Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Dajcie mi więcej czasu

Premier Ewa Kopacz o swoich reformach i pomysłach na rządzenie

„Moim priorytetem jest ratyfikacja konwencji przeciw przemocy. Mam też nadzieję, że uchwalimy wreszcie ustawę o in vitro”. „Moim priorytetem jest ratyfikacja konwencji przeciw przemocy. Mam też nadzieję, że uchwalimy wreszcie ustawę o in vitro”. Wojciech Stróżyk / Reporter
Ewa Kopacz, prezes Rady Ministrów, o górnikach, lekarzach, rządzie i Platformie
„Cztery kopalnie będziemy wygaszać, dziewięć wejdzie do nowej spółki, która oczywiście musi dostać specjalne zasilanie, bo wśród tych dziewięciu mamy jeszcze dwie w bardzo trudnej sytuacji, ale dajemy im szansę”.Marek Kuwak/Forum „Cztery kopalnie będziemy wygaszać, dziewięć wejdzie do nowej spółki, która oczywiście musi dostać specjalne zasilanie, bo wśród tych dziewięciu mamy jeszcze dwie w bardzo trudnej sytuacji, ale dajemy im szansę”.
„Listopadowo-grudniowy kryzys udało się zażegnać, ale przecież nie rozwiązało to problemu ponad 4-miliardowego zadłużenia spółki. Mamy więc wybór – upadek albo naprawa”.Marek Kuwak/Forum „Listopadowo-grudniowy kryzys udało się zażegnać, ale przecież nie rozwiązało to problemu ponad 4-miliardowego zadłużenia spółki. Mamy więc wybór – upadek albo naprawa”.

POLITYKA: – W ostatnim wywiadzie dla naszego tygodnika premier Donald Tusk mówił, że dziś uprawianie polityki to w znacznej mierze zarządzanie kryzysami. Zabrzmiało trochę jak przestroga dla następcy. No i sprawdza się. Ledwo trochę uspokoiło się z lekarzami, już strajkują górnicy. No i jeszcze cały kompleks, nazwijmy go: polityczno-medialny, z kolejnymi aferami dnia. Ale noworoczny przegląd kryzysów zacznijmy od lekarzy. Powiedziała pani: podziękowałam ministrowi Arłukowiczowi za rozwiązanie tego kryzysu. Czyli właściwie za co? Czy ten konflikt musiał tak ostro przebiegać?
Ewa Kopacz: – Podziękowałam ministrowi, że doprowadził do otwarcia gabinetów. A to była kwestia podstawowa, bezpieczeństwa pacjentów. Oczywiście zadawałam sobie pytanie, czy konflikt musiał tak przebiegać. Napięcia w stosunkach z lekarzami podstawowej opieki były zawsze. Kłopoty miał SLD, prof. Zbigniew Religa jeszcze w sylwestra negocjował warunki i poszedł na ustępstwa pod groźbą zamykania gabinetów, ale zamknięto je chyba raz, w 2004 r. Pod koniec ubiegłego roku mieliśmy jednak sytuację wyjątkową, ponieważ 1 stycznia wchodziła w życie poważna reforma, pakiet onkologiczny. Nie było to tylko coroczne negocjowanie czy aneksowanie umów. Każda reforma budzi opór. Paradoks polega na tym, że wszyscy wokół domagają się reform, a jednocześnie kontestują każdą zmianę. Zawsze też pojawiają się żądania finansowe. Nie dziwię się: nowe zadania muszą się oczywiście wiązać z wyższymi wynagrodzeniami i one zostały podniesione. Ale są granice. Tymczasem część środowiska, zwracam uwagę, że było to ok. 15 proc. lekarzy, chciała te granice przesunąć poza budżetowe możliwości.

Moim zdaniem ten spór od początku był źle definiowany jako konflikt między ministrem a lekarzami, tymczasem tak naprawdę spór dotyczył relacji: lekarz–pacjent. Zaufanie pacjentów, na których leczenie lekarze otrzymują pieniądze z NFZ, zostało nadużyte. Część lekarzy chciała wykorzystać sytuację, że w wielu miejscowościach są właściwie monopolistami, a my nie jesteśmy w stanie ich szybko zastąpić, ponieważ lekarzy brakuje. Siłą lekarzy rodzinnych jest to, że w pewnym momencie są nie do zastąpienia. Dlatego taką wagę przywiązujemy teraz do zwiększania liczby rezydentur dla młodych lekarzy specjalistów. Zaczęłam to robić jako minister zdrowia, po raz pierwszy tak szeroko otwierając specjalizacje. Ten proces nabiera tempa. W pierwszym budżecie, na jaki miałam wpływ, zostając premierem, planujemy wydatki tak, aby w ciągu dwóch, trzech lat zwiększyć o 6 tys. liczbę specjalistów, a prawo pozwala, aby już w połowie rezydentury młody lekarz mógł otworzyć gabinet i w nim pracować w tej dziedzinie, w której się specjalizuje. To trochę przywróci równowagę sił na tym specyficznym rynku.

Stroną sporu stało się Porozumienie Zielonogórskie i dość wyraziście formułowano opinię, że to Platforma sama sobie ten problem stworzyła. Jeden z szefów Porozumienia był nawet wiceministrem zdrowia w okresie, gdy pani była ministrem. To pani zachęcała do zakładania niepublicznych zakładów opieki społecznej, a więc właśnie pójścia w biznes. A jak jest to biznes, o co teraz miał do lekarzy pretensję minister Arłukowicz, to rozmawiamy o pieniądzach.
To prawda, że ponad 90 proc. lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej pracuje w zakładach niepublicznych. Ale większość umowy podpisała. Bo nie są to zwykłe biznesy. Po pierwsze, jest to także służba, a po drugie ten biznes opiera się na pieniądzach ze składek pacjentów, czyli na kontraktach z NFZ. Prywatny biznes mamy wówczas, gdy ktoś zakłada prywatną przychodnię i nie czeka na pieniądze z NFZ.

Jeśli zaś chodzi o wiceministra Twardowskiego, to dobrze wspominam jego pracę w resorcie, bardzo pomógł przy ustawie refundacyjnej, ale zdymisjonowałam go dlatego, że zbyt jednostronnie występował w interesie akurat tej jednej grupy – lekarzy rodzinnych. A naprawdę nie ma tu powodu do ciągłych podwyżek. Lekarze rodzinni mieli być podstawą systemu i odciążyć szpitale, tymczasem obciążenie szpitali zwiększyło się o 80 proc. System więc nie działa, jak trzeba, i to właśnie w ostatnim czasie mówiliśmy lekarzom rodzinnym: dostaniecie większe pieniądze, ale wykażcie się przede wszystkim skutecznością leczenia. Bartosz Arłukowicz nie mógł ot tak dołożyć pieniędzy, bo musiałby je komuś zabrać. Komu? Budżet NFZ jest określony i w nim musimy się zmieścić.

A jak będzie działał sam pakiet onkologiczny? Z pewnością potrzeba czasu, by go ocenić i ewentualnie dokonać korekt. Taki zespół oceniający będzie działać, to także efekt rozmów ministra z Porozumieniem Zielonogórskim. Nie wolno nam jednak powiedzieć: ponieważ mogą pojawić się jakieś kłopoty, nie róbmy nic.

Ale jeżeli w systemie wciąż brakuje pieniędzy, może w takim razie przyszedł czas, aby zastanowić się nad zwiększeniem składki, co staje się już postulatem coraz powszechniejszym?
Nie ma takich pieniędzy, które sprawiłyby, że wszyscy będą dobrze oceniać służbę zdrowia. Nigdzie, w żadnym kraju. Dziś musimy się przede wszystkim zastanawiać, czy niemałe przecież pieniądze wydajemy racjonalnie. I tu ciągle są rezerwy. Mamy zupełnie odmienne systemy płacenia i trzeba je ujednolicić. Lekarzowi rodzinnemu płacimy za pacjenta, w szpitalu według tzw. grup jednorodnych, u specjalistów mamy opłatę za poradę. Bardzo skrytykowano mnie za powołanie pełnomocnika rządu, formalnie umocowanego w Ministerstwie Zdrowia, i nie zastanawiano się, po co to robię. Mówiono: zatrudnia koleżanki. A przecież ja potrzebuję osób, które będą musiały się zmierzyć z przeprowadzeniem przez Sejm konkretnych ustaw, jak chociażby wciąż odkładanej ustawy o zdrowiu publicznym.

I pani minister Małecka-Libera ma tę ustawę przygotować? Jeszcze przed wyborami?
Tak, projekt jest właściwie gotowy i podjęła się tego zadania. Uprzedzę zapewne jedno z kolejnych państwa pytań o pełnomocniczki czy pełnomocników rządu. Otóż powołałam te osoby i jeśli trzeba będzie, powołam kolejne, do konkretnych zadań. Wiem już dzięki przeglądowi, jak wygląda praca resortów, i wiem, gdzie potrzebuję ludzi znających zarówno pracę Sejmu, jak i procedurę legislacyjną. Czas mnie goni, nie mogę poszukiwać nowych wiceministrów, którzy będą się dopiero wdrażać do wykonywania zadań. Wiele prac trzeba wykonywać praktycznie natychmiast i dlatego sięgam po posłanki, po posłów, po tych, którzy już mają doświadczenie i kompetencje. A ponieważ poseł nie może zajmować niższego stanowiska niż sekretarz stanu, muszę sięgać do formuły pełnomocnika. Faktycznie są to jednak wiceministrowie, często zajmujący zresztą miejsce po zwalnianych.

Z lekarzami udało się problem załagodzić czy odsunąć. Przyszedł czas górników. Zapowiedź praktycznej likwidacji Kompanii Węglowej i „wygaszenia”, czyli likwidacji, czterech kopalń, natychmiast wywołała protesty, już mamy strajki, górnicy nie wyjeżdżają na powierzchnię. Kandydat PiS na prezydenta natychmiast staje pod bramą kopalni i zapowiada walkę o górników także w Parlamencie Europejskim. Związki zawodowe wzywają do strajku generalnego i pojawia się ten sam argument – to nie jest z nami wynegocjowane, czyli władza znów popisuje się arogancją.
Prawem opozycji jest krytyka rządu, chociaż oczekiwałabym, aby najpierw zapoznać się z naszym programem i nie fałszować rzeczywistości albo położyć na stole program alternatywny. To zrobiłaby merytoryczna opozycja. Uważam, że zwłaszcza osoba kandydująca na najwyższy urząd w państwie nie powinna stawać przed kopalnią i podburzać ludzi. W swoim exposé apelowałam nie o politykę miłości, ale o elementarną zgodę w kilku sprawach dla Polski najważniejszych, a uważam, że właśnie ochrona zdrowia czy górnictwo takimi sprawami są. Okazuje się jednak, że nawet w tak ważnej dla obywateli sprawie nie możemy działać wspólnie, wzbić się ponad polityczne interesy.

Jeśli zaś chodzi o nasz program dla Kompanii Węglowej, to akurat z górnictwem i jego problemami zetknęłam się praktycznie w pierwszym dniu urzędowania przy okazji strajku w kopalni Kazimierz Juliusz i zagrożeniem dla górniczych rodzin eksmisjami z mieszkań. I wtedy problemy udało się rozwiązać. Po tamtym doświadczeniu powiedziałam: nie może tak być, nie możemy stosować rozwiązań prowizorycznych dla jednej kopalni, zespół do oceny wszystkich spółek węglowych przyspieszył prace i obecny program to ich efekt. Niech nikt mi nie mówi o jakiejś apokalipsie czy tysiącach zwalnianych z pracy.

Zacznijmy od faktów – już w listopadzie okazało się, że nie będzie pieniędzy na wypłatę wynagrodzeń, a przed samymi świętami na wypłatę tzw. barbórki w Kompanii Węglowej, czyli dla 14 kopalń i blisko 49 tys. ludzi. Ten listopadowo-grudniowy kryzys udało się zażegnać, ale przecież nie rozwiązało to problemu ponad 4-miliardowego zadłużenia spółki. Mamy więc wybór – upadek albo naprawa. Przez lata można było dokładać pieniądze, łagodząc problem, dziś już się nie da. Mamy także ograniczenia Unii Europejskiej dotyczące pomocy publicznej. Gdybyśmy wspomagali spółkę z budżetu, stracilibyśmy wynegocjowane środki z nowej perspektywy budżetowej, tak ciężko przecież wywalczone. Dziwne, że nie wie o tym eurodeputowany Andrzej Duda.

Zresztą stopniowe dosypywanie pieniędzy skutkowało głównie tym, że okresy dosypywania stawały się coraz krótsze i nic nie wskazywało, że w sytuacji, kiedy średnio dopłacamy 45 zł do wydobytej tony węgla, przemysł węglowy nagle stanie się konkurencyjny. Podjęłam więc świadomie decyzję, że bez względu na koszt polityczny ten problem trzeba rozwiązać kompleksowo. W ogóle musimy na niego spojrzeć szerzej: jeśli chcemy, aby nasza energetyka – która na finiszu zmian ma zaoferować niższą cenę energii dla odbiorców – była oparta na polskim węglu, to trzeba zrobić wszystko, aby był on tańszy i konkurencyjny. To jest możliwe, jeśli górnictwo poddane zostanie restrukturyzacji, w tym wygaszaniu najbardziej nieopłacalnych kopalń, co przecież nie oznacza zamknięcia ich z dnia na dzień.

Ten program jest dla podatników kosztowny – ponad dwa miliardy w ciągu dwóch lat – a nie likwiduje żadnych kosztownych przywilejów, które są w tej branży wielkim obciążeniem.
To jest pierwszy krok odnoszący się do Kompanii Węglowej: cztery kopalnie będziemy wygaszać, dziewięć wejdzie do nowej spółki, która oczywiście musi dostać specjalne zasilanie, bo wśród tych dziewięciu mamy jeszcze dwie w bardzo trudnej sytuacji, ale dajemy im szansę. Dajemy ją dlatego, że wspólnie mają perspektywę rozwoju. Dziś nikt nie zainteresuje się kopalnią przynoszącą wyłącznie straty. Ja zresztą nie nazywam tego programem naprawy Kompanii Węglowej, ale programem ochrony miejsc pracy. Nam chodzi przede wszystkim o to, aby nie stracili pracy ci, którzy pracują pod ziemią. Tak właśnie cały program, łącznie z systemem odpraw i urlopów górniczych, jest konstruowany. Przedstawiamy naprawdę rozsądną i uczciwą ofertę.

Związki zawodowe o tym nie wiedzą?
Wiedzą doskonale. Nie jest prawdą, że z górnikami nie rozmawiamy, rozmawiamy bez przerwy. Nie obrażam się, że nie przyjeżdżają na rozmowy, sama jadę na Śląsk, bo wiem, że z ludźmi, przede wszystkim z górnikami, trzeba rozmawiać, trzeba wyjaśniać, bo ich niepokój jest zrozumiały. Oczywiście plan nie był negocjowany punkt po punkcie, bo tu trzeba działać szybko i zdecydowanie. Każdy miesiąc zwłoki to dla Kompanii Węglowej i zatrudnionych w niej ludzi mniejsze szanse wyjścia na prostą. Jest jednak bardzo wiele szczegółowych rozwiązań, o których można i trzeba rozmawiać. Cały program konstruowany jest przecież tak, aby jak najmniej ludzi straciło pracę, aby znaleźli zatrudnienie w nowych spółkach, tych nowych koncernach paliwowo-energetycznych, w skład których wejdzie zdrowa energetyka i uzdrowione kopalnie. Inaczej cały zabieg nie miałby sensu.

To jednak nie wszystko. Już niedługo przedstawiony zostanie program dla całego Śląska, także wprowadzania tu nowych przemysłów oraz modernizacji istniejących, w tym także rozwinięcie programu gazyfikacji węgla, na co możemy dostać pieniądze z Unii Europejskiej. Planujemy dalszy rozwój infrastruktury drogowej, w tym połączenia z portami w Szczecinie i Świnoujściu. Na modernizację portów mamy miliard euro, Szczecin stanie się portem morsko-rzecznym, to jednak wymaga, aby żegluga na Odrze odbywała się bez przeszkód, wspólnie z Niemcami jesteśmy w stanie odpowiednio to zrobić. W kwietniu mam podpisać porozumienie w tej sprawie z kanclerz Angelą Merkel. To tworzy nowe szanse dla Śląska.

Śląsk musi pozostać wielkim okręgiem przemysłowym. Jednym z elementów programu jest poszerzenie specjalnych stref ekonomicznych właśnie o tereny tych kopalń, które będą wygaszane. Jestem przekonana, że ten program może się wyłącznie udać. Pod warunkiem że zostanie zrealizowany od pierwszej do ostatniej strony. Jeśli zaczniemy się wycofywać i powiemy: może nie cztery kopalnie, ale dwie, a może jedna, to wtedy skazujemy ludzi na rzeczywiste bezrobocie.

I ma pani determinację, żeby się nie cofnąć? Opór związków będzie ogromny, opozycja będzie go podsycać. A partia powie: na Śląsku stracimy dużo głosów, a przecież Donald Tusk obiecał, że nie będzie zamykania kopalń.
Tak kiedyś powiedział. Ale sytuacja się bardzo zmieniła i ja muszę powiedzieć coś innego. Jestem przewodniczącą partii i jestem przekonana, że zaakceptuje ona moje stanowisko. Rządzimy po to, by podejmować także trudne decyzje, nawet w roku wyborczym. Zresztą jeśli tysiące górników nie będą dostawać pensji, bo kopalnie zbankrutują, to wybory wygramy? W to nie wierzę.

Mówi więc pani: macie program, ale on nie jest do negocjacji.
Wspominałam, że o wielu kwestiach w programie nie mówimy, że wiele pozostaje do negocjacji. Nie mówimy: oddajcie nam przywileje, oddajcie nam deputaty węglowe, które są ogromnym obciążeniem, nie mówimy: obniżymy wam pensje. W moim przekonaniu oferujemy uczciwe, niektórzy nawet mówią: aksamitne warunki, co nie znaczy, że nie będziemy rozmawiać o innych sprawach. Chcę pilnować jednego: aby każdy, kto pracował pod ziemią, zachował status górnika, nawet jeśli już jego kopalni nie będzie czy on sam znajdzie się na urlopie, jaki teraz proponujemy.

Przejdźmy zatem do kolejnego kryzysu, a właściwie kryzysów polityczno-medialnych. Mamy tu cały kompleks spraw, począwszy od kłopotów marszałka Radosława Sikorskiego, pani kłopotów z wizerunkiem, poprzez zamieszanie wokół ewakuacji Polaków z Donbasu, czy krytycznych ocen wykonania zapowiedzi z exposé.
Na ten ostatni temat mówiłam dużo na specjalnej konferencji i nie zgadzam się z opinią, że obietnic nie dotrzymuję. Intencje krytykujących mogą być różne, fakty mówią za siebie. Proszę zresztą zauważyć, że mówimy o okresie 100 dni, z których wiele przypadło na kampanię wyborczą, w trakcie której Platforma odrobiła prawie 10 punktów straty do PiS, oraz okres świąteczny, który zawsze hamuje prace, co sprawia wrażenie pewnego zastoju, chociaż rząd w tym okresie robił swoje. Ja zaś miałam wrażenie, że ciągle gonię uciekający czas. Wyjaśnijmy też wreszcie tę powracającą kwestię ewakuacji Polaków z Donbasu. Ani MSZ, ani MSW nie podawały nigdy daty 29 grudnia jako terminu ewakuacji. Ona pojawiła się – to sprawdził szef MSZ – na stronie konsulatu w Charkowie i nie była z nikim uzgadniana. Prawdą jest, że ściągnęłam ministra Grzegorza Schetynę z urlopu, aby dokonał z szefową MSW wszystkich uzgodnień, bo byłam zaniepokojona ewentualnym opóźnieniem. Tu nie było jednak żadnego opóźnienia, liczba chętnych się zwiększała, przyjazd trzeba przygotować i on zbliża się do finału. Ale zapomogi naszym rodakom wypłacamy cały czas, podobnie jak świadczymy pomoc humanitarną dla nich i dla Ukrainy.

Czy marszałek Sikorski i jego kłopoty są problemem dla Platformy?
Nie patrzę w ten sposób na Radosława Sikorskiego. Był najdłużej urzędującym ministrem spraw zagranicznych, i to bardzo dobrym. Był widoczny w Europie, na świecie, nasz głos dzięki niemu był słyszalny. A dzisiejsze jego kłopoty w dużej części są nadmiernie politycznie uwypuklane. Mam nadzieję, że wszystko pomyślnie się wyjaśni.

A zarzut, że pani rząd nie ma jasnych priorytetów, czytelnego przekazu?
Dziś w rządzie role są podzielone i każdy wie, co ma robić. Mogę więc dorzucać zadania wynikające z potrzeb bieżących. Teraz – liczę na to – będę miała więcej czasu na mój polityczny przekaz dla Polaków, na wyjaśnienie, dlaczego chcę być premierem nie tylko na czas do wyborów, ale także na następną kadencję. I dlaczego na scenie politycznej w interesie Polski powinna dominować Platforma Obywatelska.

Ambitnie. Ale określenie premier przejściowy już do pani trochę przylgnęło, a konkurentów do przewodzenia partii też coraz wyraźniej widać. Więc o co pani walczy?
Mam nadzieję, że to, co powiedziałam o roli Śląska, wskazuje, że nie myślę w kategoriach premiera przejściowego. Buduję plany na wiele lat, konsultuję je. Otóż uważam, że w obecnej sytuacji tylko Platforma jest partią, która może zapewnić Polsce proeuropejskość, tak aby dystans między nami a Zachodem szybko się zmniejszał, abyśmy czuli się silni i bezpieczni. Mówię może o kwestii oczywistej, ale naszej pozycji nie zbudujemy przez kłótliwość, tylko przez zdolność do współpracy w ramach Unii Europejskiej i przez rozwój gospodarczy. Proeuropejskość niesie ze sobą otwartość, szacunek dla odmiennych poglądów, hamuje radykalizm. Platforma gwarantuje też spokój między innymi przez racjonalne działanie, czego w żadnym przypadku nie daje PiS. Dlatego, choć cały czas staram się obniżyć stan emocjonalnego napięcia, by przeciwdziałać podziałom opartym na wrogości, to moim głównym celem jest zatrzymanie PiS w drodze do władzy. Mówi się, że w Polsce są dwie prawice: rządząca PO oraz opozycyjne PiS. To wielkie propagandowe uproszczenie, zamazujące rzeczywistą różnicę między obu partiami. Platforma jest partią zbyt pluralistyczną, aby ją można nazwać czysto prawicową, mamy swoje wyraźne skrzydła, nie ma też u nas jednoosobowego dowodzenia. Uważam, że ten kształt partii jest optymalny do rządzenia, zwłaszcza w dobrej koalicji z PSL. Odzwierciedla strukturę społeczną i polskie nastroje.

Mówi pani o partii tolerancyjnej i otwartej, ale nie jesteście w stanie przeprowadzić w Sejmie ratyfikacji konwencji przeciw przemocy wobec kobiet, przedstawić ustawy in vitro, skierować choćby do komisji projektu ustawy o związkach partnerskich. Przeszkadza pluralizm?
Moim priorytetem jest ratyfikacja konwencji przeciw przemocy. Mam też nadzieję, że uchwalimy wreszcie ustawę o in vitro. Jeśli chodzi o prace nad projektem ustawy o związkach partnerskich, to PO przedstawi własny projekt. Ale skoro mówię, że jestem przewodniczącą partii pluralistycznej, to muszę też uwzględniać różne poglądy w mojej partii i w społeczeństwie. Dajcie mi więcej czasu niż te 100 dni.

Premier Tusk mówił, że jest dumny z określenia jego polityki jako ciepłej wody w kranie, a pani swoją jak by określiła?
Tam gdzie będzie potrzebne przyspieszenie i determinacja, tam będą decyzje. Ciepła woda w kranie to dla Polaków już standard. Podbijam stawkę. Chcą więcej, chcą szybciej i na to zasługują.

Polityka 3.2015 (2992) z dnia 13.01.2015; Polityka; s. 13
Oryginalny tytuł tekstu: "Dajcie mi więcej czasu"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną