub radiu, pytający i odpowiadający powinni jednak mieć świadomość, że większość osób słucha ich jednym uchem i nie ma dość czasu ani informacji, by ocenić, na ile prawdopodobne jest zdarzenie, które rozważają. Widzowie i słuchacze mają prawo zakładać, że rozmowa dotyczy scenariuszy realnie możliwych i uzasadnionych elementarną wiedzą o rzeczywistości.

Kiedy więc słyszą, że minister „nie wyklucza” powtórzenia wyborów, sądzą, że są po temu realne przesłanki. I mogą się niepotrzebnie martwić albo niepokoić, gdy po temu żadnych powodów nie ma. Choć są istotne powody, by się niepokoić niedofinansowaniem i nieporadnością Krajowego Biura Wyborczego, które Cezary Grabarczyk – wraz z Ewą Kopacz – niedawno nadzorował jako wicemarszałek Sejmu. O tym warto by było porozmawiać.

Ale ta bardzo poważna rozmowa została, niestety, przez rozmówców faktycznie wykluczona między innymi właśnie z tego powodu, że nie wykluczyli rozmowy na temat kompletnie niepoważny.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną